Irańczycy tłumaczą, jak oszukali "bestię"ZAGŁUSZONY GPS I DRON PRZEKONANY, ŻE JEST W DOMU
W jaki sposób Irańczykom, których wojsko nie należy do najbardziej zaawansowanych na świecie, udało się przechwycić najnowocześniejszego amerykańskiego robota zwiadowczego? Jeden z inżynierów z Teheranu udzielił wywiadu amerykańskiej gazecie i uchylił rąbka tajemnicy. Specjaliści z USA przyznają, że jego wersja może być prawdziwa.
RQ-170, nazywany też "Bestią z Kandaharu" (od lotniska na którym został przypadkowo zaobserwowany przez cywila), spadł lub wylądował w Iranie na początku grudnia. Początkowo Amerykanie zaprzeczali, jakoby stracili swojego nowoczesnego i tajemniczego drona. Jednak gdy Irańczycy pokazali zdobyty samolot, Pentagon przyznał się do jego utraty, zapewniając jednocześnie, że RQ-170 doznał awarii i dlatego zboczył z kursu i znad Afganistanu poleciał nad Iran gdzie się rozbił.
Irańczycy konsekwentnie twierdzą, że "pokonali" drona za pomocą zaawansowanych metod wojny elektronicznej. Do niedawna nie opisywali szczegółowo jak miało to wyglądać. Jednak w czwartek amerykański magazyn "Christian Science Monitor" opublikował wywiad z irańskim inżynierem, który miał opisać rzekomy atak na RQ-170.
Według niego, irańskie wojsko zastawiło pułapkę w pobliżu spodziewanej trasy przelotu "Bestii". Najpierw zagłuszono sygnał zdalnej kontroli, nadawany do drona z bazy. Gdy komputer maszyny stwierdził utratę kontaktu z swoim pilotem, przełączył się w tryb autonomiczny. RQ-170 zgodnie z swoim oprogramowaniem zaczął powrót do bazy według wskazań systemu GPS.
W tym momencie Irańczycy mieli wykonać operację, która budzi największe powątpiewanie ekspertów. Jak twierdzi inżynier, zakłócono także działanie systemu GPS i zaczęto dostarczać komputerowi drona fałszywe dane nawigacyjne. "Bestia" miała być przekonana, że już dotarła nad Afganistan i rozpoczęła lądowanie, gdy tak naprawdę była ponad 200 kilometrów w głąb terytorium Iranu. Maszyna miała mocno uderzyć w ziemię, ponieważ poziom lotniska w Afganistanie jest o 30 metrów niższy, niż tego na które ją nakierowano Iranie. Z tego powodu ma mocno uszkodzoną dolną część, której nie pokazano w telewizji.
Wersja przedstawiona przez Irańczyka wydaje się możliwa, ale ma według ekspertów kilka słabych punktów. Wątpliwości nie budzi to, że sygnał kontrolny z bazy do drona można zakłócić i nie jest to technicznie nieosiągalne dla Iranu. O wiele bardziej skomplikowane ma być manipulowanie sygnałami GPS.
Sprzęt wojskowy korzysta z specjalnego zakodowanego sygnału z satelitów nawigacyjnych o oznaczeniu P(Y). Jego zabezpieczenia mają być niezwykle trudne do przełamania. – Jeśli Irańczycy mieliby możliwość rozkodowania tego sygnału, to nie zajmowaliby się jakimś dronem zwiadowczym, ale właśnie atakowali banki – twierdzi John Pike, szef portalu Globalsecurity.org. Jego zdaniem złamanie zakodowanej transmisji P(Y) należy włożyć między bajki.
Inny ekspert, Kanadyjczyk Richard Langley, specjalista od GPS z University of New Brunswick, twierdzi jednak, że Irańczycy wcale nie musieli łamać szyfrowanych transmisji z satelit. – GPS nadaje na dwóch częstotliwościach. Cywile odbierają tylko jedną, wojsko obydwie. Jeśli Irańczykom udało się zakłócić transmisję wojskową na obu częstotliwościach, to być może RQ-170 sięgnął po ostatnią deskę ratunku, czyli niekodowaną transmisję cywilną – mówi Langley. Przekaz nieszyfrowany można by już natomiast bardzo łatwo spreparować i dzięki niemu oszukać drona. Jednak tego rodzaju operacje mają być zdaniem Langleya niezwykle trudnym zdaniem, pozostającym poza zasięgiem irańskiego wojska.
Eksperci cytowani przez portal "Danger Room", poddawali w wątpliwość, czy rzeczywiście jest możliwe, aby najnowocześniejszy amerykański dron zwiadowczy był podatny na manipulacje przy sygnale GPS. ZSRR intensywnie pracowała nad systemami do unieszkodliwiania nawigacji satelitarnej od lat 80-tych. W późniejszej Rosji opracowane na potrzeby wojska systemy zakłócające sprzedawano każdemu chętnemu, kto miał odpowiednią ilość gotówki. Na dodatek Rosjanie otwarcie przyznali, że sprzedali Iranowi w tym roku zaawansowane systemy walki elektronicznej, będące częścią systemu przeciwlotniczego S-300.
Wydaje się mało prawdopodobne, aby Amerykanie nie zabezpieczyli się przed niebezpieczeństwem ze strony swobodnie dostępnych technologii rosyjskich. Jednak wojsko USA czasem popełnia poważne błędy, wynikające z niedoceniania przeciwnika. Podczas wojny w Iraku, rebelianci przy wsparciu wywiadu Iranu, zdołali opracować technologię przechwytywania transmisji nadawanych z amerykańskich dronów. Przez wiele miesięcy, zanim Amerykanie zorientowali się, że mają przeciek, Irakijczycy "podglądali" na żywo, co widzą operatorzy bezzałogwoców.
http://www.tvn24.pl/...,wiadomosc.html----------------------------------------------------------------------------------
Cóż, Amerykanie, muszą przyjąć do wiadomości, że inni też mają doskonałych informatyków i hakerów i ich
drony nie są już bezpieczne.
Z drugiej strony zdarzenie to świadczy o tym, że w pewnych wypadkach ludzie są niezastąpieni. Czy człowiek-
pilot dałby sie oszukać i wylądować we wrogim kraju ? Mało prawdopodobne. Człowiek myśli, a robot działa
według ustalonego programu.
Skonstruowanie nowego systemu zabezpieczeń w dronach zajmie USA trochę czasu, a świat będzie miał
trochę więcej czasu na pokój...