musiał zostawić WYRAŹNE ślady...
Co mówią skamieliny?
Paradoksalnie jeden z największych dowodów na globalny potop dostarczają nam skamieliny, które ewolucjoniści używają dla poparcia swojej teorii. Mówi się o tym, iż skamieniałości, które powstawały w ciągu milionów lat prezentują w widoczny sposób przebieg ewolucji. W tym stwierdzeniu znajduje się jednak wiele mitów i nieścisłości, które nie sposób udowodnić posługując się modelem ewolucyjnym. Wystarczy przyjrzeć się tylko kilku cechom skamielin, by odrzucić teorie o ich kształtowaniu się w powolnym procesie trwającym miliony lat.
- ILE POTRZEBA CZASU NA UTWORZENIE SKAMIELIN?
Istnieje fałszywe przekonanie jakoby powstanie jakiejkolwiek skamieliny zajmowało tysiące lat. Większość naukowców-ewolucjonistów już w to nie wierzy, ale nikt z nich nie dokłada najmniejszych nawet starań, by uświadomić szarym masom fakt, iż taki proces trwa czasami tylko od kilkunastu do kilkuset lat w zależności od warunków i materiału, który ulega procesowi fosylizacji. Poniższe zdjęcie przedstawia but kowbojski z częścią skamieniałej nogi ludzkiej wewnątrz niego znaleziony przez pracownika spółki naftowej w zachodnim Teksasie niedaleko miasteczka Iraan. But ten znaleziono około 1980. Okazało się, że został wyprodukowany przez firmę M. L. Leddy z San Angelo w Teksasie, która rozpoczęła działalność w 1936 roku. Ten akurat rodzaj buta produkowano we wczesnych latach 50-tych XX wieku. Tak więc całkowita fosylizacja fragmentu nogi ludzkiej zajęła nie więcej niż 30 lat.

- ZASTANAWIAJĄCE SKAMIELINY...
Ciekawą rzeczą jest to, iż z jednej strony w podręcznikach szkolnych mówi się o procesie fosylizacji trwającym tysiące i miliony lat, z drugiej zaś strony zamieszcza się tam często zdjęcia przedstawiające kopalne liście, meduzy i wszelkie bezkręgowce. Ludzie zaś nie myślą i łykają wszystko co mówią naukowcy, bo uważa się, że od myślenia są właśnie badacze. Społeczeństwo ufa bezgranicznie naukowcom i pokłada całkowicie swą nadzieję w ich inteligencji. Jeżeli proces fosylizacji jakiejś rośliny trwa tysiące lat to jak można tu mówić o powstawaniu skamieliny? Tak delikatne przedmioty jak liście, skrzydła owadów czy ciała meduz rozkładają się błyskawicznie i często już po kilku tygodniach są tak zniszczone, że w ogóle nie nadają się na potencjalny materiał do utworzenia skamieliny. Jak więc utworzyły one skamieliny? Najprawdopodobniej zostały one przygniecione masą błota, które odcięło dostęp tlenu i wyeliminowało działanie bakterii. Następnie woda zaczęła przedostawać się do tkanek, rozpuszczała zawarty w nich materiał organiczny i stopniowo zastępowała go krzemionką. Powstałe w ten sposób skamieliny można znaleźć w różnych częściach świata.
- POGRZEBANE ŻYWCEM
Do dziś dnia odkryto tysiące skamielin w różnych częściach świata wyraźnie wskazujące na to, że zwierzęta zostały pogrzebane żywcem. Wiele z nich nie zdążyło jeszcze strawić pokarmu, inne miały połamane kości, a zwierzęta zamieszkujące wody były wciąż w pozycjach pływackich.

Samica ichtiozaura w ciąży
Większość z nich została zasypana masą błota lub popiołu wulkanicznego, ale znaleziono także zwierzęta pogrzebane w lodzie. Te ostatnie są szczególnie zastanawiające, gdyż ludzkość nie zna takiego kataklizmu, który mógłby żywcem zamrozić zwierzęta w czasie lata (w żołądkach zamarzniętych mamutów znaleziono letnią roślinność). Z biegiem czasu naukowcy zaczęli głosić, że ziemię w przeszłości nawiedzało wiele potężnych kataklizmów, takich jak np. ogromne powodzie, jakich ludzkość nigdy jeszcze nie oglądała. Znowuż jednak fakty te nie trafiają z reguły do podręczników szkolnych.
