nie podoba mi sie ze debate prowadzil ktos kto nigdy nie palil, ja palilem 1.5 roku dzien w dzien po pare razy i rzucilem z dnia na dzien, wiec te uzaleznienie psychiczne jest nieduze
To nie jest żaden argument. Czemu? Bo ja paliłem zielsko przez lat 12. Na początku okazyjnie, na imprezkach czy przy weekendach kiedy akurat nie było co robić. Z czasem "maryśka" pojawiała się w moim zyciu coraz częściej, w końcu codziennie. Przez wieele lat miałem podobne zdanie co wielu młodych tutaj kolegów: "przecież to miękki narkotyk, a więc małoszkodliwy". Ok, pewnie, że "ziółko" nie narobi takich spustoszeń w organiźmie jak np. amfetamina, ale nie jest tak że pozostaje to obojętne dla organizmu, a tym bardziej psychiki (no i portfela). Powiem tak: ja też potrafiłem rzucić palenie z dnia na dzień, ale po jakimś czasie wracałem do nałogu. Tu nie problemem jest rzucenie, problemem jest późniejsza abstynencja. Czemu jest problematyczna? Ano dlatego, że w bardzo wielu przypadkach "maryśka" sprzyja powstawaniu stanów depresyjnych, czasem lekkich, czasem cięższych. Najgorsze jest to, że zażywający tego nie widzi, a przynajmniej widzieć nie chce. Każde niepowodzenie zatapiane jest czymś co "przynosi ulge", czyli "ziółkiem". I tak to sie samonapędza. Oczywiście nie wszyscy są równie podatni na uzależnienia. Jedni skończą na okazyjnym popalaniu, a następni wpadną w regularne "zażywanie". Patrząc na otoczenie w którym ja przebywałem to moge śmiało powiedzieć, że statystynie sporo więcej jest tych, którzy palili regularnie i miało to potem wpływ (negatywny) na ich życie. Podsumowując i tak przydługi wpis (bo przecież debata jest tuż tuż) to pamiętajcie, że marihuana to substancja psychoaktywna, a więc taka która nie jest obojętna dla naszej psychy.
Pisać na ten temat mógłbym jeszcze długo, ale ze zrozumiałych względów robić tego nie będe, myśle że i tak "odpowiednie" argumenty się tutaj pojawią, a w razie gdyby ktoś chciał skorzystać z "wiedzy starego palacza" to służe;)
Użytkownik olorin edytował ten post 22.07.2010 - 07:21