Na początek zaznaczę, że dla mnie biblia to ładnie napisana bajka, w której jest parę mądrych rzeczy (jak każda bajka - ma morał), a katolikiem nie jestem. A teraz do rzeczy...
Po pierwsze - to, co mi się nie podoba w kwestii wolnej woli wg. kościoła katolickiego to nie to, czego wolno/nie wolno robić za życia (niektóre <ale nie wszystkie - znaczna część nauk jest bezsensowna> przykazania w biblii mają sens - na przykład "nie zabijaj" - o tym później w tym poście), ale to, co następuje po śmierci.
Wg. religii katolickiej sytuacja wygląda następująco:
1. ktoś jest zUy (definicja zła jest bardzo płynna, nawet w wersji uniwersalne - o tym za chwilę) za życia - idzie do piekła (wieczne męki wśród siarki i płomieni - bo bóg cię kocha!) albo w ogóle przestaje istnieć (bo bóg cię kocha!).
2. ktoś czynił zUo, ale nie na tyle, aby katolicki bóg go za to zabił - idzie do czyśćca, gdzie musi zrozumieć swoje błędy.
3. ktoś był dobry = idzie do "nieba", gdzie przez wieczność obcuje z absolutem.
Pojawiają się problemy:
1. dlaczego istnieje piekło? jeśli ktoś był za życia masowym mordercą, to po śmierci przecież i tak nie może już nikogo zabić (przyjmuję, że "dusza" nie może oddziaływać na świat "materialny" ani "zabijać" innych "dusz"), więc po co go zabijać? Przecież to niczego nie zmieni, poza skasowaniem jednostki, która nie chce być skasowana...
2. "Zrozumieć swoje błędy", czyli ogólnie rzecz ujmując: taki ktoś musi zafundować sobie pranie mózgu, po którym przyjmie on poglądy takie same, jakie ma katolickie bóstwo. Bardzo mocno kojarzy mi się to z Orwellowskim Rokiem 1984 i tym, co działo się ze Smithem pod koniec książki, kiedy ktoś mu prał mózg. Pod koniec Smith uznał, że system, który powoduje biedę, zacofanie etc. jest tak naprawdę rzeczą idealną.
Podobnie jest z katolickim bóstwem - jak dla mnie postępuje ono nielogicznie, momentami zachowuje się wręcz jak upośledzony dziesięciolatek, który ma problemy z kontrolowaniem agresji. Uważam, że zniszczenie ludzkości byłoby dobrym uczynkiem. Czy zatem, gdyby katolicy mieli rację, to katolickie bóstwo wyprałoby mi mózg, wmawiając, że jednak zniszczenie ludzkości to coś złego?
3. Wieczne obcowanie z absolutem - a jeśli ktoś był dobry wg. katolickiego bóstwa, a tego nie chce? Jak dla mnie to brzmi po prostu... Głupio - nie jest to rzecz, którą chciałbym robić przez całą wieczność. xP I zanim ktoś zapyta - tak, czytałem te wszystkie "relacje" ze śmierci klinicznej, gdzie różni ludzie opisują katolickie bóstwo jako ideał i tak dalej. Taka wizja wydaje mi się mało ciekawa.
Wychodzi więc na to, że według katolickiego bóstwa-Stalina mam dwa wyjścia:
1. Albo dam sobie wyprać mózg i pójdę do "nieba".
2. Albo nie dam sobie wyprać mózgu i zostanę zabity "na dobre".
Jest to dokładnie to samo, co robił wspomniany Towarzysz Stalin:
1. Albo dam sobie wyprać mózg, uznam Stalina za boga i będę dalej żyć.
2. Albo nie dam sobie wyprać mózgu i skończę z kulą we łbie albo w łagrze gdzieś na Syberii.
Dla mnie to nie jest ani wolna wola, ani wolność.
A teraz jeśli chodzi o poprzednie posty...
Tak poczytałem i myślę, że dorzucę dwa grosze.