- WSZĘDZIE BYŁO MORZE?
W wielu rejonach Ziemi odkryto skamieniałości różnych organizmów morskich, które świadczą o tym, że praktycznie wszystkie obszary świata znajdowały się niegdyś pod wodą. Nawet na samej górze Ararat, na wysokości ponad 4 tysięcy metrów n.p.m. odkryto lawę poduszkową, która tworzy się jedynie pod wodą. Naukowcy, jak zwykle, wkrótce wymyślili sobie nową teorię, by poradzić sobie z tym problemem: mówi się, że następuje stopniowe obniżanie się i wznoszenie kontynentów trwające miliony lat, tak iż te części świata, które dziś są suchym lądem tworzyły niegdyś dno morza.
Podobnych przykładów można by przytaczać więcej, ale rzeczą istotną tu jest fakt, iż odkrycia naukowe wcale nie dyskredytują Biblii i jej relacji o globalnym potopie. Jedynie interpretacja owych odkryć dokonywana przez świeckich badaczy ma na celu podtrzymanie wcześniejszych teorii naukowych, które są ładne i piękne jedynie w encyklopediach i podręcznikach szkolnych. Przykładem tego jest kolumna stratygraficzna, która początkowo służyła jako mocny argument przemawiający za ewolucją: wyglądało to tak, że najstarsze skamieliny znajdowały się w warstwach skalnych położonych najniżej a najmłodsze - najwyżej. Oczywiście nigdzie na świecie nie ma miejsca gdzie można by w ten sposób prześledzić przebieg ewolucji, ale gdzieniegdzie można zobaczyć parę warstw (zazwyczaj z brakującymi warstwami) pasujących z grubsza do teorii ewolucji. Jednakże z biegiem czasu zaczęto odkrywać miejsca, w których warstwy te były ułożone w odwrotnej kolejności niż zakłada to teoria ewolucji. Chodzi tu m.in. o góry Matterhorn (Szwajcaria-Włochy), Mythen (Szwajcaria), Heart (Wyoming, USA), Empire (Arizona, USA) czy też formację górską w Glacier Park w Montanie. Aby poradzić sobie z tym problemem, ewolucjoniści wpadli na pomysł 'wędrujących gór' - twierdzą oni, że góry takie wędrowały od kilkudziesięciu do kilkuset kilometrów, by trafić w końcu na swe obecne miejsce (niektórzy twierdzą, że Mythen przywędrował do Szwajcarii aż z Afryki). Poza fizyczną niemożliwością takich wędrówek - wiele z tych skał nie ma wystarczających wewnętrznych sił spoistości, by pokonać większy napór - nie odnaleziono tam żadnych dowodów na takie wędrówki: żadnych rozdartych warstw czy wyżłobionych skał. No, ale skoro teoria ewolucji nie pasuje do góry to góra musi przyjść do teorii ewolucji...
Teoria hydroplatform (dosł. hydropłyt)
Niestety nie otrzymałem od firmy Hagi pozwolenia zamieszczenia na tej stronie fragmentu filmu (w mp3 - audio) "Odkrycie Arki Noego?" zawierającego krótką prezentację teorii hydroplatform nazywaną też inaczej teorią płyt nawodnych (dosł. hydropłyt). Poniżej więc w punktach przedstawiam kluczowe założenia tej teorii, z którą dokładniej można się zapoznać na anglojęzycznych stronach internetowych:
www.cryingvoice.com/Evolution/Hydroplate1.html (cz. 1)
www.cryingvoice.com/Evolution/Hydroplate2.html (cz. 2)
www.cryingvoice.com/Evolution/Hydroplate3.html (cz. 3)
www.cryingvoice.com/Evolution/Hydroplate4.html (cz. 4)
Wkrótce także MEGAS ([email protected]) ma wydać książkę dr Waltera Browna pt. "Na Początku: nieodparte dowody stworzenia i potopu" zawierającą dość dokładny opis teorii płyt nawodnych. Ta sama książka (7-ma edycja o dwukrotnej objętości 6-go wydania, które ma być niedługo opublikowane po polsku) jest też dostępna po angielsku w wersji online, czyli do czytania za darmo, pod adresem www.creationscience.com (całą książkę - ponad 300 stron - można całkowicie za darmo ściągnąć na dysk i każdą jej część można używać dla potrzeb szkolnych - można ją też zamówić przez internet, ale tu trzeba wydać trochę 'baksów'). Dr Walter Brown oferuje także wszelką pomoc naukową swym czytelnikom a swoich 'przeciwników' czyli zwolenników teorii ewolucji zaprasza nawet do prowadzenia z nim 'otwartych' rozmów telefonicznych, którym mogą się przysłuchiwać osoby trzecie, nagrywać je i używać dla potrzeb edukacyjnych.
