Jesteś pewien że do wyczarowania prawie tysiąca piarmid na całym świecie, idealnie wypozycjonowanych i zsynchronizowanych z ruchem gwiazd wystarczyłoby Ci to co napisałeś? Odważne słowa... Myśłisz że dzisiaj byłoby to możliwe - taki ogólny ruch na rzecz budowy 800 piramid które będą tak po prostu grobowcami?
To wszystko przy założeniu, że piramidy były budowane z myślą o "idealnym wypozycjonowaniu i zsynchronizowaniu z ruchem gwiazd". A co jeżeli wcale nie zależało im na synchronizowaniu ich z tymi określonymi gwiazdami i najzwyczajniej im nie wyszło. Albo co jeżeli pozycja gwiazd w ogóle nie była brana pod uwagę? Mógł to być równie dobrze przypadek.
Myślę, że dzisiaj nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby budować piramidy jako cokolwiek innego poza atrakcją turystyczną. Jeżeli owe starożytne cywilizacje dysponowały tak zaawansowaną techniką to pytanie pozostaje bez zmian, gdzie są jej pozostałości? Odpowiedź w rodzaju "rząd wszystko przed nami zataił" mija się z celem. We współczesnym świecie nie wszyscy archeologowie i badacze naukowi pracują bezpośrednio dla rządu, albo są przez niego bezpośrednio finansowani. Gdyby takie odkrycia miały miejsce, to przy tak rozwiniętych mediach i ogólnych metodach komunikacji oraz tylu międzynarodowych NGO wspierających naukę, jest niemożliwym, aby nie było chociaż jednego istotnego dowodu. Przy czym gliniane figurki i płaskorzeźby naścienne, nie są takim dowodem, bo ich interpretacja jest zbyt szeroka.
Kolejne pytanie to dlaczego tak rozwinięte cywilizacje miałyby budować piramidy ze stosu ociosanych kamieni, aby chronić cokolwiek. Już w obecnych czasach (a ponoć nie dostajemy wiedzą technologiczną owym cywilizacjom do pięt) postawilibyśmy raczej na budowę podziemnych bunkrów i miast, przy wykorzystaniu najnowocześniejszych technologii. Nie zaś przy pomocy kamienia, dłuta, belek drewnianych itp. To samo tyczy się również samego budulca.
Ostatnie pytanie, choć jest ich wiele. Jeżeli byli tak zaawansowani technologicznie, to dlaczego nie przetrwał ani jeden przedstawiciel tej rasy, jeżeli przetrwał to dlaczego się nie ujawnił? Skoro wiedza, którą chcieli przechować dla cywilizacji, które miały nastąpić po nich jest tak istotna, to dlaczego ukryli ją w taki sposób, że nie mamy do niej żadnego dostępu?
Słowem podsumowania, nie ma najmniejszego dowodu, są tylko poszlaki i to w większości wynikające z nadinterpretacji faktów, że kiedykolwiek w przeszłości występowały jakiekolwiek rozwinięte technologicznie cywilizacje przed człowiekiem. Teorie, które natomiast tak ochoczo publikują różnej maści "badacze" są w większości naciąganiem faktów i dopasowaniem do tego czym faktycznie dysponujemy.
Wszystko to uchodzi na sucho przy założeniu, że nasi przodkowie byli delikatnie rzecz ujmując półgłówkami i pewnych zjawisk ponoć nie potrafili sami dostrzec czy nawet opisać. A przecież takie zjawiska społeczne jak religia, na której większość teorii paranormalnych jest oparta wzięły się właśnie z prób wytłumaczenia pewnych zjawisk bez podania jakichkolwiek logicznych podstaw. Dajmy jednak głos jednemu z naszych przodków uchodzącego w oczach "badacza zjawisk paranormalnych" za debila:
Eratostenes (gr. Ἐρατοσθένης Eratosthenes; ur. 276 p.n.e. w Cyrenie, zm. 194 p.n.e.) – grecki matematyk, astronom, filozof, geograf i poeta. Oszacował średnicę Ziemi oraz odległość od Słońca i Księżyca. Twierdził, że płynąc na zachód od Gibraltaru można dotrzeć do Indii. Jako pierwszy zaproponował wprowadzenie roku przestępnego, czyli jednego dodatkowego dnia w kalendarzu co 4 lata. Najważniejsze dzieła Eratostanesa to: Geographica - trzy-tomowe dzieło zawierające podstawy geografii matematycznej i geografii fizycznej Peri komodias - rozprawa o dawnej komedii Był również badaczem twórczości Homera - ustalił datę zdobycia Troi na rok 1184 p.n.e., czyli nie odbiegającą od współczesnych szacunków. Podał sposób znajdowania liczb pierwszych – sito Eratostenesa. Przejął po Kallimachu z Cyreny zarządzanie Biblioteką Aleksandryjską.
Źródło: Wikipedia
Oszacował średnicę Ziemi, odległość od Słońca i Księżyca!! Jak według was to zrobił, "liczył kroki"? To jeden z setek debili dzięki, którym "badacze zjawisk paranormalnych" korzystają ze wszelkich udogodnień technologicznych, które zawdzięczają przodkom, negując tym samym ich osiągnięcia. Fakt, że nie znamy imienia tego, który opracował pierwszy kalendarz, albo nie mamy listy nazwisk tych którzy zginęli przy budowie piramid nie oznacza od razu, że to zasługa jakiejś obcej cywilizacji.
Drugim równie istotnym elementem, dzięki któremu owe teorie jakoś się trzymają to opieranie się na najwcześniejszych przekazach pisanych, przeważnie będących baśniami lub poematami. Tylko jak to jest, że potrafiliśmy odnaleźć Troję z poematu Homera, a szczątków Shangri-la, biblijnych olbrzymów, gadziej rasy, starożytnych rozwiniętych cywilizacji, wejść do wnętrza Ziemi ani widu ani słychu?
