Śniło mi się gdzieś z półtora tygodnia temu, że w moim domu moja sypialna zmieniła lokalizację, zamiast na piętrze znajdowała się na parterze (prosto z łóżka mogłem się udać do ogródka). No ale nie była to najdziwniejsza rzecz. Ni stąd ni z owąd znalazłem się w miejscu oddalonym gdzieś o kilometr mojego domu zaraz za Kokocińcem (kto mieszka w Katowicach ten wie gdzie to jest
) i wielkim zaskoczeniem był dla mnie widok właśnie tych mechanicznych psów
które zamiast ogonów miały wentylatory...
Później znalazłem się jakimś cudem w jakimś zadupiu w centrum miasta, leżałem pod drzwiami kamienicy ubrany w szlafrok i przykryty jakąś pianą czy cholera wie czym. Zorientowałem się, że mam gorączke i łupie mnie w kościach (faktycznie w rzeczywistości miałem grypę, ciekawe jakim sposobem te uczucia przedostały się do snu). W końcu drzwi kamienicy się otwarły, wyszła jakaś stara baba i krzyczy "AAAAAAAAAAAAAAAA!!! Co ty tu kwa robisz d**ilu je.bany wy***dalaj stąd bo wezwę policję!!!"
Wstałem, otrzepałem się z tej piany, wróciłem do domu do łóżka i tu się sen skończył...
Z kolei w ten weekend miałem kolejny wyrąbany w kosmos mega bezsensowny sen...
Zaczęło się od tego, że sobie stoję na parkingu przed szpitalem na przedmieściu Katowic (wiem gdzie to, bo znam to miejsce). Nagle ŁUP! z nieba spada ogromna kula jakiegoś rozgrzanego do czerwoności metalu czy czegoś w tym typie, wzięło i walnęło i roztopiło cały asfalt pod jednym z samochodów. Nadbiegła przerażona właścicielka samochodu, wsiadła do niego zostawiając w asfalcie obcas z buta, po czym opuściła parking z gołymi zniekształconymi felgami, pozostawiając w kałuży asfaltu fragmenty podwozia...
No nic. Zorientowałem się, że czekałem wtedy na mamę, która cośtam w szpitalu załatwiała, obawiając się jednak o własne życie stwierdziłem, iż lepiej będzie dla mnie, jak pójdę na przystanek i pojadę do domu autobusem. No dobra. Wsiadłem do tego autobusu, jedziem jedziem jedziem, nagle jak już byliśmy w mojej dzielnicy to na środku drogi ni stąd ni z owąd pojawiło się... drzewo
Kierowca próbując drzewo ominąć, rozwalił je...
Przybywszy do domu stwierdziłem, że mam w szafie jakieś dolary, które mogę zamienić na złotówki. W przeliczeniu jakieś 600 złotych. A że w okolicy nie ma jakiegoś porządnego kantoru (dopiero w centrum Katowic jest JEDEN), to zaprosiłem do siebie jednego gościa, który rzekomo miał posiadać jakieś złotówki i dokonywać "kantorowych" wymian. No dobra. Dałem mu te dolary, on się gdzieś ulotnił i wrócił z jakąś teczką. Wyszliśmy na tyły mojego domu, patrzę a on wyciąga pieniądze ale... sprzed minimum 70 lat
Znaczy takie wielkie banknoty emitowane w Polsce przed drugą wojną. Nawet tam dostrzegłem parę papierków z XVIII wieku...
Coś zaczął wyciągać, liczyć itd, trochę to trwało, ja się w końcu wkurzyłem i mówię "Gościu przestań pi.erdolić tylko wydaj mi normalne (dzisiejsze) pieniądze!" No to poszedł gdzieś, ja go zacząłem śledzić, zobaczyłem że poszedł do mojego garażu, ptaszek wie po co, Gdy spojrzałem po raz drugi, już go tam nie było...
Wszedłem więc do garażu. Brama była otwarta, drzwi od garażu też, stoję chwilę, nagle patrzę... a tu przez bramę do garażu wpada przyczepa z łódką :shock: Po chwili wlatuje i rozbija się o ścianę cały samochód osobowy... za chwilę następny, i jeszcze jeden, i zaś jakaś przyczepa...
No i tu się sen skończył...
A ja nie chciałem żadnych starych raszpli, ja chciałem moje 600 złotych
» Kliknij aby ukazać ukryty tekst - kliknij ponownie aby ukryć... «
Kolejny sen z cyklu nie do końca sensownych miałem w niedzielę. Mianowicie razem z pewną sobie znaną dziewczyną, tak samo jak ja chorą na grypę, leżeliśmy w jednym łóżku i się pociliśmy...
Ten sen miałby jakiś sens, gdyby nie to, że ona, o ile wiem, ma jeszcze z kim się pocić
W ogóle to ja ostatnio mam strasznie potliwe sny... a wszystko zaczęło się po tym jak w piątek wybrałem się z rodziną do pizzerii i zamówiliśmy pizzę Margheritę, okazało się podczas jedzenia, że zrobiła się ona potwornie ostra, a to z powodu małych zielonych papryczek utkniętych między warstwami sera
Od tej pory - czyli od piątku - pocę się nocą jak szczur...