Zgadzam się z ironmacko - tak trzymać!
Aquilla co za różnica czy to było spotkanie z wyższą świadomością czy tylko wytwór własnej głowy jeżeli to zmienia pozytywnie człowieka? To naprawdę bez znacznia, uwierz to są tak wewnętrzne sprawy że o tym się nie dyskutuje. Ja nie neguję tego że to wytwór synaps + substancja. Być może, ale może nie. Nie wiem i szczerze to naprawdę mnie to nie obchodzi. Wiem jak cudowne to uczucie i mam świadomość, źe to tylko kwestia wiary, ale czy to ważne dlaczego jeźeli dzięki temu można naprawdę wiele pozytywnego wyciągnąć?
Dla mnie jest to kolosalna różnica. Jeżeli ktoś ma świadomość, że to wytwór jego umysłu, wizje spowodowane wyłącznie chemią, to jeszcze wszystko jest w jako takim porządku (jako takim, ponieważ ogólnie zażywanie chemii w takim celu jest dla mnie czymś, co potępiam). Ale gdy ktoś tym samym majakom chce przypisywać jakieś "kosmiczne" pochodzenie albo łączenie się z jakąś "duchową istotą", to jest to zwykłe oszukiwanie samego siebie (i czytelników przy okazji) oraz nadawanie działaniu chemii jakiś mistycznych cech. Jak z parzeniem herbaty - listki herbaty w połączeniu z wrzątkiem oddają jej swój aromat i smak przy okazji barwiąc ją na specyficzny kolor. Czysta chemia. Gdyby zaś ktoś zaczał mówić wówczas o "kosmicznym połączeniu", "przekazywaniu duszy" itp to po prostu nadawałby tej zwykłej reakcji bardziej poetycki wymiar - dodajmy do tego Wszechświat i tego typu sprawy i mamy już przeżycie duchowe. Ja nie skupiam się na tym co daje człowiekowi taka reakcja i takie podejście - skupiam się na sednie sprawy. Jakkolwiek by nie patrzeć na parzenie herbaty to i tak będzie to zwykłym parzeniem herbaty, niczym więcej. Tak samo jest z narkotykami. Cokolwiek poczujesz, cokolwiek zobaczysz, cokolwiek przyjdzie Ci do głowy - to tylko wynik tego, że odpowiedni związek chemiczny w odpowiedni sposób wpłynął na Twój mózg. Nie ma w tym nic mistycznego. Tylko człowiek, jeśli bardzo chce tak to postrzegać, może nadać temu taki (fałszywy) wymiar.
Co do dzieciaków za którymi biegają kamienie. Mówisz o krzewie ozdobnym bieluniu należącym do psiankowatych, do nich należy jeszcze kilka roślin, między innymi wilcza jagoda. Rośliny te to zupełnie inne liga niż grzyby/kaktusy/konopie. Atropina (główny składnik aktywny w tych roślinach) to potężna substancja i owszem rośliny z rodziny psiankowatych również były używane przez szamanów, ale okiełznanie tego to zupełnie inny poziom. Nie bez powodu mówi się o nich że to "szatańskie ziele". Każdy rozgarnięty człowiek, nie tknie psiankowatych, bo wie jak trudne są to substancje. Nawet szamani nieczęsto ich używają, bo do tych roślin potrzeba ogromnej wiedzy i doświadczenia. Jeżeli ktoś bez zastanowienia się sięga po psiankowate to musi być skończonym durniem i tyle mam do powiedzenia o biegających kamieniach.
Tak, to historia związana z czymś takim. Chodziło mi jednak o to, że to świetny przykład obrazujący to, że takie "wizje" i "doznania" to po prostu efekt chemii i fantazje mózgu, nic realnie "kosmicznego" czy realnie związanego z jakąś "siłą/wiedzą wyższą". Różnica polega na tym, że tutaj dzieciom ukazała się scena wybitnie nierealna (goniące, krwiożercze kamienie) i po prostu głupia. Po czymś takim dorosły człowiek powinien mieć świadomość, że to tylko bezsensowne halucynacje. Co jednak, gdy jego halucynacje będą podobne do tej z tego Twojego linka? Gdy człowiek będzie miał działające na tej samej zasadzie przecież halucynacje (chemia + mózg) ale o tematyce bardziej "kosmicznej" albo "łączności ze Wszechświatem" czy też "odbieraniem wiedzy od wyższych istot" to jakwtedy zareaguje? Jedni będą mieli świadomość, że to tylko halucynacje, ale znajdą się i tacy, co będą skłonni uznać, że te halucynacje "naprawdę miały miejsce" i że faktycznie doznał to, co wydaje mu się że doznał.
Dlatego właśnie i tacy ludzie od opowieści z Twojego linka jak i szamani naprawdę wierzą, że ich halucynacje to jakieś faktyczne "podróże" czy "objawienia". Po prostu dlatego, że wolą tak wierzyć. Wolą tak patrzeć na ten temat. A jak wiemy "wolę" nie zawsze oznacza "prawdę".