Użytkownik JooqooL edytował ten post 16.09.2009 - 17:06
Biegun pozytywny i negatywny, ujemny i dodatni, odwieczny dualizm dobra i zła, prawdy i kłamstwa są niezbędne w rozwoju. Bez negatywu, nie mielibyśmy żadnego punktu odniesienia i nie zrozumielibyśmy bieguna pozytywnego. Nauka zajmująca się badaniem powstania Wszechświata póki co z fizycznego punktu widzenia i stricto materialnego podejścia do źródła Big Bangu, ustaliła jedynie dwa fakty: na początku istniała Pustka, nieistnienie, nieświadomość z której wyłoniło się Pierwotne Pole Świadomości. Następnie Pierwotne Pole Świadomości, niczym dziecko, niemowlę zapytało siebie - Gdzie jestem ? Czym jestem ? No i rozpoczęło swoją wędrówkę. Z Jedności wystrzeliła wielość, czyli nieskończoność n- zaczęła przeobrażenie w nieskończoność n+ (lub n- i n+ wyszła od n=0). Jest wiele dogmatów mówiących, że podstawowymi siłami we Wszechświecie jest właśnie dobro i zło - dualizm walki sił pozytywnych i negatywnych. Jednak to tylko iluzja, ponieważ pierwotnym zniekształceniem jest nieistnienie-istnienie, a siła animująca cały ten program, to po prostu CIEKAWOŚĆ - nieskażona, czysta, absolutna. Ciekawość nie dzieli, ponieważ wie, że jest Wszystkim. Dualizm dobra i zła, ścieżki pozytywnej i negatywnej jest jedynie narzędziem do badania potencjału nieskończoności. To zabawa. Fakt wygląda na bardzo poważną zabawę, ale o to właśnie w tym chodzi. Bez iluzji EGO, zasłony zapomnienia i bez realizmu dualizmów, rozwój jednostki, różnorodność doświadczeń byłyby znacznie uboższe.
Wszechświat składa się z wielu wymiarów, stale ulega fluktuacji, a my wciąż szukamy winnych. Obwiniamy NWO, Lucyfera, Jezuitów itp. Należy zrozumieć, że to specyfika naszego gatunku, naszej nieświadomości zbiorowej, archetypów decyduje o obecnym stanie świata. Ludzie są za bardzo analityczni, oddzieleni od siebie, od pierwotnych założeń Ciekawości. Taka separacja powoduje, że boimy się przejąć odpowiedzialność za nasze życie. Właśnie dlatego oddajemy władzę nad światem psychopatom w czarnych garniturach. Wolimy, aby to oni kierowali naszym życiem i tworzyli własne hierarchie władzy. Piramida manipulacyjnej polityki i chorobliwego łaknienia władzy jest odbiciem naszej mrocznej strony, naszego strachu przed otwarciem się na koncepcję Jedności. Nie ma nad czym lamentować. Ziemia to po prostu jedna z nieskończonej ilości planet, na której rozwinęło się życie. Nasza ewolucja przebiegała akurat w takim, a nie innym środowisku, które było wielokrotnie poddawane interwencji i manipulacji z zewnątrz. Walka z dobrem i złem, to walka z wiatrakami, ponieważ obie te siły mają swój początek i koniec w jednym źródle. Ciągle słyszę głosy skrzeczące, że Alex Jones jest agentem Jezuitów, Tsarion jest szarlatanem, a Icke za bardzo odleciał do krainy reptiliańskich łowów... ile jeszcze jadu ludzie muszą wylać na siebie żeby zrozumieli, iż uczestniczą w grze RPG, zabawie zwanej KREACJĄ. Wiele osób dzięki wyżej wymienionym badaczom rozpoczyna podróż do swego wnętrza, do odkrywania prawdy. Jeśli ktoś popada w fanatyzm jednej lub drugiej strony, jest to absolutnie jego wybór i prawo. Każdy rozumie prawdę na swój sposób. Proces ewolucji wymaga udziału bieguna negatywnego, bez którego nie poznalibyśmy olbrzymiej wagi i potencjału polarności pozytywnej.
