Ja z początku nie zwracałam uwagi na wiatr(szczelne, słabo przepuszczające dźwięk okna robią swoje), dopiero około 22 kiedy to wysiadł prąd zoriętowałam sie co się dzieje - i wyszłam na dwór zobaczyć jak mocno wieje :devil: . Kiedy jednak zobaczyłam ,że pół południowego nieba zaświeciło się dwukrotnie na niebiesko a linie telefoniczne i energetyczne wyglądają jakby za chwile miały się urwać i polecieć prosto na mnie postanowiłam wrócić do domu - i znów nie przejmowac się pogodą - jako ze nie chciało mi się spać to zapaliłam świeczki, znalazłam na dnie szafy starą gierkę - tetrisa sprzed 5 lat i baterie do niej, włączyłam przenośne radyjko i siedziałam tak grając w tetrisa i słuchając RMF-u do momentu kiedy to zobaczyłam ze burza którą wcześniej widziałam gdzieś w oddali przeniosła się teraz nad moj dom ,takiego widowiska nie mogłam przegapić. Pogasiłam świeczki, usiadłam na parapecie i obserwowałam z nieukrywanym zachwytem przedstawienie jakie przygotowała dla mnie pogoda ( :brawo: ), uwielbiam burze z piorunami i przeogromny wiatr! Obserwowałam zjawisko przez jakiś czas kiedy nagle zdłam sobie sprawę ,że wierzowce, które zawsze widzę z okna (mieszkam jakiś 1km od nich, a są na wzniesieniu) są dla mnie niewidoczne (widoczność wszystkiego innego była taka jak przy zwykłym nocnym deszczu), ukryły sie w czymś w rodzaju gęstej mgły (tyle ,że ja w zyciu nie widziałam żeby te wierzowce były pogrążone w mgle - są poprostu za wysoko), co więcej mgła ta szybko się porusza w moją stronę (niesamowity widok), dopiero wtedy się przestraszyłam , odskoczyłam z parapetu i usiadłam na położnym metr od okna łóżku :aaa: ,ledwie to zrobiłam usłyszałam hałas którego nawet moje "dżwiękoszczelne" okna nie były w stanie stłumić - o szybę uderzały gradowe kule. Miałam szczęście,że w porę odskoczyłam od okna bo chyba bym zawału dostała jakbym siedziała tam 2 sekundy dłużej :ojej: . Trwało to moze z minutę po czym słyszałam już tylko wiatr przeplatany co chwilę jakimś stłumionym grzmotem. Powróciłam na mój punkt obserwacyjny - parapet i znów podziwiałam wspaniałe fajerwerki stwrzone przez pogodę - błyskawice przeplatające całe niebo. Zjawisko było jednak coraz rzadsze, gdy przerwa miedzy kolejnymi błyskawicami zaczeła wynosić około 4 minut zapaliłam powtórnie świeczki i powróciłam do gry. Było coś koło 2 w nocy. Nie pamiętam kiedy pogasiłam świeczki i zasnęłam. Około godziny 4 nad ranem obudził mnie dźwięk 2 telewizorów (1 u mnie w pokoju i 1 na parterze, do teraz mnie dziwi dlaczego telewizory się od tak same uruchomiły) i światło w łazience obok mojego pokoju - wrócił prąd :victory: . Powyłaczałam wszystko co działało na prąd a było poza obrębem mojego pokoju a w moim telewizorze zaczęłam przeszukiwać programy za jakimiś informacjami - oczywiście znalazłam (ten orkan to naprawdę "temat woda":-]) i uzyskałam pare cennych informacji(jak to, że wiele pociągów zostało odwołanych). Po chwili "padłam", wyłączyłam telewizor i w jednej chwili zapadłam w sen. Niedługo jednak trwała moja drzemka - około 5 rano obudziłam się zalana potem i zmarznięta (do teraz nie wiem o co chodziło mojemu organizmowi, ani sie nie bałam wichury, ani nic mi się nie śniło), usłyszałam rozmowę moich rodziców - mama martwiła się jak dostanie się na pociąg przy takim wietrze (na domiar wszystkiego znowu wybiło prąd) - zakrzyczałam do niej więc "I tak z pewnością ten pociąg jest odwołany! Zadzwoń ,że nie przydziesz do pracy!" , moja mama zrobiła co jej poleciłam - wysłała SMS-a do koleżanki z pracy i po paru sekundach dostała odpowiedź żeby sobie "Poszła jeszcze lulu"

bo koleżanka wszystko załatwi (swoja drogą - co ta koleżanka robiła na nogach o 5 rano? :cafe: , to moja mama musi godzinę codziennie dojeźdzać do pracy, nie ona). Po tym zdarzeniu już nic nie pamiętam - obudziłam się o 9 rano z fatalnym samopoczuciem które jednak w trakcie dnia szybko ustępowało i teraz już nie mam ochoty na nic innego jak ze wszystkiego się śmiać

.
Wiem, ze pewnie nikt tego nie przeczytał ale nic nie szkodzi - pisanie tego sprawiło mi niezłą radochę :brawo: