Tropem olbrzyma - Planety X
W 1846 roku, została opublikowana praca astronoma Kenetha Changa na temat istnienia dziesiątej planety, tzw. Planety X
( patrz: A Tenth Planet ).
W roku 1978 została mocno wzmocniona teoria Planety X, gdy Robert Harrington i Tom Van Flanden z Obserwatorium Marynarki Wojnnej USA w Waszyngtonie przystąpili do opracowywania nowych danych naukowych masy Plutona i jego satelity Charona. Na tej podstawie ci dwaj astronomowie stwierdzili, że orbity Urana i Neptuna podlegają zakłóceniom na skutek grawitacyjnego oddziaływania jakiegoś nie zidentyfikowania ciała niebieskiego ( patrz:The location of Planet X ).
Harrington i Van Flanden posłużyli się wyrafinowaną techniką modelu komputerowego, która pozwoliła im wysunąć hipotezę, że to Dziesiąta Planeta, ochrzczona "Planetą X", wypchnęła Plutona i Charona z orbit wokól Neptuna, którego były satelitami.
Według nich Planeta X mogła być "planetą intruzem" przechwyconą przez Słońce i poruszającą się po niezwykle nachylonej orbicie wokółsłonecznej o bardzod długim okresie. Z ich obliczeń wynikało, że Planeta X powinna być 3-4 razy większa od Ziemi. Ta teoria jest niezwykle zbieżna z teorią prezentowaną przez Zecharię Sitchina, według którego rzeczywiście Nibiru, która była wyrzucona z innego systemu słonecznego, została przechwycona przez grawitację naszego Układu Słonecznego, po czym zderzyła się z jedną z planet, czego następstwem było powstanie pasa asteroid.
W roku 1982 NASA oficjalnie potwierdziła możliwość istnienia Planety X. W wydanym oświadczeniu znalazło się stwierdzenie, że "daleko poza najodleglejszymi planetami jest naprawdę jakiś tajemniczy obiekt".
W roku 1983 wystrzelony w kosmos satelita IRAS ( Infrared Astronomical Satellite ) - Satelita Astronomoczny do Badań w Podczerwieni, dostrzegł w gęblinach wszechświata duży, tajemniczy obiekt. Zaraz potem, 30 grudnia 1983 roku, Washington Post zamieścił streszczenie wywiadu z kierownikiem naukowym programu IRAS, Gerrym Neugebauerem z Laboratorium Napędu Odrzutowego ( Jet Propulsion Laboratory, JPL ) w Kaliforni.
Cyt. "W kierunku konstelcji Oriona przy pomocy orbitującego teleskopu odkryto ciało niebieskie, które może mieć wielkość planety-giganta Jowisza i może być tak blisko Ziemi, że jest częścią naszego Układu Słonecznego ...Mogę dodać tylko tyle, że nie wiemy co to jest".
W roku 1987 NASA wydała oficjalny komunikat dopuszczający istnienie Planety X, w następstwie którego Newsweek w numerze z 13 lipca 1987 roku doniósł:
Cyt: "W ubiegłym tygodniu NASA zorganizowała konferencję prasową w Ośrodku Badawczym Amesa w Kalifornii, aby dokonać dość dziwnego oświadczenie, zgodnie z którym "wokół Słońca może, lub nie - krążyć po ekscentrycznej orbicie dziesiąta planeta". Główny prelegat w czasie tego spotkania, naukowiec NASA, John Anderson oświadczył, że ma przeczucie, iż Planeta X jest gdzieś tam, jednak nie w pobliżu pozostałych dziewięciu. Jeśli ma rację, będzie można znaleźć odpowiedź na dwa najbardziej intrygujące pytania nauki dotyczące przestrzeni kosmicznej: co wywoływało tajemnicze zaburzenia Urana i Neptuna w XIX wielu? I co zabiło dinozaury 26 milionów lat temu?
Pod koniec lat osiemdziesiątych zaczęto podważać - ( a może maskować? ) istnienie dziesiątej planety. Tylko niewielu astronomów od tego czasu gotowa była przyznać, że jest to faktem. Jednak historia na tym się nie kończy....
7 października 1999 roku, w dzienniku stacji ABC pojawiła się wiadomość: "Dziesiąta Planeta? - zaburzenia ruchu komet wskazują, że coś tam jednak jest". Podano w niej, że astronomowie:
"znaleźli na obrzeżach Układy Słonecznego ślady masywnego, odległego, wciąż niewidocznego jeszcze obiektu - być może dziesiątej planety albo jakiejś zabłąkanej gwiazdy, która zdaje się spychać komety wgłąb naszego systemu z orbity oddalonej od nas o trzy biliony mil".
