Na upartego wmówić można sobie wiele, zrobić "wodę z mózgu", umysłowy regres papką, która dobrze w danym momencie smakuje.
Dlaczego uważasz że ja sobie cokolwiek wmawiam? Skąd wogóle taki wniosek?
Chcesz wierzyć, że jest coś poza nieszczęściem - wydaje mi się, że jest to poniekąd przyznanie się do własnego konformizmu i pycha, która targa większością ludzi.
Dlaczego pycha?
Pewności, że jest wyższy cel w ich życiu
Moje cele w życiu, mają niewiele wspólnego z religią.
że ktoś o nich dba, są dla kogoś ważni.
No dobra, ale co w tym złego? Szukasz dziury w całym.
Strachu przed śmiercią
Dlaczego mam się bać śmierci? Jestem w miare dobrym człowiekiem, uważam że nic lepszego w życiu zrobić dla siebie nie mogę. To, że ateista wierzy że po śmierci zabiorą go kosmiczni wojownicy czy że zrodzą się robiakiem, to już ich problem. Nie da się w NIC nie wierzyć, ja wierze w to co uważam za słuszne, i w to co chce. Niczego sobie nie wmawiam, do niczego nie zmuszam.
nie wmawiają sobie istnienia Boga, jeśli nie mogą go od razu znaleźć, na poczekaniu uwierzyć. Jestem pewny, że większość bardziej podatnych z nich po pewnym czasie szukania odnalazłaby w sercu miejsce dla Jezusa Chrystusa i stałaby się owieczką Jego trzody.
Nie wmawiam sobie istnienia Boga, odnalazłem go i wiem że jest, to jest bardzo proste do zrozumienia. Jak można być na coś podatnym, z własnej woli? Albo sie w coś wierzy, albo nie. Ty również jesteś "owieczką jego trzody". To, że wmawiasz sobie że Boga nie ma, i że ktokolwiek cię do czegoś zmusza, jest tylko i wyłącznie nieumiejętnością analizowania, i podejmowania decyzji. Tak jak już mówiłem, wierzyć w Boga to wierzyć że jest coś poza piekłem. Nie wiem jak sobie tłumaczysz co stanie się z tobą po śmierci, pewnie wierzysz że będzie lepiej niż na świecie, i że będziesz szczęśliwy. TO jest własnie wiara w Boga, nie wiara w jakiegoś dziadka siedzącego na chmurze.
Sam jesteś niby tego przykładem.
Znasz mnie lepiej niż ja sam. Dla ciebie zapewne każdy wierzący jest "owieczką" Boga, ale prawde powiedziawszy śmieszy mnie to. Czym ja się różnie od ciebie? Czy moje życie jest ograniczone przez wiare? Nie jest. Ateiści wmawiają sobie, że katolik to jest człowiek który siedzi w kościele i odklepuje modlitwe, to wszystko. Ja natomiast uważam, że to właśnie oni są bardziej ograniczeni. Wierząc w UFO, w jakieś struny czy wymiary, wierzą tak na prawde w twory czegoś, co to wszystko stworzyło. Czegoś, pozaczym nie ma już nic. Czyli w Boga. A bez Boga, tak na prawde już na ziemi jesteśmy martwi.
Jednakowoż takie szukanie oraz wciskanie sobie "prawdy", która od razu "nie przemawia", nie wydaje mi się właściwe, szczere z samym sobą.
Przepraszam ze to powiem, ale jest to najbardziej idiotyczne i typowe uzasadnienie. Że niby ja sobie wmawiam prawde, wciskam na siłe, i że nie jestem szczery z samym sobą. Dlatego że wierze w coś, w co ateiści uwierzyć nie są w stanie. Śmieszne, a zarazem tragiczne.
Nie chcę robić sobie "prania mózgu", aby w cokolwiek uwierzyć, jeśli nie potrafię.
Każe ci ktoś? To nie wierz, usiądź przy kompie, idź na browara, twój wybór.
Wiem, że nie od razu i dawałem już sobie wiele szans, jednak, jak już kiedyś w dyskusji z Tobą narzekałem, nie potrafię zobaczyć tego, co widzisz Ty i inni wierzący.
Czyli nie potrafisz wyjść poza swoje granice. Ja nie widze, ja WIEM. Zasadnicza różnica.
Czemu od razu nie przyjąć, że są jedynie imaginacją i je odrzucić zamiast pogrążać się w ułudzie, która przekształcić może się w rzeczywisty obłęd?
Zwyczajne pójscie na łatwizne. Można i tak. Mówiłem, możesz szukać Boga, a możesz go nie szukać. Wmawiasz sobie że katolicy żyją w obłudzie, chociaż niczym nie różnią się od ciebie. Wmawiasz sobie, że jesteś bardziej wolny, a jednoczesnie ograniczasz się do pozorów świata i samego siebie.