Grzechu na sztuki duże i małe, ciężkie i lekkie
Taaak, do tego jeszcze sprzedawane w pakietach po pięć, dziesięć i piętnaście sztuk. Przy kupnie pakietu z piętnastoma sztukami 10% rabatu. xP
- jako takiego nie ma
. Spowiedź wprowadzono dopiero coś około 1200 roku na IV Soborze Laterańskim. Przez 1200 lat chrześcijaństwa niczego takiego nie było... Najbliższe prawdy są zasady karmy - obciążania jej i oczyszczania. Cokolwiek zrobisz, popełnisz i dokonasz jest to na plus lub na minus dla Twojej karmy. Jak nie zdążysz odpracować - masz dodatkowo na następne wcielenie. I w zależności co masz odpracować i ile takie dostajesz następne wcielenie. Dostajesz tak, żebyś miał szansę odpracować.
Teoria z karmą jest dziurawa jak dobry ser szwajcarski.
Co by się stało, gdybym zgładził całe życie we wszechświecie? Gdzie "winkarnowałyby" się owe "dusze"? Może by tylko tąpnęły nogami i się na mnie obraziły, że zepsułem absolutowi (w religii katolickiej - żądny władzy bóg-Stalin; według reinkarnacji - o ile mnie pamięć nie myli - chyba "światłość" - na jedno wychodzi) fajną zabawę? A co by było, gdybym zniszczył absolut?
W swojej nauce Kościół jako wiara (a nie instytucja korporacyjna Kościoła!) nie narzuca szczegółowo praktycznie nic. Poza oczywistymi dogmatami - nie zabijaj itd... Reszta została dośpiewana poprzez interpretację i nadinterpretację poprzez wieki i ukształtowana przez aktualną sytuację polityczną i gospodarczą. Dlatego uważam, że wolna wola istnieje u każdego. No ale trzeba mieć otwarte oczy i umysł i widzieć także ułomności i to co złe, które dzieje się w Kościele katolickim bo o takim mówimy. Jakby ktoś pytał, tak jestem katolikiem. Choć moja wiara wykracza poza ograniczone ramy wiary mojego kościoła. I już. Trzeba się rozwijać...
Dziesięć przykazań już coś narzuca - "pamiętaj, abyś dzień święty święcił" (w biblii jest to bodajże jeszcze dokładniej określone - chodzi chyba o szabat), "czcij ojca swego i matkę swoją" (a jak ktoś jest klonem? - wizja dosyć futurystyczna, ale jednak...), "wyznawaj tylko mnie" (bodajże pierwsze przykazanie) etc.
A może ktoś zna opowieść o byłym Aniele Lucyferze? Jak tak, nie ma po co tłumaczyć, skąd zło i piekło. Bóg go nie stworzył.
Skoro katolickie bóstwo nie wiedziało o tym, że zło powstanie, nie mogło temu zapobiec albo zło zostało stworzone bez jego udziału - to znaczy, że katolicki bóg nie jest wszechmogący i wszechwiedzący, czyli nie jest absolutem.
Inna rzecz, że skoro nie stworzył piekła, to dlaczego pozwala, aby dusze tam wędrowały, co więcej - sprawił, że bardzo łatwo tam trafić? Czyżby lubił utrzymywać konkurencję? xP
Bóg stworzył istoty, które miały być mu posłuszne, dlatego dał im wolną wolę. Możesz wybierać, jak chcesz żyć, ale tak jak ze wszystkim, są tego konsekwencje. Bo jak to rozumieć?
No tak - "dam ci wolną wolę, ale jak zrobisz coś nie tak, jak ja chcę, to wyślę cię do piekła".
Co do tych konsekwencji - to nie są "prawdziwe" konsekwencje, a jedyne te, które bóg (a raczej: ci ludzie, którzy napisali biblię) sobie wymyślił. Jeśli ktoś będzie pracował w niedzielę - nic mu się nie stanie. Nie będzie absolutnie żadnych negatywnych konsekwencji (no, może poza taką, że będzie odczuwał wyrzuty sumienia związane ze straconym, wolnym dniem xP), ale katolickiemu bóstwu się to nie spodoba. Bo nie i już.