Takie wnioski wyciągneły dwa niezależne od siebie zespoły uczonych - jeden z Angli, a drugi z Uniwersytetu Stanu Luizjana w Lafayette - badające wydłużone, ekliptyczne orbity tak zwanych "komet dlugookresowych" pochodzących z chmury lodowych śmieci usytułowanej poza orbitą Plutona. Badacze ci uważają, że zachowanie komety najlepiej da się wyjaśnić obecnością "obiektu zakłócającego, działającego w rytm galaktycznych pływów".
Po dokładnym przeanalizowaniu natury "kosmicznego intruza", wysunięto wniosek, iż na pewno Pluton jest za mały aby być w całości odpowiedzialnym za wszystkie obserwowane zaburzenia wokół orbit Neptuna i Urana. Perturbaje w naszym Układzie Słonecznym wyraźnie wskazują na istnienie innych jeszcze obiektów, być może dziesiątej planety, umownie nazwanej Planetą X. Istnieją poglądy, iż przy obecnej zaawansownej technologii możliwe byłoby wykrycie tak dużej planety. W rzeczywistości wcale tak być nie musi jeśli taka planeta posiada bardzo wydłużoną orbitę eliptyczną, zbliżoną do orbity "komet dlugookresowych" pochodzących z chmury lodowych śmieci położonej daleko poza orbitą Plutona.
Carol Rutland, dyrekotorka Ośrodka Nauk o Kosmosie Uniwersytetu Stanowego Columbus, stwierdziła:
.......Naukowcy przychylający się do istnienia Plaanety X argumentują, iż duże ciało planetarne poruszające się po wydłużonej orbicie ekliptycznej może potrzebować czasu życia siedmiu do dziewięciu pokoleń na wykonanie pełnego okrążenia. Planeta X mogła pozostać nie zauważona, jeśłi przemieszcza się po bardzo długiej elipsie niemal prostopadle do płaszczyzny ruchu dziewięciu znanych planet. Taka orbita może być wydłużona do tego stopnia, że owa nieznana planeta może potrzebować od 700 do 1000 lat na jej pokonanie".
A tymczasem...
28 lipca 2005 roku, została odkryta Xena przez doktora Mike'a Browna z Caltechu w Pasadenie, którego badania były częściowo finansowane przez NASA.
Xena okazała się jednym z najbardziej błyszczących obiektów Układu Słonecznego, co było kompletnym zaskoczeniem dla astronomów. Zespół naukowców pod kierownictwem Mike Browna domniemywa, że „tak wysoka odblaskowość Xeny może być wynikiem wydostawania się na powierzchnię metanu”.
Jak jednak jest to możliwe (w Pasie Kuipera panuje przecież kosmiczna ”zima”), nikt dokładnie nie wie.
Badacze poszukujący Planety X, uważają, że takie dziwne zachowanie Xeny jest jak najbardziej zrozumiałe. W dodatku odkrycie dokonane przez Teleskop Hubble’a, jest kolejnym dowodem istnienia legendarnego ciała niebieskiego, przez starożytnych Sumerów nazwanego Nibiru.
Żeby Xena była tak jasna, musi w miarę często odnawiać swoją powierzchnię. W ostatnim numerze „New Scientist” napisał: „Powierzchnia Xeny jest jaśniejsza niż powierzchnia Antarktydy, jednak naukowcy nie mają pojęcia czym jest to spowodowane. Ponieważ okazało się, że jej średnica jest mniejsza niż z początku sądzono, oznacza, że musi odbijać około 86 % padającego na nią światła, a więc prawie tyle co świeży śnieg. Jaśniejszym ciałem w Układzie jest tylko Enceladus – książyc Saturna”. Richard Binzel – naukowiec specjalizujący się w badaniu planet w Massachusetts Institute of Technology, powiedział na wieść o doniesieniach Browna: „To szokująca wiadomość. Przestrzeń kosmiczna to bardzo brudne miejsce. Cząteczki wiatru słonecznego zmieniają strukturę lodu, z czasem powodując jego ciemnienie.
W kosmosie bardzo trudno, aby cokolwiek było jasne i świecące, bo wymaga to ciągłego odnawiania powierzchni”.
