Zdajesz się zapominać o jednej rzeczy: narkotyki i tak można bez problemu kupić. Zakaz powoduje, że zajmują się tym po prostu grupy przestępcze, ergo, jest to impuls dla ich powstania i pożywka dla istnienia.
Można. Z tym, że handlarze tym towarem nie są ludźmi którzy mogą się z tym swobodnie obnosić i czerpać z tego legalne zyski (i bezpiecznie chodzić ulicami dumni z powodu tego co robią). Dlatego właśnie, że są przestępcami, możemy ich ścigać, chwytać i wsadzać tam, gdzie ich miejsce. A i nie bardzo rozumiem ten argument - grupy przestępcze nie znikną ani nie mniejszy się ich ilość gdy nagle zalegalizujemy marihuanę. Dalej będą istnieć i dalej będą działać tak samo jak handel nielegalnym alkoholem czy tytoniem (które to legalne są a i tak grupy przestępcze się tym zajmują).
Wolę by pieniądze wydane na walke z wiatrakami jaką jest walka z narkotykami były przeznaczone na kampanie informacyjne o ich szkodliwości.
Tego też nie rozumiem. "Kampanie informacyjne" to też "walka z wiatrakami" - bo praktycznie nic nie dają. Więc zamiast pieniędzy wydawanych na walkę z wiatrakami wolałbyś wydawać je na walkę z wiatrakami? Jedyna różnica między tymi "walkami z wiatrakami" byłaby taka, że w Twojej wesji marihuana byłaby legalna, więc byś się cieszył. I to jest jedyny cel.
Ja z kolei bym wolał, żeby na walkę z narkotykami poszło jeszcze więcej pieniędzy i zainwestowanoby w znaczne zwiększenie skuteczności wykrywania i łapania handlarzy.
Mamy w Polsce jednak podwójny absurd. O pierwszym wspomniałem: produkcją i dystrybucją narkotyków zajęły się mafie. Drugi jest jeszcze gorszy: sam fakt penalizacji posiadania narkotyków jest zamachem na wolnośc osobistą. Z jednej strony karze za "niewłaściwy" styl życia, z drugiej likwiduje zasadę domniemania niewinności i prewencyjnie skazuje za możliwośc dilerki.
Tak właściwie to nie tylko w Polsce - ogromna większość krajów tak postępuje. Po drugie nie jestem do końca pewny, czy "przejmowanie danego biznesu od mafii przez państwo" jest moralnie dobrym wyjściem i usprawiedliwia fakt legalizacji tego czegoś. Prostytucję też ma przejąć? Po trzecie - karanieza posiadanie narkotyków nie jest zamachem na wolność osobistą. To przypomina mi wybitnie niedojrzały argument pojawiający się dość często po 1989 roku - "mamy demokrację, więc mogę robić co chcę". Otóż nie - nie możesz. Wolność osobista nie jest przyzwoleniem na robienie co się chce i to należy zrozumieć.
Nie rozumiem też tego pogrubionego przeze mnie fragmentu. Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii mówi wyraźnie:
"Art. 62. 1. Kto, wbrew przepisom ustawy, posiada środki odurzające lub substancje psychotropowe, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3."
Karalne jest samo posiadanie, nie jakaś "możliwość dilerki".
No ja nie chce żeby to państwo decydowalo o tym jak i gdzie będzie dorastać moje dziecko.
No to musisz się wyprowadzić do buszu albo dżungli tam gdzie państwo nie sięga
Więc wprowadźmy ich jak najwięcej...! Czuję logikę. Tłumaczmy, rozmawiajmy, informujmy, czytajmy Biblię. Zakaz nie jest rozwiązaniem
Nie ma potrzeby wyolbrzymiania. Faktem jest, że potrzebnych jest wiele nakazów/zakazów, ale nie "jak najwięcej". Zakaz jest rozwiązaniem, bo nie zawsze tłumaczenie i informowanie pomaga. Więc gdy ktoś jest na tyle naiwny albo głupi, że olewa tłumaczenia i informacje, wtedy jest sankcja prawna żeby wiedział, że jeśli koniecznie chce to zrobić, to może, owszem. Ale jak zostanie przyłapany, to słono za to zapłaci.
No i co nakaz zmienia? Tylko tyle, że państwo może mu mandat przyłożyć.
Zmienia. Więcej ludzi te pasy zapina i potem nie musimy ich grzebać albo leczyć z poważnych urazów. Prawo to prawo - jest, więc się stosuje do niego jak np jazda z włączonymi światłami.
Istnieje niewielki - ale jednak - procent ludzi, którzy przeżyli wypadek tylko dlatego, że pasów zapiętych nie mieli
Więc prawa mamy opierać na "cudach"? Skuteczność pasów jest bezsprzeczna i nic nie zmieni faktu, że znacząco pomagają one w razie wypadku. Ale to jest takie zbliżanie się do sposobu myślenia zwolenników legalizacji. "Nakaz zapinania pasów jest beznadziejny, bo są ludzie którzy ginęli przez zapięte pasy". Czyli prawo ogólnie bardzo dobre uważamy za beznadziejne, bo znaleźliśmy jakiś mało ważny element który to nam wydaje się niezwykle ważny. W przypadku marihuany mamy to samo - prawo ogólnie dobre (zakaz posiadania narkotyków) uważa się za beznadziejne z niewzykle mało ważnego powodu - "bo ja palę i wydaje mi się, że to jest świetne!"
Dlaczego ktoś inny ma więc decydować za mnie?
Znowu nie ma potrzeby wyolbrzymiania. Nikt nie będzie o wszystkim decydował za Ciebie. Ale są pewne sprawy o których będą - i to normalne i powinieneś o tym wiedzieć. Nie zbudujesz domu, jaki sobie zechcesz i gdzie sobie zechcesz. Nie kupisz wszystkiego, co tylko zechcesz. Nie zrobisz wszystkiego co zechcesz - zawsze spotkasz się z jakąś sytuacją w której nie zrobisz tego, co byś chciał. To jest normalne i nie wiem skąd to oburzenie. Całkowita wolność może iść w parze z człowiekiem, który jest idealnie odpowiedzialny. A że takich ludzi nie ma, to i całkowitej wolności nie uświadczymy.
Cały czas krąże wokół niezwykle ważnego pytania więc i w końcu je zadam: do kogo właściwie należy moje życie?
Do Ciebie, ale nie znaczy to, że możesz robić co chcesz (o czym mowa już była). Anarchia to beznadziejny pomysł.
Ponawiam: czy państwo ma wszystko zakazać/nakazać w imię "dobra obywateli"?
I po raz kolejny to samo. Czy mówię o "nakazywaniu/zakazywaniu wszystkiego"? Póki co wydajesz się być przeciwny wszelkim zakazom/nakazom i uważać, że każdy powinien robić co chce. Myślę, że na przykład człowiekowi który miałby wielką potrzebę chodzenia nago do miejsc uznawanych za święte taki tok myślenia by się podobał. No ale tak to już jest, że ludzie będący w mniejszości zazwyczaj niezwykle wierzą w słuszność swojego występowania przeciwko pewnym normom i nakazom (prawnym lub też obyczajowym).
Skoro tak Ci będzie łatwiej
Nie chodzi o łatwiej/trudniej, tylko o sens. Mam pisać dwa razy to samo w dwóch różnych tematach? Dziękuję, wolę poświęcić ten czas na coś innego
Dlatego póki co postaram się zachować swoje siły wyłącznie na debatę