--------------------------------------------------------------------------------
Kluczowe założenia omawianej teorii:
- na Ziemi przed potopem był tylko jeden duży kontynent pokryty bujną wegetacją; były tam morza i rzeki oraz góry nieco niższe niż obecne - ich wysokość dochodziła zapewne do ok. 2800 m n.p.m.
- przed potopem na Ziemi istniała też olbrzymia ilość wód podziemnych (ok. połowy całej wody, która jest w dzisiejszych oceanach). Woda ta mieściła się w wewnętrznych komorach połączonych ze sobą, które tworzyły swego rodzaju szelf o grubości ok. pół mili (ok. 800 m) i jakieś 10 mil (ok. 16 km) pod powierzchnią ziemi
- rosnące ciśnienie wód podziemnych rozciągało skorupę ziemską
- rozerwanie skorupy ziemskiej zaczęło się od mikroskopijnego pęknięcia, które rozrosło się w obu kierunkach w tempie ok. 3 mil / sek. (ponad 17 tysięcy km/godz.). Powstałe pęknięcie okrążyło glob w ok. 2 godziny.
- wody podziemne, poddane potężnemu ciśnieniu wytworzonemu pod wpływem napierającej z góry 10-milowej warstwy skał, wytrysnęły z pęknięcia z niesamowitą siłą, która nadała tej fontannie wody prędkość ponad dźwiękową i wyniosła ją do atmosfery na wysokość ponad 20 mil (ponad 30 km)
- rozpylana woda sprawiła gigantyczne opady deszczu
- część wody tryskająca w zimną stratosferę zamarzła tworząc kryształy i bryły lodu, które spadły na ziemię grzebiąc i zamrażając wiele stworzeń (jak np. zamarznięte mamuty odnalezione na Syberii i Alasce)
- ogromne ciśnienie tryskającej fontanny spowodowało erozję skał z obu stron pęknięcia, co dało też olbrzymie masy osadów, które pokryły całą powierzchnię ziemi. Osady te uwięziły rośliny i zwierzęta tworząc skamieliny (większość skamielin powstała właśnie w czasie potopu)
- rozpadlina stopniowo poszerzała się na skutek erozji tak, iż w końcu skały, które były dotychczas ściśnięte pod podziemnymi komorami wodnymi wypiętrzyły się tworząc grzbiet śródoceaniczny
- płyty kontynentalne, hydropłyty, pod którymi znajdowała się jeszcze dająca poślizg woda zsunęły się w dół tworzącego się grzbietu śródatlantyckiego
- zsuwające się potężne płyty kontynentalne zwolna przyspieszały; w chwili gdy nabrały prędkość ok. 45 mil / godz. (ok. 70 km/godz.) natrafiły na opór ulegając następnie ściśnięciu i pofałdowaniu - nastąpiło gwałtowne formowanie się gór i rowów oceanicznych: główne łańcuchy górskie biegną równolegle do grzbietów oceanicznych, z których się ześlizgnęły
- zsuwając się z grzbietów oceanicznych hydropłyty utworzyły głębokie baseny oceaniczne, do których spłynęły wody potopu; wiele basenów pozostałych na kontynentach i misowate zagłębienia utworzyły jeziora popotopowe.