Brown zasugerował dwie możliwości odświeżania powierzchni Xeny. Planeta porusza się po bardzo wydłużonej orbicie, w odległości od 38 do 97 jedniostek astronomicznych (jednostka astronomiczna to odległość dzieląca Ziemię od Słońca). Kiedy znajduje się najbliżej Słońca, podczas swojego 560 letniego obiegu, może posiadać gazową atmosferę. Kiedy jednak oddala się od Słońca, dociera do niej tak mało światła słonecznego, że atmosfera musi zamarznąć, pozostając na powierzchni świeżą i świecącą. Richard Binzel zwrócił jednak uwagę, że podobny proces zachodzi także na powierzchni Plutona (porusza się w odległości 30-50 j.a.), który jednak jest ciemny i nie ma żadnych śladów odnawiania powierzchni. Kolejną sugestią Browna był wypływ świeżego metanu na powierzchnię. Binzel ripostuje: „Problem w tym, że astronomowie sądzą, iż wnętrze Xeny składa się ze skał i lodu. Aby metan (który jest gazem), przetrwał we wnętrzu tak odległej planety, potrzebne by było jakieś źródło energii. Niektóre obiekty kosmiczne są ogrzewane, kiedy znajdą się w obrębie działania sił grawitacyjnych dużo większych planet. Xena jest jednak absolutnie samotna. Nawet gdyby założyć, że posiada własnego satelitę, większego od niej dziesieciokrotnie, to o i tak byłby zbyt mały aby ogrzać Xenę. Nawet rozpad radioaktywnych izotopów w jej wnętrzu nie mógłby dostarczyć wymaganego ciepła. To naprawde niezwykła tajemnica”.
To co zdumiewa astronomów, dla poszukiwaczy Nibiru jest jasne jak słońce. Dla każdego kto śledzi teorie dotyczące Planety X, jest oczywiste, że Xena ma regularną możliwość odnawiania swojej powierzchni. Jeżeli przyjmiemy, że orbita Xeny zbiega się z orbitą „ciemnego” towarzysza Słońca, wówczas stanie się jasne, że to właśnie Planeta X powoduje możliwośc aby Xena zachowywała się jak...kometa! Jeżeli ten mały glob jest „zawieszony” pomiędzy dwoma gwiazdami, Słońcem i jego ciemnym towarzyszem (teoria ta mówi o Planecie X jako brązowym karle, wkrótce o tym napiszę), to jego aktywność znacznie wzrasta, kiedy znajdzie się w pobliżu Ciemnej Gwiazdy.
Dane dostarczone przez Teleskop Hubble’a wskazują, że Xena posiada niezwykle błyszcząca powierzchnię. Takie powierzchnie powstają w bezpośredniej bliskości masywnych planet. Xena nie ma takiego sąsiedztwa. Jednak regularnie musi się znajdować w pobliżu jakiegoś masywnego ciała, tak aby odnawiać swoją powierzchnię, jak to obserwujemy. Takie wyjaśnienie jest proste i logiczne. To właśnie periodyczne spotkania z Planetą X/Ciemną Gwiazdą/brązowym karłem, modelują jej powierzchnię. Tak więc Xena, mała planetka wielkości Plutona, może zachowywać się jak planetarnej wielkości kometa, kiedy znajdzie się w zasięgu oddziaływania Ciemnej Gwiazdy. Wówczas uwalniają się gazy z jej wnętrza, odświeżając powierzchnię. Kiedy jest blisko Słońca (tak jak teraz), zmrożona powierzchnia otrzymuje zbyt mało ciepła, aby stać się kometą. Jednak w największym oddaleniu od centrum Układu Słonecznego, napotyka brązowego karła, i tak właśnie staje się kometą.
To doprawdy niezwykły pomysł, aby Xena była kometą wielkości planety, w dodatku aktywną w dużej odległościod Słońca. Teoria ta jest jednak bardzo prawdopodobna. Jej twórcą jest Andy Lloyd, jeden z najbardziej kreatywnych badaczy Planety X. Jak sam twierdzi, jest w kontakcie z astronomami, którzy przyznają, że wyłącznie jego idea tłumaczy tajemnicę Xeny. Wszystko na to wskazuje, że gdzieś tam, w Pasie Kuipera, a może tuż poza nim, jest ciało kosmiczne o rozmiarach gazowych planet Układu Słonecznego. Ciało, które oddziałuje nie tylko na Xenę, ale w równych cyklach na cały Układ Słoneczny.
Być może temat ten zostanie jeszcze kiedyś uzupełniony...
Źródło: missionpharaoh.com
paranormalne.pl