Obecnie w wielu wykładach, coraz śmielej poruszany jest aspekt istot pozaziemskich, międzywymiarowych i ich udział w programowaniu systemu społecznego na Ziemi. Właśnie ten wątek jest powodem oburzenia i kłótni wielu ludzi. Od dziecka jesteśmy trzymani z dala od naszej Prawdziwej Natury oraz od wiedzy, która rozwijana jest od wieków w tajnych projektach wojskowych i okultystycznych. Poprzez system edukacji oraz prężnie rozwijaną masową rozrywkę (w tym media, prasa etc.) system, w którym funkcjonujemy, obracamy gotówką i rozwijamy się, jest jedynie z pozoru wolny. Dostęp do tajemnej wiedzy jest ukryty na tyle dobrze, że przeciętny człowiek będzie miał spore trudności, aby dotrzeć do tych informacji. Są one chronione przez kordon biurokracji, polityki, a następnie potężne konsorcja militarne i meta-militarne. W rzeczywistości system społeczny jest bardzo hermetycznym tworem. Nic dziwnego, że ktoś jedynie puka się w głowę po otrzymaniu informacji o nie jednej, a wielu pozaziemskich rasach, które funkcjonują na naszej planecie, dodatkowo przenikają do struktur rządowych i elitarnych tajnych stowarzyszeń. Zatrzymajmy się tutaj na chwilkę. Istoty pozaziemskie niezależnie od tego czy istnieją, czy nie - są częścią składową naszej kultury od niepamiętnych czasów i byty te egzystują w naszej kolektywnej podświadomości i nieświadomości zbiorowej. Zresztą zagadnienie obcych mieszkańców kosmosu towarzyszy nam w ogromnych proporcjach w popkulturze oraz w kulturze nauki. Niezliczone filmy, artykuły i materiały o kosmitach pokazały ludzkości symboliczną bombę w temacie interakcji z pozaziemską inteligencją w wielu różnych aspektach. Również naukowcy badający przestrzeń kosmiczną prowadzą poważne dysputy na temat możliwości istnienia życia na innych planetach w formie prostej i złożonej. Właściwie to po zapoznaniu się ze znaną nam budową poznanej dotąd przestrzeni kosmicznej oraz jej ogromu, niemal każdy astronom w głębinach swego umysłu prowadził rozmyślania i wyobrażenia na temat obcych cywilizacji. Chcąc, nie chcąc musimy pogodzić się z faktem, że kosmici stale towarzyszą naszej ewoluującej egzystencji i nadal tak będzie. Gdybyśmy jako obserwatorzy cofnęli się w przeszłość, stanęli z boku i przyjrzeli się wszystkim poprzednim epokom, to można wysnuć jasne wnioski, iż nasza pozaziemska fascynacja i rozwój tego tematu były nieuniknione. Wystarczy trochę psychoanalizy, aby przewidzieć najbardziej prawdopodobne ścieżki rozwoju ludzkiej cywilizacji. Wedle wszelkich rachunków prawdopodobieństwa wystąpienie i rozprzestrzenienie aspektu obcych z kosmosu na wiele dziedzin naszego życia podpali na czerwono wszelkie wykresy statystyczne. Oznacza to, że właściwie od początku istnienia ludzkości taka kolej rzeczy była niejako wprogramowana w nasz naturalny rozwój. Oczywiście pomijam ewidentne dowody na ingerencje tzw. "Bogów" w czasach starożytnych oraz fantastyczną wiedzę na temat interakcji z wielowymiarowymi bytami, która zachowała się wśród wielu kultur indiańskich po dziś dzień.
Jako ludzkość mamy olbrzymi kompleks braku zrozumienia fraktalnej jedności każdego z nas. Przez to mamy taką manie oceniania, analizowania. Frustraci mogą więc wytykać błędy i oczerniać Icke'a czy Tsariona, ale faktem jest, że to właśnie ci panowie przykładają się w nieporównywalnie większym stopniu do otwierania i poszerzania horyzontów, niż wielu innych. David Icke na przykład podkreśla zawsze, że daje jedynie informacje, jego punkt widzenia na rzeczywistość. To do ludzi należy wykonanie własnych badań, procesu weryfikacji tych rewelacji i podejście do takiego kociołka wiedzy z otwartym, anty-dogmatycznym umysłem. Taka postawa powinna się tyczyć wszelkich materiałów. Bawmy się informacją. Życie na Ziemi i personalia w jakie się wcielamy to naturalny, cykliczny proces. Jaki jest sens frustracji, ataków i wściekłego oceniania ? Pojawia się to tylko wtedy kiedy oczekujemy czegoś po śmierci: nagrody lub kary... - kolejny dualizm pycha lub strach..
Pora zrozumieć, że wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni i każdy z nas jest unikalną cząstką Niekończącej Się Kreacji. Do jej ogarnięcia potrzebni jesteśmy wszyscy bez wyjątku. Od każdego można się czegoś nauczyć i dołożyć nawet mały kawałeczek do nieskończonej układanki. Cieszmy się informacją, naprowadzajmy się na nowe horyzonty, uczmy się od siebie, ale spokojnie, z dystansem. Poziom bankowości, polityki, okultyzmu i natury to tylko jedno z wielu rozgałęzień rzeczywistości. Szczerze mówiąc to nie chce mi się już rozpisywać. Kiedy tak patrzę i obserwuję sytuację w tzw. truth movement, to jedyne co rzuca mi się w oczy to chaos, który samy tworzymy. W tym piekiełku wszechobecna jest zazdrość i niemożność zaakceptowania faktu, że ktoś może mieć inny punkt widzenia. Jedni truthseekerzy najeżdżają na innych, wszyscy robią sobie i innym w głowach rzeźnię. Generując i materializując wciąż nasze instynktowe zachowania, a także przejawy EGO, jedynie umacniamy tych, którzy pociągają za sznurki w całej tej NWO Agenda.
mnie ta cała historyjka śmieszy po prostu, sam bym mógł wymyślić że coś tam nas stworzyło itp., itd.
Jak to mawiają - ignorancja to błogosławieństwo.
Chyba się zakochałem, wklejam następny artykuł Toe Negra :
"
Illuminati - stabilny obraz rzeczywistości
A co jeśli po prostu na głębszym poziomie poza matrycą bankowości, ekonomii, polityki i okultyzmu, sprawy mają się już nieco bardziej abstrakcyjnie. Wielu badaczy dociera do tego momentu i albo są na tyle odważni łamiąc tabu, albo cofają się krok do tyłu. Jesteśmy uczeni od małego, że świat wygląda zgodnie z tym, co mówią w TV, szkole, a co bardziej istotne - identyfikujemy się z EGO i możliwościami percepcyjnymi mózgu. Dzisiaj już wiemy ponad wszelką wątpliwość, że świat istnieje również poza mózgiem i wygląda z tej perspektywy całkowicie inaczej. Nie mamy pojęcia o obiektywnej rzeczywistości poza punktem załamania światła, czyli poza percepcją. To znaczy mamy o niej coraz większe pojęcie, ale nauka głównego nurtu i podążające za nią media nie są w stanie powtarzalnie, doświadczalnie umiejscowić rewelacji, które pochodzą z wymiarów nierejestrowalnych przez mózgowy radar. Oczywiście istnieje szereg placówek naukowych i naukowców, którzy zapuszczają się w rejony metafizyki, psychologii głębi i publikują wyniki zdumiewających badań. Jednak mamy w zwyczaju dzielić naukę na tę właściwszą i mniej ważną. Pomimo, że fantastyczni naukowcy (np. Dr. Dennis McKenna, Dr. Richard Strassman, Dr. Jill Bolte Taylor, Dr. Michael Haiser, Dr. Masaru Emoto, naukowcy z Instytutu Monroe'a i wielu innych) próbują nam przekazać, że popełniliśmy straszny błąd stając się lewopółkulowym społeczeństwem. Przez taką postawę prawdziwy obraz rzeczywistości wręcz przechodzi nam przez palce, a my wciąż jesteśmy zapatrzeni w możliwości przytomnego umysłu.