Zabiję kogoś, ale to nic, Bóg mnie kocha. Wybaczy. Szalej dusza-piekła nie ma. Mogę robić co chcę i co mi się podoba. Nie podlegam pod karę.
Gdyby myślał tak każdy, zło byłoby dosłownie wszędzie. Sprawiedliwość musi być. Grzeszysz-pokutujesz, tak samo jak tu u nas na dole. Zabijasz-idziesz za karty.
Czyli, według ciebie, katolicki bóg jednak nie kocha ludzi, bo skoro ktoś zabije - to mu nie przebaczy? xP
Poza tym, historia pokazuje, że jednak katolicki bóg nie jest aż tak bardzo przeciwny zabijaniu. W końcu przez grubo ponad tysiąc lat ludzie zabijali się nawzajem w jego imieniu. Katolickie bóstwo spowodowało pośrednio więcej śmierci niż jakikolwiek dyktator, zaraza czy wojna.
Nie wspomnę już o tym, że katolicki bóg w samej biblii zabił od trzech do trzydziestu trzech (jeśli przyjąć, że w czasie biblijnego potopu zginęło około 30 milionów ludzi) milionów ludzi. Niezły z niego hipokryta - "ty nie możesz zabijać, ale ja - już jak najbardziej. W końcu jestem bogiem - co mi zrobisz?"
Oczywiście nie mówię, że zabijanie przedstawicieli swojego gatunku jest czymś pozytywnym (jak dla mnie to zbrodnia popełniona przeciwko własnemu gatunkowi), ale katolicki bóg mógłby chociaż być konsekwentny - przynajmniej byłby bardziej wiarygodny.
Co do antykoncepcji. Podczas współżycia 2 ciała łączą się w 1. Jest to rzecz wspaniała. Pomiędzy osobami jest więź, miłość, dlatego nie powinno się tego rozdzielać gumką.
Odpowiedziałbym na to, ale nie chcę robić zbyt dużego offtopa... O kopulacji w ludzkim wydaniu wypowiedziałem się już
Tutaj.
Homoseksualizm. Tego sobie nawet nie wyobrażam jako coś otaczającego mnie.
Uzasadnij. Jeśli już coś mówisz - podaj jakieś (jakiekolwiek - nawet te najłatwiejsze do obalenia, żeby tylko były...) argumenty.
Ograniczenia dobrze wpływają na ludzi. Podsumowując: co za dużo, to niezdrowo.
Zgodzę się. Powiedziałbym nawet, że ograniczenia są konieczne. Problem polega na tym, że te ograniczenia działają jedynie jak maska połączona z kagańcem i łańcuchem nałożona na pysk bestii - niby ładnie wygląda i nikogo nie krzywdzi, ale kiedyś maseczka się zsunie, a łańcuch się zerwie... (dzieje się tak, na przykład, w czasie każdej wojny).
Nie tłumaczy to jednak faktu, że niektóre przykazania katolickiego bóstwa są po prostu bezsensowne - na przykład "nie będziesz czcił innych bogów przede mną" (czy jakoś tak), które powstało tylko po to, aby nikomu nie przyszło do głowy zmienianie religii (czytaj: istnieje po to, aby utrzymać przy sobie wyznawców).
Dziwne... czyli ludzie niewierzący w Boga nie wiedzą co to zło a co dobro ?
Zdefiniuj zło. Zdefiniuj dobro.
Jeśli przyjmiemy dosyć "uniwersalną" definicję, czyli: dobro = dążenie do zminimalizowania ilości cierpienia; zło = dążenie do zwiększenia ilości cierpienia*, to naprawdę nietrudno dojść do wniosku, że zabijanie (człowieka - nie wiedzieć czemu, zwierzęta już sobie cierpieć mogą xP) = coś, co powoduje cierpienie (dla ofiary, a w czasach, kiedy powstawały tego zasady, ofiarą mógł zostać każdy) = zło (bo cierpienie nie jest odbierane jako rzeczy przyjemna).