Dlatego jedni akceptują fakt, że halucynacje to halucynacje, inni zaś wolą bardziej romantyczne podejście do tematu i nie przekonają ich fakty - romantyczna wizja jest po prostu fajniejsza i tyle.
Ludy starożytne uważamy za lepsze od nas z bardzo prostego powodu. Ich symbioza z naturą, ich szacunek do Ziemi i przyrody to poziom którego my nie osiągnęliśmy jeszcze. Pod tym jednym względem przewyższają nas do dzis.
To ponownie jest po prostu nadawaniem rzeczywistości bardziej romantycznego posmaku. "Symbioza z naturą"? W ciągu istnienia rodzaju ludzkiego nie było nigdy "symbiozy z naturą" w takim sensie w jakim zazwyczaj się ją lansuje. Od niepamiętnych czasów gatunek ludzki był skazany na niewygodę i łaskę natury która nim pomiatała i wystawiała na działanie żywiołów. Nierzadko najzwyczajniej na świecie padał ofiarą zwierząt drapieżnych. W późniejszych czasach (starożytność) wiecznie eksploatował naturę - polował, ujarzmiał, wycinał, wypalał. Gdy otrzymał możliwość zmieniania i wykorzystywania otaczającego świata - zaczął to robić. Twoje starożytne cywilizacje nie chciały "symbiozy z naturą" - oni chcieli ją ujarzmić. Szukali nowych nasion, udomawiali zwierzęta, regulowali rzeki, wycinali lasy, polowali na zwierzęta i nierzadko doprowadzali do ekologicznych katastrof, szczególnie wtedy gdy nadmiernie wycinali lasy.
Owszem, ludy pierwotne cechują się większym szacunkiem dla przyrody, lecz to też nie jest do końca prawdziwe. Przede wszystkim cechuje ich takie podejście, bo mogą sobie na nie pozwolić. Niestety nie dożyjemy czasów, gdy zwykły przyrost naturalny po prostu zmusi ich do coraz większego eksploatowania ziemi. Bo gdy jedno plemię zajmuje 2500 kilometrów kwadratowych, to zwyczajnie nie musi działać na przyrodę tak, jak my. I nie produkuje tego, co my.
W amazonii szamani leczą za pomocą ayahuaski, gdzie szaman wraz z pacjentem wchodzą w trans, w którym szaman poznaje i leczy chorobę nie poprzez leczenie ciała a ducha, często aya wskazuje roślinę, którą należy leczyć później, ale zaczynają od ducha. Oczywiście mamy swoje osiągnięcia w medycynie i zarówno jedni od drugich powinni się uczyć. Powinniśmy czerpać z wiedzy ich jak i oni z naszej. Jednak zauważ, że jest tu dość duże podobieństwo do kultur azji, gdzie leczenie zaczyna się od przywrócenia przepływu energii, czyli jakby na to nie spojrzeć od leczenia ducha. Oczywiście możemy dystkutować czy jesteśmy tylko zwierzątkami, czy też może istnieje jakaś wyższa świadomość, której zwykle nie odczuwamy, a której jesteśmy częścią. To kwestia wiary i z tym trudno dyskutować.
I tu następuje kolejne zderzenie naszego podejścia do świata. Ja bym określił to słowami "szamani są przekonani, że leczą za pomocą...". Ponieważ ich metody leczenia i rola "duchowości"/"transu" itp to jedynie ich intepretacja i ich wiara. Egzorcyści również są przekonani, że leczą za pomocą "Bożej łaski" - jednak to również tylko i wyłącznie ich intepretacja. Gdy ja patrzę na to samo co oni i posiadam swoje przemyślenia na ten temat (szatan to postać mityczna, zmyślona, nie istnieje tak samo jak nie istnieją "złe duchy") to jasne staje się to, że nadają swoim "nie-duchowym" działaniom "duchowy wymiar". Innymi słowy - oszukują sami siebie.
I słusznie zauważyłeś - to kwestia wiary. Wiary - a więc czegoś, co nigdy nie da nam twardych dowodów. Czegoś, w co można uwierzyć tylko wtedy, gdy się "otrzymało łaskę" - czyli po prostu "chce".
Co do negowania - wynika ono z dwóch powodów. Po pierwsze, jako zwolennik stałego utrzymywania swojego umysłu w stanie "racjonalnym" (
) wszelkie zażywanie tego typu środków jest czymś godnym potępienia. Po drugie - jak już mówiłem podejście grupki osób, choćby i najbardziej szlachetne, nie powinno mieć wpływu na legalizację środka "dla mas". Choćbyś i miał same piękne wizje uszlachetniające Cię wewnętrznie - to legalizacja nie kręci się tylko dookoła Ciebie. To akt prawny wpływający na cały kraj, na całe społeczeństwo. I dlatego na nią zgodzić się nie mogę.