W tej chwili układanka rozwija się w przyśpieszonym tempie. Nawet na tym forum był poruszany temat pracy badawczej Dr. Johna E. Mack'a, profesora Harvardu, wybitnego psychiatry. Naukowiec ten zbadał mnóstwo ludzi, którzy utrzymywali, że stali się ofiarami porwań przez nieznane im siły. Jego praca zawiera fantastyczne detale odnośnie rozumienia zasad działania podświadomości, fałszywych wdruków pamięci, wspomnień i natury międzywymiarowych bytów. Całkiem możliwe, że jego badania szły już w nazbyt zaawansowanym kierunku, ponieważ profesor uległ tragicznemu wypadkowi. Podobnie, jak Dr. Karla Turner (zajmująca się bardzo głęboko wątkiem Reptilian w odniesieniu do rytuałów satanistycznych, porwań i powiązań z rządem), która również zmarła, w tym wypadku w wyniku choroby. Dotarłem do stronki, na której można znaleźć artykuł i dane ufologów zamordowanych w trakcie prowadzenia swoich badań - oto ona: link. Warto przejrzeć. Ogólnie rzecz biorąc ludzie z tytułami naukowymi, doktorzy, lekarze, osoby poświęcające całe życie na personalne i naukowe śledztwo w danym temacie (UFO, medycyny naturalnej, szamanizmu, psychodelików itp.) bombardują nas swymi szczegółowymi raportami. Jak można z góry zanegować takich ludzi ? A to właśnie robi wielu z nas. Wpada sobie na forum osobnik, który całą wiedzę czerpie z internetu, YouTube lub z informacji jaką przekaże mu profesor na uczelni i od razu odrzuca pracę, którą zebrał ktoś niewspółmiernie bardziej doświadczony od niego. Nie twierdzę, że należy wierzyć na słowo lub opierać się na tytule przy nazwisku, ale jakąś refleksję wypadałoby z tego wynieść. Przynajmniej rzucić informację na tył główki i postarać się poprowadzić własne śledztwo.
Chodzi o to, że jeśli ktoś zaczyna badać linie rodowe elitarnych klanów rodzinnych, dochodzi do oczywistych połączeń z symboliką starożytności, okultyzmem, czyli szeroko pojętymi praktykami magicznymi - inwazyjnymi. Następnie dochodzi do centrum manipulacji, czyli starożytnego Babilonu, gdzie Sumerowie czcili "Bogów" Annunaki. Potem napotykamy na symbole kultu węża i gadów w innym kulturach - również tych, które wedle historii nie miały prawa się ze sobą zetknąć. Jest to temat niezwykle obszerny i naprawdę trudno nie zauważyć korelacji między wężem, a kuszeniem, manipulacją (także genetyczną) i przyczyną pozbawienia nas raju (czyli symboliczna utrata prawdziwej mocy DNA). To sięga znacznie głębiej. Żyjemy w bardzo hermetycznym systemie. Mamy wrażenie wolności, ale to jedynie pozory. Jak wiele informacji przemyka koło nas ? Nie mówię tu tylko o ograniczeniu zmysłów, lecz również o badaniach i eksperymentach prowadzonych przez kompleksy militarne i meta-militarne. Istnieją udokumentowane niesamowite relacje z eksperymentów prowadzonych głęboko pod ziemią (nie chodzi jedynie o podziemia, ale o projekty nie wystawione na światło dzienne mas lub nawet naukowców). Polecam książkę Ernsta Meckelburga pt. "Tunel w czasie", gdzie podaje jedynie dobrze udokumentowane przypadki anomalii czaso-przestrzennych. Był w niej opis pewnej sytuacji, która jest bardzo obrazowa w tym temacie (będę pisał z pamięci więc po szczegóły i nazwiska odsyłam do książki, a jest tego warta): pewien fizyk, laureat nagrody Nobla został poproszony w latach bodajże 50-tych o wyjaśnienie przedstawicielom armii swojej śmiałej teorii na temat teleportacji. Naukowiec stanął przed nimi powiedział, co miał do powiedzenia, ale panowie naprzeciwko nie wykazywali zbytniego ożywienia. Pokiwali głową i powiedzieli mu, że prowadzą takie eksperymenty od lat i udało im się już teleportować znacznie większe obiekty od cząstek elementarnych. Pare z ust puściło też kilku członków tajnych projektów. Z tych wszystkich udokumentowanych rewelacji jedno staje się jasne technologia meta-militarna wyprzedza cywilną o dziesiątki, a teraz może i więcej lat.