Moje przemyślenia nt. teorii hydroplatform
Walter Brown jest znakomitym geofizykiem (doktorat zrobił w Massachusetts Institute of Technology - najwybitniejszej 'politechnice' w Stanach Zjednoczonych), więc należy dobrze się zastanowić, zanim spróbujemy wybuchnąć śmiechem słuchając teorii hydropłyt. Wielu ewolucjonistów, którzy próbowali podważać jego twierdzenia spotkali się z dość skuteczną obroną Browna, tak iż teoria ta rozwija się z powodzeniem już od ponad 20 lat. Ja osobiście uważam, że są w niej pewne niedociągnięcia tak natury biblijnej jak i czysto naukowej, ale moją opinię należy tu traktować z odpowiednim dystansem
Z czym się zgadzam:
Pierwsze pytanie jakie można by sobie tu zadać to "Czy teoria dr Browna jest w ogóle zgodna z Biblią?" Czy Biblia mówi o tym, że wody potopu wytrysnęły także spod ziemi?
W księdze Genesis czytamy o tym skąd wzięły się wody potopu: "W roku sześćsetnym życia Noego, w miesiącu drugim, siedemnastego dnia tego miesiąca, w tym właśnie dniu wytrysnęły źródła wielkiej otchłani i otworzyły się upusty nieba." (1 Mojż. 7:11) Mnie osobiście słowo "otchłań" zawsze kojarzyło się z jakąś mroczną i niezbadaną próżnią, tak iż myślałem, że może chodzi tu o kosmos. Jednak gdy skorzystałem z komputerowej konkordancji tekstu w języku hebrajskim okazało się, że w wielu przypadkach jest ono użyte do opisywania morza lub swego rodzaju wód, które są pod ziemią. Zgadzałoby się to z dziwnym stwierdzeniem w psalmie 136 (werset 6): "[Wysławiajcie] Tego, który rozpostarł ziemię na wodach, albowiem na wieki trwa łaska jego!". Poza tym, Pismo wyraźnie stwierdza, iż pierwotnie na Ziemi nie było deszczu, lecz "tylko mgła wydobywała się z ziemi i zwilżała całą powierzchnię gleby" (Genesis 2:6). List do Hebrajczyków potwierdza fakt, iż ludzie przed potopem nie znali deszczu (Hebrajczyków 11:7). Aby cała powierzchnia Ziemi była nawadniana przez parę wydobywającą się z pod powierzchni musiały niegdyś istnieć o wiele większe zasoby wód podziemnych niż obecnie. Wielu chrześcijan uważa także (w oparciu o werset 1:7 z księgi Rodzaju), że Ziemia posiadała pierwotnie okap pary wodnej - powłoka gazowa podobna do tej jaką mają niektóre inne planety: Wenus, Jowisz i Saturn -, który niczym baldachim chronił jej umiarkowany klimat i mieszkańców przed wszelkiego rodzaju szkodliwym promieniowaniem. Ten to okap (czyli biblijne "wody ponad wodami") stanowił drugie źródło wód powodziowych w czasie potopu, które zalały powierzchnię Ziemi, sam zaś okap uległ zniszczeniu.
Czy Biblia sugeruje nagły dryf kontynentalny w czasie potopu? Tu odpowiedź znowuż brzmi tak. W oparciu o werset 1:9 z 1 księgi Mojżeszowej (Potem rzekł Bóg: Niech się zbiorą wody spod nieba na jedno miejsce i niech się ukaże suchy ląd! I tak się stało.) można wnioskować, że na Ziemi pierwotnie był tylko jeden kontynent otoczony wodami. Także badając wersety 2:10-14 z tejże księgi dochodzi się do wniosku, że bieg rzek, a więc i zapewne kształt lądów były zupełnie inne przed potopem (Tygrys i Eufrat miały wspólne źródło, z którego pochodziły także rzeki opływające dzisiejszą Etiopię i Półwysep Arabski).
Tak więc kluczowe założenia teorii hydropłyt wydają się być całkowicie zgodne z Biblią. Prócz tego, wziąwszy do ręki pierwszy lepszy atlas świata zauważyłem, że główne pasma górskie w obu Amerykach powstały na zachodzie kontynentów i biegną równolegle do rowów oceanicznych (widoczne jest to szczególnie w przypadku Ameryki Południowej), natomiast w przypadku Azji, Australii oraz wysp Oceanii jest zupełnie na odwrót: główne pasma górskie występują po wschodniej stronie kontynentów i także biegną wzdłuż rowów oceanicznych. Grzbiet oceaniczny otacza Afrykę od południa skręcając następnie ku północy - sugeruje to, iż Antarktyda 'dryfowała' na południe i po przejściu bieguna przemieszczała się ku północy, gdzie trafiła na opór kontynentu południowo-amerykańskiego. I zgadza się: najwyższe góry na Antarktydzie są od strony Ameryki Południowej. Pierwotny ląd rozszczepił się więc w czasie potopu na poszczególne kontynenty dokładnie tak jak twierdzi to dr Walter Brown.