Przynajmniej tak to wygląda w praktyce. Ale o tym za chwilę.
* w takim przypadku zło jako takie nie istnieje - jeśli ktoś coś robi, to z reguły robi to, bo uważa, że tak jest słusznie = myśli, że czyni dobro.
Bez systemu kar i nagród nie można do tego dojść ? Tja, zabijanie jest swietne, kazdy niemowlak o tym wie i chce to robic, jedyne co stoi mu na przeszkodzie to to, ze nie ma na tyle sily fizycznej. Osiaga doroslosc i gdyby nie "nauki" wzielo by noz i poszlo zarzynać bliznich...
Cóż, jak widać niektórzy ludzie (na przykład setki milionów, a być może i miliardy żołnierzy, którzy walczyli we wszystkich konfliktach w dziejach ludzkości etc.) nie byli w stanie do tego dojść mając nawet prawo, przykazania pochodzące rzekomo od bóstwa etc.
Gdyby mordowanie się nawzajem nie było przeciwko ludzkiej naturze, to nie powstawałyby wojny (nawet prymitywne plemiona często się nawzajem mordowały), prawo nie przewidywałoby w ogóle czegoś takiego jak morderstwo etc. Moim zdaniem gatunek homo sapiens sapiens ma wpisane w genach cechy, dzięki którym przeciętny przedstawiciel może zostać maszyną do zabijania (przynajmniej pod względem mentalnym. Idealny materiał na żołnierza, jeśli pominąć problemy z lojalnością). A że ludzie nie zabijają się nawzajem na co dzień? Cóż, jest prawo (wymyślone przez tych, którzy jednak doszli do tego, że zabijanie jest złe), jest wychowanie i tak dalej, które te instynkty nieco temperują. Ale to tylko maska.
Co nie zmienia faktu, że - według mnie - jeśli jakieś bóstwo mówi "nie zabijaj", to nie ogranicza ono wolności (a co za tym idzie - także wolnej woli), w końcu wolność polega na tym, że można robić cokolwiek się chce - tak długo, jak nie szkodzi się innym.
(...) A człowieka niektórzy uważają za totalnego idiotę, który gdyby nie książka, którą ma w swojej biblioteczce, wyrznalby caly swoj gatunek. Delfiny nie potrafią czytać a są niezwykle szlachetnymi ssakami. Tyle ode mnie. Pozdrawiam
Delfiny i ludzie to dwa różne gatunki zwierząt. To, że mały żółw nikogo nie zabije, nie oznacza, że taki Waran z Komodo będzie miał opory przed zżarciem człowieka jeśli będzie akurat głodny. A przecież oba to gady...
Co do wyrzynania - tak jak napisałem wyżej. Nawet z (rzekomo) świętymi księgami, filozofią, prawem etc. ludzie nadal się zabijają - wojny, "zwykłe" (cywilne) morderstwa etc. Ba, kilka razy mało brakowało (kryzys kubański; cała zimna wojna ogółem), a gatunek ludzki rzeczywiście by sam siebie zniszczył.
P.S. Wtrącę jeszcze jedna rzecz... Zakładając, że Bóg Katolicki istnieje, oraz że samobójstwo to rzeczywiście jeden z najgorszych grzechów, to czy mnich Thích Qu?ng ??c klik poszedł do piekła ?
O ile zakazu zabijania nie uznaję za ograniczenie wolności, o tyle samobójstwo - już tak. Skoro według katolickiej religii bóstwo dało każdemu człowiekowi życie - to znaczy, że to życie jest własnością danego człowieka. Nie chce tego życia - może się zabić. W końcu nie prosił się na ten świat. xP
POKÓJ

Wolałbym co najmniej pokój z łazienką i kuchnią. Najlepiej gdzieś na Florydzie.