Prawdziwy dla Gry nie ma sprawy nie gniewam się
tak w sumie nie wiem od czego zacząć. Te zdarzenia były dla mnie przerażające i do dzisiaj na samą myśl o nich przechodzą mnie dreszcze. Potrafię jednak nabrać dystansu i ustosunkować się do nich. To są moje prywatne przeżycia które przez pewien czas towarzyszyły mi więc jeżeli ktoś ma pisać głupie komentarze że zwariowałam to proszę sobie darować. Jestem całkowicie zdrowa.
To była druga klasa gimnazjum, święto zmarłych. Zebraliśmy się w 4 osoby i na strychu u kumpla postanowiliśmy dokonać tego co zaplanowaliśmy. Oczywiście nikt z nas nie miał w tym doświadczenia, ani jakiegokolwiek pojęcia w wywoływaniu duchów. Jedyne to takie co widzieliśmy w filmach. Mieliśmy tekturowe kółko na druciku które wyglądało jak bączek-zabawka (na nim napisane cyfry 0-9 i litery od a-z), świece i taki patyczek który miał wskazywać nam jaką literę pokazał duch. Usiedliśmy w kółku każdy przed sobą miał ustawioną zapaloną świecę, na środku leżał talerzyk. Chwyciliśmy się za ręce i wszyscy razem zaczęliśmy wymawiać formułkę. Wywołaliśmy go, talerzyk nagle zaczął się kręcić powoli powoli aż coraz szybciej i szybciej jak dziko nakręcony. Poczułam dziwny i zimny powiew powietrza i nagle talerzyk momentalnie stanął w miejscu, jakby w ogóle się nie kręcił. Wskazał literkę M a następnie lekko się przekręcił na cyfrę 1. Myślałam że to jakiś kod czy coś ale momentalnie zgasła świeczka Marka. M1 marek jako pierwszy, tylko w czym.
A no w tym. Chłopak jako pierwszy doznał kontaktu z tym czymś. Miał cały czas zamknięte oczy i był jakby nieobecny nie reagował na nasze wołania. Jego dłonie zrobiły się zimne i bezwładne. nie trzymał nas za ręce bo jakby nie był wstanie. Później pamiętam że zaczął do nas mówić w niezrozumiałym dla nas języku myśleliśmy że żartuje ale on zmieniał barwy głosu jakby siedziało w nim kilka osób. Mówił głośniej, ciszej, szybciej, wolniej, tonem niższym i wyższym. PRZERAŻAJĄCO. O mało nie zemdlałam ze strachu. Później opowiadał nam że przez czas jego "przemówienia" on nic nie czuł i nic nie widział, czuł się jakby....no jakby w ogóle się nie czuł. Nie odwołaliśmy tego ducha bo kiedy tylko Marek znormalniał uciekliśmy stamtąd. Musieliśmy wywołać dość nieznośnego i złego ducha który przez cały czas nie dawał o sobie zapomnieć ale ja opiszę tylko siebie a znajomych zostawię w spokoju. Po tym zdarzeniu przez pierwszy tydzień miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje, za mną chodzi, że słyszę sapanie nad uchem. Często woda samoczynnie leciała z kranu. Pomyślicie ok woda przecież może lecieć usterka czy coś. Ale kiedy w kranie leciała woda ta rączka od baterii podnosiła się samoczynnie. to chyba nie jest normalne. Często słyszałam odgłos tłuczonych talerzy czy szklanek. Oczywiście nic się nie tłukło. Oczywiście nie było mowy o spaniu przy zgaszonym świetle na noc zawsze włączałam sobie radio po cichutku i słuchałam muzyki dla uspokojenia. Często mimo że miałam głośność na 1 to ona momentalnie ustawiała się na max. Wyobrażacie sobie o drugiej w nocy takie coś. Rodzice za pierwszym razem myślałam że mnie zabiją ale kiedy zdarzyło się to i drugi raz i trzeci ustawili mi radio a pilota wzięli do swojego pokoju (tylko z pilota można było zmieniać głośność). No i mimo że pilot był u nich to i tak głośność się przestawiła przyprawiając nas wszystkich o pobudkę godną mocnego strachu.
Dostawałam telefony z numeru zastrzeżonego. Najpierw głuche, ale później kiedy odbierałam ktoś sapał w słuchawkę takim samym dźwiękiem jak słyszałam nad uchem. Kiedy byłam sama w domu i się bałam to brałam różaniec i modliłam się. Kilka razy sznureczek od różańca po prostu się .... rozwiązał.
Ze snu budziłam się fioletowa bo nie mogłam oddychać, czułam jakby ktoś trzymał mnie za szyję, strasznie mocno bo nie mogłam tego czegoś odepchnąć czy zepchnąć z siebie. Kilka razy się zdarzyło to :mianowicie słuchałam muzyki i ni stąd ni zowąd muzyka w głośnikach komputerowych ucichała i dało się słyszeć dziwne dźwięki, takie same jak te które wymawiał Marek podczas seansu. I mimo że wyłączałam głos one nie ustawały. Raz nawet świadkiem zdarzenia była moja znajoma (ona nie miała pojęcia o wywoływaniu). Skwitowała to tylko "Co to k**wa?".
Cały ten horror trwał kilka miesięcy aż nie przyszedł ksiądz po kolędzie. W momencie gdy święcił mieszkanie dało się słyszeć przeraźliwy dźwięk jakby ktoś jeździł paznokciami po tablicy. Aż ministranci, moi rodzice i ksiądz się wzdrygnęli. Po czym ksiądz spojrzał na nas i stwierdził że mieliśmy w domu pasażera na gapę. Poświęcił mieszkanie dokładnie mówiąc przy tym "Zostaw ich w spokoju, spoczywaj w pokoju" czy coś takiego czy 'odejdź, spoczywaj w pokoju'. od tamtego czasu wszystkie wcześniejsze nękania ustawały aż w końcu ustały.
Pozdrawiam