Teoria hydropłyt mówi też, iż olbrzymie ilości zamarzniętej wody spadły na ziemię w postaci gradu i brył lodu, co spowodowało nastanie tzw. epoki lodowcowej. Znaczyłoby to, że tuż po potopie poziom wód w oceanach był niższy niż obecnie o jakieś 100 metrów, gdyż lodowce zaczynały dopiero topnieć. Wiele gatunków zwierząt miało więc czas na zasiedlenie odległych krańców ziemi, które były jeszcze ze sobą połączone (np. suchy ląd łączył Azję z Australią i wyspami Oceanii, Alaska z Syberią także były połączone). Gdy lodowce topniały i poziom wód stopniowo się zwiększał wiele kontynentów straciło takie 'pomosty' i te gatunki zwierząt, które nie umiały ani latać ani pływać zostały odcięte od reszty świata. Dlatego też fakt, iż np. kangury zamieszkują jedynie Australię jest skutkiem potopu i krótkiej epoki lodowcowej a nie ewolucji.
Z czym się nie zgadzam:
Dr Brown twierdzi, iż rozerwanie warstwy skalnej, pod którą mieściły się potężne komory wodne nastąpiło wskutek wytworzonego w nich ciśnienia i mikroskopijne pęknięcie rozrosło się błyskawicznie do rozmiarów długiej na kilkanaście tysięcy kilometrów rozpadliny. Mnie osobiście trudno to sobie wyobrazić. Przecież Bóg stworzył Ziemię doskonałą i w jego planie nie było miejsca na złe obliczenia: Ziemia miała funkcjonować tysiące lat i nie mogło tu być mowy o matematycznych błędach, których skutkiem byłoby nadmierne ciśnienie wód podziemnych i potop (choć różne czynniki powodowały degradację świata po upadku człowieka). Ponadto, jak mikroskopijne pęknięcie w warstwie skalnej o grubości kilkunastu kilometrów mogło przybrać rozmiary potężnej rozpadliny? Z pewnością jest to możliwe, ale szukałem bardziej prawdopodobnego wytłumaczenia dla owego 'rozszczepienia' warstwy skalnej, o którym mówi dr Brown.
Szukałem informacji na temat wszelkich kraterów impaktowych (tj. kraterów powstałych wskutek uderzeń meteorytów) odkrytych na Ziemi. Uderzenie meteorytu o średnicy co najmniej kilkuset metrów mogłoby rzeczywiście spowodować rozerwanie warstwy skalnej i utworzenie się gigantycznego pęknięcia, które zaczęłoby się rozrastać pod wpływem ciśnienia wytworzonego przez rwące z głębin masy wody. Krater taki musi jednak spełniać 2 trudne wymagania: jego średnica ma wynosić minimum kilkanaście kilometrów i musi się on znajdować niedaleko miejsca powstałego pęknięcia, czyli albo na zachodnim wybrzeżu Europy lub Afryki, albo też na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej lub Południowej. Wyniki moich poszukiwań okazały się zaskakujące: na wschodnim wybrzeżu Ameryki Środkowej odkryto krater zwany Chicxulub powstały wskutek uderzenia meteorytu. Obiekt ten, być może kometa, o średnicy kilku kilometrów uderzył w Ziemię przy prędkości ok. 50 km na sekundę i pozostawił po sobie krater o średnicy około 180 kilometrów! Badania nad tym największym z dotychczas odkrytych na Ziemi kraterów impaktowych trwają cały czas i są prowadzone przez świeckich uczonych (aby uzyskać więcej informacji zajrzyj na anglojęzyczne strony internetowe www.geod.emr.ca/html-public/GSDinfo/English/Chicxulub_Crater.html lub wwwdsa.uqac.uquebec.ca/~mhiggins/MIAC/chicxulub.htm/).