Żyjemy w świecie, w którym po pierwsze: przyjmujemy za prawdziwe wyobrażenie tego, czym jesteśmy, a nie tym CZYM jesteśmy w istocie oraz po drugie: wierzymy, że hierarchia powiedzmy od 6 do 0 jest równie realna. 6 - najniższa klasa społeczna i niższe istoty z zaburzeniami itp., 5 - robotnicy, sprzedawcy itp, 4 - pracownicy biurowi, dziennikarze itp., 3 - prezesi mniejszych firm, lekarze itp. 2 - nie wiem powiedzmy bankierzy, sławni aktorzy, muzycy itp., 1 - politycy wyższych szczebli itp., 0 - wybitni naukowcy, laureaci nagrody Nobla, elitarne klany bankierskie itp. - to tylko przykładowa szybka hierarchia. Ogólnie rzecz biorąc system, w którym funkcjonujemy wciska nam, że poza tym zerem nie ma już nic - że zero to ostateczny poziom, w którym człowiek może podczas swej życiowej kariery dojść. Jest to oczywista bzdura. Każdy kij ma dwa końce. Tak naprawdę na głębszym poziomie tego, co w tej chwili obserwujemy te bezwzględne ZERO jest dopiero początkiem, najniższą hierarchią po drugiej stronie kurtyny. Dalej są członkowie tajnych stowarzyszeń, ludzie mający stały kontakt z obcymi kontaktującymi się z iluminowanymi, przedstawiciele, naukowcy i koordynatorzy projektów meta-militarnych, czyli adaptowanie pozaziemskiej technologii, eksperymenty z podróżowaniem w przestrzeni kosmicznej, teleportacją, anty-grawitacją, wolną energią, kontrolą umysłu itp. Myślicie, że po drugiej strony kurtyny tacy Rotschildowie używają pieniędzy ? W ogóle żyją tak jak my ? Nonsens. To zupełnie inny świat. Obudźmy się wreszcie ! Nauka cywilna, a Tajna nauka meta-militarna to dwie zupełnie inne dziedziny. Takie coś jak nagroda Nobla to jedynie show dla mas, w kontekście tego, co dzieje się po drugiej stronie barykady, za granicą zera.
W końcu trzeba zdać sobie sprawę, że ZERO to dopiero początek. Zagadnienie gadów i starożytne artefakty, starożytna wiedza to jedynie początek znacznie większego kawałka puzzli. Jednak my wciąż zachowujemy się na tyle arogancko, aby twierdzić, że w tym hermetycznym świecie opanowanym przez mass-media, biurokracje i totalne dojenie polityczne oraz militarne, mamy jakikolwiek stabilny obraz rzeczywistości. No way no way
Witam wszystkich jest to mój pierwszy wpis na forum. Bacznie obserwuję temat reptilionów i zgadam się z większością postawionych tutaj tez, acz kol wiek nie do końca. Ludzie zbyt dosłownie interpretują przedstawione tu stwierdzenia, by w całym tym natłoku informacji znaleźć rozsądny środek. Cała sztuka polega na tym, że by wygiąć a nie przegiąć.
Chciał bym was zapytać co myślicie o DMT i wyraźnego przeplatana się tematów reptilionow (gadzich istot), naszego gadziego organu oraz doświadczeń ludzi po tak zwanym hormonie śmierci?
Oto ciekawy tekst, który przepisałem z książki Michaela Harnera pt. Droga Szamana
Moje badania antropologiczne dotyczące Indian Conibo posuwały się zupełnie nieźle, lecz jakiekolwiek usiłowania, by zdobyć informacje dotyczące ich religii, kończyły się niepowodzeniem. Ludzie ci byli przyjacielscy, lecz jeśli chodzi o rozmowy o rzeczach nadnaturalnych, powściągliwi. W końcu oświadczyli mi, że jeśli naprawdę chcę się czegoś nauczyć, to muszę spróbować świętego szamańskiego napoju zrobionego z ayahuasca, czyli z ?wina duszy?. Zgodziłem się na to, odczuwając zarówno ciekawość, jak i obawę, ponieważ zostałem ostrzeżony, że doświadczenie to może być przerażające. Następnego ranka mój przyjaciel Tomas, należący do starszyzny wioskowej, poszedł do lasu, by naciąć pnączy. Przed odejściem nakazał mi, bym pościł, to znaczy zjadł tylko lekkie śniadanie i powstrzymał się od obiadu. W południe powrócił z pnączami i liśćmi rośliny cawa, którymi napełnił pojemnik. Płyn ten gotował przez całe popołudnie, po czym pozostawił go do zachodu słońca, by się oziębił, a następnie oświadczył, że jest gotowy do wypicia. Ponieważ szczekanie psów może być fatalne dla człowieka, który napije się ayahuasca, gdyż może on popaść w obłęd, przeto Indianie założyli kagańce wszystkim psom we wsi. Dzieci pouczono, by nie hałasowały, i wraz z zachodem słońca zapadła cisza. Kiedy po krótkim równikowym zmierzchu nadeszła ciemność, Tomas nalał do tykwy około trzeciej części płynu z butli i dał mi ją do wypicia, czemu przypatrywali się wszyscy Indianie. Poczułem się jak Sokrates pijący cykutę wśród Ateńczyków i wtedy zdałem sobie sprawę z faktu, że mieszkańcy peruwiańskiej Amazonii nazywają ayahuasca "małą śmiercią". Truciznę wypiłem szybko. Miała dziwny, trochę gorzki smak. Czekałem, aż Tomas także wypije swoją część, lecz powiedział, że zdecydował się tego nie robić. Położono mnie na bambusowej platformie pod wielkim dachem przykrywającym dom wspólnoty. Poza dźwiękami wydawanymi przez świerszcze i dalekimi odgłosami małp w dżungli w wiosce było zupełnie cicho. Spoglądając w ciemność nad sobą, zobaczyłem