Będąc szczerym, z braku czasu i natchnienia ominąłem był kilka stron Waszej dyskusji, jednakowoż chciałbym na szybkiego wtrącić coś od siebie, toteż liczę, że otrzymam łaskawie wybaczenie :-)
Zgadzam się z
Papercatem, iż generalnie powody teistów na wiarę w Boga są znacznie bardziej "naciągane" niż ateistów na niewiarę. W każdym razie jest tak z punktu widzenia tych drugich - suma summarum także mojego.
Piszesz,
Confidencie drogi, że wierzysz, bo chcesz. Na upartego wmówić można sobie wiele, zrobić "wodę z mózgu", umysłowy regres papką, która dobrze w danym momencie smakuje. Chcesz wierzyć, że jest coś poza nieszczęściem - wydaje mi się, że jest to poniekąd przyznanie się do własnego konformizmu i pycha, która targa większością ludzi. Pewności, że jest wyższy cel w ich życiu; że ktoś o nich dba, są dla kogoś ważni. Strachu przed śmiercią i pragnienia miłości. Przepraszam, iż uogólniam. Gwoli ścisłości mam także świadomość, że piszę banały, ale właściwie chodzi mi o wykazanie, że ateiści - a w każdym razie ja jako może nie najlepszy ich reprezentant -
nie wmawiają sobie istnienia Boga, jeśli nie mogą go od razu znaleźć, na poczekaniu uwierzyć. Jestem pewny, że większość bardziej podatnych z nich po pewnym czasie szukania odnalazłaby w sercu miejsce dla Jezusa Chrystusa i stałaby się owieczką Jego trzody. Sam jesteś niby tego przykładem. Jednakowoż takie szukanie oraz wciskanie sobie "prawdy", która od razu "nie przemawia", nie wydaje mi się właściwe, szczere z samym sobą. Nie chcę robić sobie "prania mózgu", aby w cokolwiek uwierzyć, jeśli nie potrafię. Wiem, że nie od razu i dawałem już sobie wiele szans, jednak, jak już kiedyś w dyskusji z Tobą narzekałem, nie potrafię zobaczyć tego, co widzisz Ty i inni wierzący. Mogę widzieć za oknem odzianych w czarne kaptury mnichów - tylko dlaczego, skoro nikt inny ich nie widzi i wiem, że musieliby być wytworem mego umysłu? Czemu od razu nie przyjąć, że są jedynie imaginacją i je odrzucić zamiast pogrążać się w ułudzie, która przekształcić może się w rzeczywisty obłęd? Tu bujna wyobraźnia, tam podświadomość - wmawianie sobie jeszcze gdzie indziej. Arigatou gozaimasu - postoję.
Chciałbym jeszcze tylko dodać, że dla mnie Pismo św. zostało napisane "ot tak". Był w tym cel, była przyczyna - lecz nie było w tym niczego "boskiego", przez które słowo rozumiem "nadludzkie", "metafizyczne". Chyba, że mówić o "kronikarskości" wydawnictwa. Konsekwencji, z jaką pokolenia notowały swą wiarę i dzieje, lecz patrząc na tony drukowanych rokrocznie książek, nie jest to wszak nic "aż tak" niezwykłego, by budziło większe zdumienie. Zwłaszcza zapatrując się na motywacje twórców tego literackiego arcydzieła.
Odnosząc się do kwestii Lucyfera, jaka została poruszona, pozwolę sobie na małą polemikę.
Oczywiście, że nie wszystko było w porządku. Ale nie szukaj przyczyn w Bogu. Nie w porządku był Szatan i jego pycha.
Oczywiście w dyskusjach dot. tematów biblijnych nie powinno kierować się swoim "widzimisię", "własnym zdaniem", jak ujął to
Bayakus, jednak doszukiwanie się przyczyny zachowania Szatana jest przecież m.in. powodem napisania niektórych apokryfów, utrwalenia się w żydowskiej i chrześcijańskiej kulturze pewnych wzorców, mitów, legend. Miało przecież pójść o oddanie hołdu człowiekowi, czasem o światło, ogień. Tak - jest to pycha Diabła, ale czy tylko ona jest rzeczywiście nie w porządku? Czy Jahwe na pewno grał w 100% "fair play"?
Mariushu, jesteś, jak mniemam, świadomy, jakich manipulacji dokonywał Jahwe w ST. Czy bunt Nosiciela Światła nie mógł zostać w jakiś sposób sprowokowany? Czy Bóg nie mógł pragnąć np. wystawić anioła na próbę? Zapewne przewidzieć nawet, jaki los w razie tej próby go czeka? Czy upadek nie był przeznaczeniem Szatana, żeby mogło istnieć dobro i zło? Czy nie nastał on z chwilą wyróżnienia się od siebie światła i ciemności albo pojęcia przez człowieka, że ta druga jest źródłem archetypicznego zła i niebezpieczeństwa? I tak właściwie to od którego momentu należałoby rozpatrywać kwestie Szatana? Z którego z tak wielu obecnych w Biblii poglądów na ten problem wybrać ten, który odpowiada naszemu zamysłowi? Pytam, gdyż wydaje mi się, że wychwycone przy upadku Szatana sprzeczności wypływają właśnie z różnorakości, szerokiego spectrum różnych teorii filozoficznych i teologicznych, w które ujęło zagadnienie to PŚ.
I
Bayakus, przepraszam, że "kopię", gdy odłożyłeś już łopatę, ale tak mi się zachciało, że nie mogłem się powstrzymać :-)