Krater Chicxulub znajduje się częściowo pod wodą w północnej części Jukatanu
Meteoryt, który pozostawił po sobie krater Chicxulub z pewnością doprowadziłby do pęknięcia warstwy skalnej, powstania szczeliny i w ten sposób zapoczątkowałby globalny potop. W Quebec w Kanadzie także pozostał potężny krater (pierwotnie ok. 100 km średnicy) noszący nazwę Manicouagan - ten krater też znajduje się niedaleko wschodniego wybrzeża Ameryki (tyle że Północnej - parametry: 51°23'N, 68°42'W). Poniżej zamieściłem rysunek, który z grubsza obrazuje jak wyglądał pierwotny ląd (niebieska linia), gdzie nastąpiło owo potężne uderzenie meteorytu (fioletowy punkt), który stworzył krater Chicxulub oraz w jakich kierunkach przesuwały się rozszczepione fragmenty dawnego lądu, które dziś tworzą 7 kontynentów (zielone linie). Na rysunku tym ukazane zostały także granice płyt i powstałe grzbiety oceaniczne

Nieco dziwne są dla mnie obliczenia dr Browna, na podstawie których ustalił on, że płyty kontynentalne zostały gwałtownie zahamowane po osiągnięciu prędkości ok. 45 mil na godzinę (czyli 70 km/h). Otóż sądzę, że te potężne płyty skalne o grubości ok. 15 km pędzące z prędkością owych 70 km/h rozerwałyby się na drobne kawałki lub utworzyły góry sporo wyższe od Himalajów w wielu rejonach świata, gdyby zostały nagle zahamowane. Fale morskie wytworzone przez tak potężne i gwałtowne ruchy tektoniczne zatopiłyby też zapewne każdy dzisiejszy statek, tak iż sama arka Noego mogła by wyjść tylko prawdziwym cudem z takiej opresji. Ponadto Biblia mówi, że wody gwałtownie przybierały przez 40 dni, następnie przez 110 dni pokrywały powierzchnię Ziemi po czym nastąpił stopniowy spadek poziomu wód - wody ustąpiły i powierzchnia ziemi wyschła całkowicie dopiero po 220 dniach (formowanie gór było gwałtownym procesem, ale nie do tego stopnia co sugeruje dr Brown). Doszedłem więc do wniosku, że chcąc dopasować teorię płyt nawodnych do Pism należałoby przyjąć, iż kontynenty oddalały się od siebie stopniowo przez 150 dni, potem zaś natrafiły na opór ulegając pofałdowaniu i wypiętrzeniu, przez co też etapami zaczął się obniżać się poziom wód - nie wszystkie kontynenty napotkały na opór jednocześnie, ale w pewnych odstępach czasu. Przyjmując bardzo ogólną hipotezę, że płyty oddalały się od siebie ze stałą prędkością przez 150 dni przebywając w ciągu nich odległość ok. 2 tys. kilometrów, to obliczenia wskażą nam, że płyty kontynentalne zostały zahamowane przy prędkości ok. 15 centymetrów na sekundę - po jednej stronie już tworzyły się góry i rowy oceaniczne, podczas gdy od przeciwnej strony napierała cała masa płyty kontynentalnej, która dopiero po kilku tygodniach lub miesiącach zatrzymała się całkowicie. Myślę, że ta nieco 'łagodniejsza' wersja wydarzeń jest bliższa prawdy.
Tak w naprawdę dużym skrócie przedstawia się teoria płyt nawodnych dr Waltera Browna. Ukazane tu wydarzenia i fakty wydają się być potwierdzeniem biblijnej historii o potopie. Coraz więcej geologów, paleontologów i geofizyków składnia się ku teorii globalnej powodzi, która niegdyś musiała nawiedzić ziemię. Dowody potwierdzające to wydarzenie zaczęły narastać do tego stopnia, że nawet część świeckich naukowców opowiedziała się za ich jednoznaczną interpretacją: globalny potop to fakt historyczny (zobacz stronę ksiazka.wp.pl/ksiazka.html?ID_KSIAZKA=7330, by się o tym przekonać - opis książki Edith i Alexandra Tollmann "A jednak był potop").
źródło: http://potop-exodus....otop/potop.html