Napisano
09.01.2012 - 01:07
Pozwolę sobie wkleić dwie notki z mojego bloga (bo linków nie należy dawać)
Iran planuje przesunąć część swoich okrętów, stacjonujących w Zatoce Perskiej, na wody Atlantyku, w "pobliżu morskich granic Stanów Zjednoczonych" - doniósł dziennik "Teheran Times". Wiadomość zbiegła się z komunikatem rządu irańskiego o rozpoczęciu masowej produkcji pocisków manewrujących.
- Siły imperialistyczne utrzymują stałą obecność wojskową w pobliżu naszych morskich granic, więc my także planujemy mocno zaznaczyć swoją obecność w pobliżu morskich granic Stanów Zjednoczonych – cytuje „Tehran Times” admirała Habibollaha Sajjariego, głównodowdzącego irańskich sił morskich.
Nie przypomina wam to retoryki zimnowojennej? Oko za oko, jak wy możecie to my też.
Świat stoi w obliczu nowego konfliktu.
Bo tymczasem premier Autonomii Palestyńskiej złożył na forum ONZ wniosek o uznanie Palestyny. Stany zapowiedziały weto, Obama powiedział, że jedynym sposobem na powstanie państwa palestyńskiego są negocjacje z Izraelem. Izrael rozmawiać niby chce, ale mimo to kontynuuje kolonizacjęZachodniego Brzegu Jordanu. Co warto nadmienić, nawet Janksi wyrazili oburzenie z tego powodu, czy szczere? Nie wiem.
Ahmadineżad niejednokrotnie zapowiadał srogą karę dla Izraela, wymazanie go z mapy świata. Stosunki Irańsko-Izraeleskie należą do bodaj najbardziej napiętych na świecie. Tu w każdej chwili może wybuchnąć konflikt, konflikt totalny, bo pomiędzy dwoma cywilizacjami wrogo do siebie nastawionymi ze względów kulturowych. Takie wojny są najtragiczniejsze w skutkach, pomnąc jedynie na Masakrę w Srebrenicy, jugosłowiańskie czystki etniczne, czy ludobójstwo w Ruandzie.
A Ameryka ma sporo do zarzucenia Iranowi (w sojuszu z Wenezuelą, gwoli przypomnienia), między innymi ich program nuklearny, który wywołuje spore poruszenie na Zachodzie. Teheran twierdzi, że chce wykorzystywać atom jedynie w celach pokojowych, ale... no cóż, też w to nie wierzę. Tel-Awiw prawdopodobnie posiada broń atomową, dawna Persja z pewnością chce wyrównać szanse na wypadek konfliktu. Jak wyglądałaby wojna z użyciem tego typu broni, nie trzeba chyba wiele wyobraźni.
A Izrael stracił ostatniego sojusznika w regionie. Ich relacje z Turcją, jeszcze kilka lat temu doskonałe, dzisiaj ocierają się o wrogość. Całkiem niedawno premier Turcji powiedział, że izraelski atak na Flotyllę Wolności był "powodem do wszczęcia wojny". Całe szczęście, skończyło się na pogróżkach, bo i szef Izraelskiego MSZ odciął się, że "Turcja zapłaci za swoje groźby cenę, która unaoczni im, że nie warto z Izraelem zaczynać." Wojna sześciodniowa była już kilkadziesiąt lat temu, nie sądzę jednak by Izrael przez ten czas osłabł, więc na pewno nie rzucają słów na wiatr. Czy jednak poradziliby sobie z tak silną koalicją? W pojedynkę - wątpię. Jednak Jankesi raczej ich nie opuszczą, bo to ich jedyny sojusznik w tamtym regionie. No i sami też są coraz bliżej wojny z Iranem, a w kupie raźniej. Podejrzewam, że spróbują w tę wojnę zaangażować NATO. Unia nie będzie w stanie podjąć jednoznacznej decyzji, więc prawdopodobnie pozostawi samodzielną decyzję swoim poszczególnym członkom, aby nie dopuścić do jej rozpadu.
Gdzie w tym wszystkim Rosja? Pozostanie neutralna. Będzie zbroiła Iran, tak jak robi to teraz, jednak nie przyzna się do tego na arenie międzynarodowej. Doprowadzi to do zerwania stosunków ze Stanami, zapewne zechcą wykorzystać zamieszanie, aby ponownie zaatakować Czeczenię.