nagle ledwo widoczne świetliste linie. Stawały się one coraz bardziej ostre, bardziej powikłane, aż rozbłysły brylantowymi kolorami. Z dala nadpłynął dźwięk jakby wodospadu i stawał się coraz potężniejszy, aż wypełnił moje uszy. Jeszcze kilka minut wcześniej czułem się rozczarowany, sądziłem bowiem, że ayahuasca na mnie nie działa, a tymczasem obecnie mój mózg pogrążył się w odgłosie pędzącej wody, szczęki stężały, a odrętwienie to zaczęło rozchodzić się w wzwyż, aż do skroni. Linie nad moją głową pojaśniały jeszcze bardziej i stopniowo przybrały formę sklepienia przypominającego mozaikę w formie witrażu. Wszędzie nade mną uformował się rozciągający się wokół fioletowy dach. W środku tej niebieskiej komnaty słyszałem szum wody i zobaczyłem poruszające się cienie. Gdy moje oczy przywykły już do panującego półmroku, cały ten teatr cieni przekształcił się w coś przypominającego dom zabaw, nadprzyrodzony karnawał zwierząt. Ze środka, kierując tym wszystkim, patrzył na mnie gigantyczny, szczerzący zęby łeb krokodyla, a z jego przepastnej paszczy wypływały strugi wody. Zarówno woda, jak i strop komnaty zaczęły wznosić się do góry. Cała ta scena zmieniła się tak, że pozostała jedynie dwoistość niebieskiego nieba w górze i morza na dole, a wszystkie stworzenia zniknęły. Ja sam znajdowałem się przy powierzchni wody: patrząc z tego miejsca zobaczyłem nagle dwie dziwne łodzie, które kołysały się w przód i w tył i podpływały do mnie coraz bliżej. Powoli przekształciły się w okręt zakończony olbrzymim smoczym dziobem, który przypominał zwieńczenie łodzi Wikingów. W śródokręciu ustawiony był maszt z kwadratowym żaglem. Statek poruszał się lekko w przód i w tył i wtedy usłyszałem rytmiczny świszczący dźwięk, po czym zobaczyłem, że statek jest gigantyczną galerą z setkami wioseł. Poruszał się do przodu i do tyłu zgodnie z dźwiękiem. Takiego wspaniałego, nieziemskiego śpiewu utworzonego z miliardów głosów dochodzących z pokładu galery nie słyszałem nigdy w życiu. Kiedy spojrzałem uważnie na pokład, ujrzałem wielką liczbę istot o głowach sójek i ciałach ludzi podobnych do ptasiogłowych bogów na starożytnych egipskich malowidłach grobowych. W tym też czasie poczułem, że część mojej energii życiowej zaczyna przepływać z mej klatki piersiowej w górę do łodzi. Chodziaż zawsze byłem przekonany, że jestem ateistą, pojawiło się wtedy we mnie przekonanie, że ci ptasiogłowi ludzie przybyli, by wziąć na pokład moją duszę, i że umieram. W dalszym ciągu, kiedy moja dusza mnie opuszczała, poczułem, że drętwieją mi członki. Poczynając od rąk i nóg całe moje ciało zamieniało się w coś solidnego i trwałego. Nie mogłem więc poruszyć się, ani przemówić. Odrętwienie rozchodziło się po klatce piersiowej, a kiedy dotarło do serca, spróbowałem zawezwać pomocy, poprosić Indian o antidotum. Jednakże mimo usiłowań, nie zdołałem wydobyć z siebie ani słowa. Tymczasem mój brzuch powoli zamieniał się w kamień. Dzięki nadzwyczajnemu wysiłkowi udało mi się utrzymać pracę serca. Zacząłem zwracać się do mojego serca, jak do przyjaciela, zaklinałem je, by jeszcze biło, dodawałem mu odwagi z całą mocą, jaka mi jeszcze pozostała. Z kolei stałem się świadomy mojego mózgu. Czułem "fizycznie" że został on podzielony na cztery oddzielone od siebie i różne poziomy. Na samej powierzchni znajdował się obserwator i kierownik, który znał położenie ciała. On był odpowiedzialny za usiłowania utrzymania pracy serca. Ta część mózgu, będąca czystym obserwatorem, postrzegała wizje, które, jak się wydaje, emanowały z dolnej partii mego mózgu. Zaraz pod tym najwyższym poziomem odczuwałem warstwę zupełnie odrętwiałą, pozbawioną władzy przez specyfik ? wydawało się, że ona nie istnieje. Jeszcze niższym poziomem było źródło mych wizji, włączając w nie łódź duszy. Byłem przekonany, że umieram, i kiedy próbowałem pogodzić się z tym faktem, niższa część mózgu zaczęła przekazywać więcej wizji i informacji. "Powiedziano mi", że zostaną mi pokazane dalsze wizje, a ponieważ umieram, nie będę w stanie zdradzić ich treści; były to tajemnice zarezerwowane dla umierających i martwych. Mogłem jedynie bardzo niewyraźnie zobaczyć tych, którzy przekazywali mi te informacje: [były to olbrzymie gadzie stwory spoczywające leniwie w najgłębszych częściach mózgu, w jego tylniej partii, tam gdzie mózg łączy się z rdzeniem. W tej głębi mogłem je rozpoznawać jedynie bardzo niewyraźnie. I wtedy pokazano mi następującą scenę. Ujrzałem planetę Ziemię taką, jaką była przed eonami, kiedy nie było jeszcze na niej życia. Zobaczyłem więc ocean, pusty ląd i jasne niebieskie niebo. Zobaczyłem również setki kropek spadających z nieba na rozciągający się przede mną ląd. Zauważyłem wówczas, że te "kropki" były wielkimi, świecącymi i czarnymi stworzeniami z pterodaktylimi skrzydłami i ciałem wielorybów. Ich głowy