Siema!!!
Ja też chciałbym cos opowiedzieć i możecie się śmiać, płakać, bać... cokolwiek. Muszę najpierw zrobić wstęp aby być bardziej wiarygodnym (poważnie) Mam prawie 23 lata, nie jestem chrześcijaninem, nie chodzę do kościoła, bardziej interesuje mnie buddyzm, reinkarnacja, medytacja... Studiuję psychologię i jak się pewnie domyśliliście po nicku (Marshallthc) jaram zioło i to od bardzo dawna

no i moja historyjka miała miejsce niedawno bo w piątek 16ego marca 2007 r.
Wyszedłem sobie wieczorem z domu o tak sobie zapalić papierosa i sie "przewietrzyć" no i spotkałem mojego kolegę, z którym kilka razy w życiu przypadkiem bakałem, spytał co dzisiaj wieczorem robię, odpowiedziałem mu że spalę fajkę i ide do domu poprawiać ranking w snookera. On na to, że ma trochę topy i bibuły więc może sobie coś skręcimy i jakieś piwko... Pomyślałem czemu nie, piątek i wogóle od kompa już zwariuję poza tym przyjechałem na jakiś czas do mojej miejscowości więc ze znajomymi pogadam, może kogoś spotkam... Nie lubię jawnie palić więc poszliśmy pod szkołe i tam skręciliśmy gibona, było fajnie ale niedosyt... więc kolejny skręt w drodze. Stwierdziliśmy, że jest już spoko i idziemy po piwo do sklepu tak jakby nocnego ale u nas spod szkoły do tego sklepu idzie się najszybciej (jakieś 10 minut) przez cmentarz przez, który wszyscy chodzą, poszliśmy, kupiliśmy piwo, wypiliśmy, wzieliśmy jeszcze po jednym (ale nie otwieraliśmy) i stwierdziliśmy, że trzeba skręcic pod szkołą

No to przez cmentarz pod szkołę i kręcimy... była godzina ok 23ej może 15 po. Jak się okazało gaz w zapalniczce się skończył i nie ma skąd ognia wziąć tym bardziej, że nasza miejscowość jest mała, mało ludzi chodzi o tej porze a tym bardziej w rejonie szkoły. Kumpel wpadł na pomysł, że odpali od znicza ale ja mam z nim iść. Po chwili zastanowienia zgodziłem sie bo to w sumie jakieś 100 m od cmentarza staliśmy i miałem ochotę na tego skręta, innego wyjścia nie było. Kiedy już weszliśmy na cmentarz (kumpel szedł przodem a ja za nim) poczułem taki trochę dyskomfort ponieważ mam szacunek do zmarłych i pomyślałem, że tak nie wypada, że to trochę chore... Powiedziałem do kumpla żeby szybko odpalił i wracamy bo głupio tak, powiedział spoko i tak zrobił, jeszcze nad grobem dodał, że "my tylko po ognia i już idziemy" jako, że byliśmy zbakani to troche mnie to rozbawiło i się trochę zaśmiałem, kolega też. Odpalił, odstawił znicz i już mieliśmy iść ale na naszych oczach znicz zgasł po chwili. Wydało mi się to dziwne ponieważ noc była spokojna, bezwietrzna... moje zdziwienie spotęgowało spojrzenie na mnie mojego kolegi , który jak się domysliłem tez sie zdziwił... Rozumiejąc sie bez słów wyszliśmy szybszym krokiem z cmentarza w stronę szkoły. Ale to nie o to chodzi w mojej historyjce, najciekawsze (przynajmniej dla mnie) przed Wami. O całej tej sytuacji na cmentarzu pomyślałem jeszcze chwilę i zapomniałem, paliliśmy skręta, póżniej wypiliśmy po tym piwie i siedzieliśmy tak na ławce. Czułem euforię, cieszyłem się ciepłym wieczorem i rozmyślałem... Kolega powiedzial, że się chyba przepalił i źle się czuję, chyba nawet zwymiotuje... Powiedziałem mu, że wszystko będzie ok i niech o tym nie myśli... Tak się stało, że praktycznie zasnął na siedząco na tej ławce, podtrzymując głowę rękoma. Z "doświadczenia" wiedziałem, że moje dalsze próby nawiązania z nim rozmowy są bez sensu więc siedziałem tak sobie i rozmyślałem...było bardzo cicho, była prawie pierwsza na zegarze, nikogo nie widać, nic się nie dzieje... Nagle z cmentarza usłyszałem przeraźliwy śmiech, niesamowity, głośny ale nie radosny, bardzo powolny i taki jakby ironiczny, taki "pogardliwy" powiedziałbym! Przez chwilę byłem w szoku i nie zdawałem sobie z tego sprawy, przeprowadzałem analizę w mojej głowie co to było ale kiedy dotarło do mnie, że mój kolega kóry obok siedział z głową opuszczoną, wpół przytomny nagle się zerwał, popatrzył na mnie i spytał co to było, ja zamarłem...! Oczywiście poszliśmy z tamtąd w tej samej chwili, ja już nie czułem euforii a moj kolega nie czuł się źle...
To by było na tyle. Chciałbym dodać, że znam moją miejscowość, wiem jak wygląda tu życie, wiem gdzie mniej więcej kto przebywa o danej porze, wiem też... Ba! Jestem pewny, że wtedy w tamtej okolicy nikogo nie było. Proszę mi nie wmawiać, że było to jakieś zwierze typu pies,kot...czy coś, Ja naprawdę wiem co słyszałem, wiem co słyszał mój kolega, bardzo sie przestraszył, na drugi dzień poszedł do kościoła się wyspowiadać ze strachu

Nie mowiłem tego nikomu, on też nic nie mówił...kogoś by to napewno rozbawiło, napewno większość. Starm się myśleć rozsądnie, odpowiedzialnie... więc postanowiłem napisać to na forum tak incognito raczej. Nie liczę na nic z Waszej strony, spodziewam się ostrej krytyki, wyśmiewania... i zbijania z tego, że paliłem i miałem haluny... nie paliłem pierwszy raz i nie miewam halucynacji po ziołach. Chciałem to tylko gdzieś opisać, opowiedzieć... Jeżeli kogoś to zainteresuje to prosze pisać, chętnie odpowiem na Wasze pytania. Podszedłem do tego poważnie i szczerze. Dzięki za cierpliwość i sory jak kogoś znudziłem...
Pozdro!!!