Naturalnie to tylko gdybanie, ale nietrudno zauważyć, że historia zatacza koło. A ludzkość dąży do wojny. Ponoć wojna jest spowodowana potrzebą catharsis, rozładowania napięcia, a gdy już dostatecznie wyniszczy społeczeństwo, paradoksalnie odczuwa ono ulgę. Przez kolejne pokolonie napięcie rośnie i... znów. Ponoć. Oby nie.
Nie tak dawno temu, bo kilka tygodni temu, podzieliłem się swoimi obawami odnośnie rozpoczęcia nowej zimnej wojny. Wtedy to Iran obwieścił, że przesunie część swoich okrętów w pobliże morskich granic Stanów Zjednoczonych. Jankesów nazwano "siłami imperialistycznymi" (z czym się w sumie poniekąd zgadzam), a jeszcze wcześniej grożono że Iran ma "100 statków na każdy okręt Stanów." Raczej mało realistyczna wizja, chyba że za "statek" przyjmiemy ponton.
Większego znaczenia to jednak nie ma. Napięcie w rejonie bliskowschodnim rośnie od wielu długich lat. Prawie sześć lat temu, w 2006 roku, "rosyjscy eksperci" obwieścili, że Iran zaatakuje Izrael 28 marca, w dniu wyborów na ziemi Dawida, oszacowali także koszta wojny. Mimo upływu lat konflikt - na szczęście - jeszcze nie wybuchł.
Izrael stracił ostatniego sojusznika w regionie. Ich relacje z Turcją, jeszcze kilka lat temu doskonałe, dzisiaj ocierają się o wrogość. Całkiem niedawno premier Turcji powiedział, że izraelski atak na Flotyllę Wolności był "powodem do wszczęcia wojny". Skończyło się na pogróżkach, a szef Izraelskiego MSZ odciął się, że "Turcja zapłaci za swoje groźby cenę, która unaoczni im, że nie warto z Izraelem zaczynać." Tak więc - Izrael pozostają Stany oraz.. Francja.
Z jednej strony NATO powiedziało, że wyklucza jakąkolwiek interwencję w tym rejonie. Ale po pierwsze - Stany nie są całym NATO, chociaż zawsze próbują ciągnąć je za sobą na wszelkie wojny, a Pakt jest organizacją obronną. Bo wyżej wymieniona Francja już zadeklarowała swoje wsparcie dla Izraela, na wypadek gdyby został zaatakowany. Ale przecież atak można upozorować, przebrać się za ofiarę.
Stany szykują się na wojnę. Redukowany jest kontyngent w Afganistanie. Do końca tego roku z Afganistanu wycofanych zostanie 10 tys. amerykańskich żołnierzy, a do końca przyszłego kolejne 23 tysiące - tak aby do 2014 nie został tam ani jeden Jankes. Wszyscy mają być wycofani również z Iraku, i to do końca przyszłego roku. Ciężko byłoby prowadzić wojnę w trzech sąsiadujących krajach.
Brytyjskie ministerstwo również przebąkiwało o ataku na Iran. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, premier Izraela, oznajmił, że "Izrael jest bliżej rozwiązania tego problemu militarnie, niż dyplomatycznie", Teheran się odgryzł, że "odpowiedź na atak nie ograniczy się do Bliskiego Wschodu, mamy gotowe plany reagowania", no a tymczasem "większość europejskich stolic znajduje się w zasięgu irańskich rakiet".
Szykują się ciekawe lata. Oby tylko nie krwawe, ale coś mi mówi, że tego już się chyba nie da uniknąć.
Pisałem to kilka tygodni temu. Teraz dochodzą nowe fakty, które jedynie utrzymują mnie w opinii, że trwa nowa zimna wojna, grożąca wybuchem. Na razie skończy się na pogróżkach - dopóki nie zostanie obalony prezydent Syrii (którego de facto wspiera reżim irański) przez "prodemokratyczną" opozycję, nie dojdzie do wybuchu konfliktu. Kluczowe będą następne trzy tygodnie - do 30 stycznia ma być nałożone embargo na Iran, na które ponoć zareaguje blokadą cieśniny Ormuz. Rozwój wypadków po tym wydarzeniu będzie warunkował losy Bliskiego Wschodu na najbliższe kilka miesięcy (lat?). Nie sądzę aby miało dojść do ewentualnego otwartego konfliktu przed marcem, ze względu na ukształtowanie irańskiego terenu oraz panujący tam klimat. Czas pokaże.