były dla mnie niewidoczne. Spadały w dół, zupełnie wyczerpane podróż, by pozostać na ziemi na wieki Wówczas otrzymałem wyjaśnienie przekazane mi jakby w języku myśli, że stworzenia te przybyły na Ziemię z daleka, uciekając przed swymi wrogami. Istoty te, pokazały mi w jaki sposób wytworzyły życie na ziemi po to, by ukryć się w wielości form i w ten sposób zataić swą obecność. Trwająca miliony lat kreacja nieprzeliczalnych roślin i zwierząt odtworzyła się przede mną w skali i żywotności niemożliwej do opisania. Pojąłem, że to stworzenia podobne do smoków znajdują się wewnątrz wszelkich form życia, włączając w to człowieka. (W tym miejscu znajduje się przypis M. Harnera: można powiedzieć retrospektywnie, że były one prawie takie jak DNA, jednak w tym czasie, tj. w roku 1961, nic o DNA nie wiedziałem). Byli to prawdziwi mistrzowie całej ludzkości, a my, ludzie, byliśmy jedynie ich zbiornikami. Te objawienia podnoszące się z głębi umysłu, ukazywały się na zmianę z widokiem galery, na której pokład zabrano już prawie całą moją duszę. Łódź z sójkowatymi ludźmi na pokładzie ciągnęła za sobą mą siłę życiową, oddalając się powoli przez szeroki fiord otoczony nagimi, pooranymi wzgórzami. Wiedziałem, że mam już tylko chwilę życia przed sobą. Jednakże, co dziwne, nie odczuwałem strachu przed tymi sójkowatymi ludźmi, zgadzając się na to, że zabiorą oni moją duszę. Bałem się jednak tego, że moja dusza nie zdoła utrzymać się w horyzontalnym planie fiordu, lecz na skutek jakiegoś nieznanego a przerażającego procesu zostanie zdobyta przez smokowatych mieszkańców głębi. I wtedy poczułem swą ludzką odrębność, kontrast pomiędzy tymi gadzimi przodkami i mym gatunkiem. Rozpocząłem walkę o to, by nie powrócić do starożytnych, których zacząłem odczuwać jako coraz bardziej obcych i (być może) złych. Każde uderzenie serca stało się wielkim przedsięwzięciem. Zwróciłem się o pomoc do ludzi. Z niewyobrażalnym wysiłkiem udało mi się wypowiedzieć jedno słowo: "lekarstwo". Zobaczyłem, jak Indianie krzątają się sporządzając antidotum, byłem jednak przekonany, że nie zdążą na czas. Potrzebowałem też strażnika, mogącego odeprzeć smoki, i szaleńczo próbowałem przywołać jakąś potężną istotę, która by obroniła mnie przed obcymi gadzimi stworami. Jeden z gadów pojawił się właśnie przede mną i w tym momencie Indianie otworzyli mi siłą usta i wlali m nie antidotum. Smoki zaczęły pogrążać się powoli w głębinach, nie było już ani łodzi, ani fiordu. Odetchnąłem z ulgą. (M. Harner, The Way Of Shaman).
Kolejną ciekawostką jest fakt iż po zażyciu LSD ludzie mają podobne wizje np. w Las Vegas Parano: http://pl.wikipedia....as_Vegas_Parano znana scena z gadami w klubie: a dokładnie 1:50. Nie muszę dodawać ze jest to film oparty na autentycznych przeżyciach autora. Zastanawia mnie korelacja między tym tematem a wizjami po zażyciu psychodelików. Co o tym myślicie? Czemu akurat ludzie węże (gady) a nie np. ryby, bobry, pająki bądź inne?
Użytkownik RedRabbit edytował ten post 16.04.2010 - 21:55
Chciałbym podziękować Eury za to co napisał, lecz większość z tego to nie prawda. Jezus nigdy nie chodził po wodzie ani nie zamieniał wody w wino. To dezinformacja gadów. Zgadzam się co do poglądu kontroli albowiem w tym co napisałeś było właśnie najwięcej prawdy, ale nie jestem pewny czy wszystko było prawdziwe w tym temacie kontroli.
Jak o wszystkim mozemy dyskutowac i sie zastaanwiac jak moglobyc w rzeczywistosci, a jak bylo naprawde ciezko powiedziec po tylu roznych przekazach... tak jak i teraz zawsze bedzie tak, ze Ci ludzie, kttorzy sa u wladzy kreuaja postrzeganie historii...
Nie będziemy spłacać pożyczki za dom, którego wartość i tak spadła o połowę. Pieniądze wolimy przeznaczyć na bieżące potrzeby. Wreszcie jesteśmy wolni - taką drogę wybiera coraz więcej Amerykanów. Jak pisze "New York Times", ponieważ sądy są zapchane, to zanim komornik wyrzuci ich z mieszkania, minie nawet półtora roku
Jak informuje New York Times coraz więcej Amerykanów buntuje się przeciwko swoim bankom i świadomie uchyla się od spłacania rat.
Firma LPS, która dostarcza systemy i oprogramowanie dla banków do obsługi pożyczek, szacuje, że 650 tys. hipotek nie było spłacanych regularnie w ciągu ostatnich 18 miesięcy. W przypadku co piątej nieruchomości bank nie wykonał żadnego kroku, żeby ją odzyskać. Rok temu taki scenariusz spotykał zaledwie co dziesiąty dom. W sumie postępowania komornicze trwają wobec 1,7 mln nieruchomości.
Według firmy LPS średnio w USA na eksmisję trzeba czekać 430 dni. Krótko przed kryzysem, w styczniu 2008 r., było to 250 dni. Jeśli lokator wie, że bankowi nie spieszy się z eksmisją, to nie będzie mu zależeć na spłacie. Rekordziści - na Florydzie i w stanie Nowy Jork - muszą czekać na komornika półtora roku! Procedury opóźniają się z powodu zapchanych sądów.
- 10 lat temu mieliśmy 4 tys. spraw komorniczych. A teraz 34 tys.! Ta liczba nas przygniata - mówi Thomas McGrady, sędzia z hrabstwa Pinellas-Pasco. W gorszej sytuacji są mieszkańcy m.in. Teksasu czy Kalifornii, gdzie bank może zająć dom, stosując krótszą procedurę - bez udziału sądu.
Jim Tsiogas, który zapowiedział, że może płacić najwyżej 1,3 tys. dol., tak tłumaczy swoją decyzję: - Kiedy zaczynał się kryzys, nikogo z banku nie interesowały moje problemy. Teraz czytam w listach od nich, że są skłonni do współpracy. Ale ja nic nie odpisuję. Przynajmniej przez rok będę miał spokój.
Jednak ludzie walczą z NWO i całym tym bankowym burdelikiem.
Źródło : gazeta wyborcza
Użytkownik mroova edytował ten post 02.06.2010 - 11:44
Kolega napisał wcześniej, że "jesteśmy zaprogramowani" po to, by zdobywać pracę, ożenić się, mieć dzieci.
Nie zgodzę się z tym. Żenię się bo kocham. A miłość to najpiękniejsze i najpotężniejsze uczucie. Nie ma prawa być zaprogramowane. Ujawnia się znienacka i atakuje.
Czując miłość do kobiety (nie zakochanie czy zauroczenie, chodzi mi o MIŁOŚĆ!) chcesz dla tej drugiej osoby jak najlepiej. To nie jest zaprogramowane!
Chcąc mieć dzieci, chcę zostawić kogoś po sobie. Chcę wychowywać, dawać miłość, opiekować się. Chcę stworzyć rodzinę z miłości, a nie bo jakaś jaszczurka z kosmosu mnie stworzyła.
Osobiście nie wierzę w ten artykuł.
@Maksi: Wydaje mi się, że tego tekstu w pełnie nie zrozumiałeś. Twierdzisz, że miłość nie jest nam "zaprogramowana", bo Ty ją wybierasz? Tak jak wybierasz resztę rzeczy w swoim życiu? Radzę przeczytać artykuł ponownie i skupić się na fragmentach dotyczących wyborów.
Prawda, jest inna niż myślisz. A rzeczywistość wyprzedza fikcje.
Słuchając tych historii o Reptilianach przypomina mi się Zaginiony Świat Doyla.
Sorry za offtop.
Może reptilianie to nie obcy, a potomkowie dinozaurów, którzy przetrwali upadek asteroidy.
Może to oni stworzyli prawdziwą Atlantydę, Lemurię, Mu, czy jak to się tam nazywa.
Nikt nie wie już co to prawda, a co to fałsz.
Cytując Napoleona - "Prawdę piszą zwycięscy".
Żadna z tych pochodzących "prawd" nie jest w pełni prawdziwa.
Parafrazując Goebellsa - Prawda powtórzona tysiąc razy staje się plotką.
Świat jest inny niż nam się wydaje. Nasze oczy nie widzą świata, lecz iluzje, odbite światło.
Nie wierzę w rewelacje Euryego, choć są ciekawe.
Nie wierzę też w pełni w stwórcę, Boga lub Allacha.
Ludzie nigdy nie otworzą oczu. Dlaczego?
Oślepli by.
Zło nie tworzy świata, dobro też nie.
Jing/Jang.
Ludzie są neutralni. Staną się tacy, na jakiś zostaną wychowani. Staną się bandą zwierząt. Lub twórcami utopii.
Piękno i brzydota. Nikt nie wie jaka jest prawda. To tak, jak w starej wojnie. Walczymy, ale nie wiadomo już o co.
Nie neguję żadnej z tych teorii. Czasem, gdy wykluczy się wszystko, co możliwe, to co zostanie, nawet najbardziej bezsensowne by było, okaże się prawdą.
Zacytuje Ciebie "Nie ma nawet co myśleć o możliwości zadawania pytań, czasie na zastanowienie i odpowiedź na pytanie "co ja tu właściwie robię?"
Odpowiem Ci na to pytanie, bo sam zadawałem sobie to pytanie i zadawałem innym też to pytanie co ja tu właściwie robię, jaki jest cel mojej egzystencji ?
A więc tym celem jest ŻYCIE, NOWE ŻYCIE, narodziny nowego życia, dziecka, własnego dziecka! Odpowiednie wychowanie jego.
Tak sie zastanawiam i myśle sobie co nam z prawdy. Jesteśmy jak te mrówki, które można zniszczyć jednym palcem. Prawdopodobnie tak jak piszesz w historii było tak, że która cywilizacja postawiła się OBCYM została zlikwidowana przez np. potop lub uderzenie asteroidy. Oni bawią się życiem na ziemii, dali nam obecnie szansę.
Mam kilka pytań do Ciebie Eury.
1. Kiedy im się znudzimy i postanowią zasiać nową cywilizację ?
2. Czy inni Obcy są nam przychylni np. Plejadanie, czy raczej są obserwatorami i tak naprawde "gówno mogą" ?
3. Czy jest prawdą, że pod koniec 2012 roku nastąpi nieznana fala energii, która wprowadzi nas "ludzkość" w następny etap ewolucji ?
Dalej sie zastanawiając, czuje, że znam prawdę i znałem ją wcześniej zanim zaczołem poznawać prawdziwy świat. Efekt dziecka indygo.
bardzo interesujące:)
ale skąd niby Ty to wszystko wiesz;>
bo nie powiesz mi chyba,że sam jesteś takim gadem żyjącym w cywilizacji,która dała początek ludziom