A ja podzielę się wrażeniami z rozmowy jaką niedawno odbyłem z, między inymi, przedstawicielami rodziny Radia Maryja
W ostatnią niedzielę byłem na chrzcie, jako ateista nie brałem udziału w tym wszystkim i korzystając z pięknej pogody pospacerowałem sobie trochę (budynek kościoła jest piękny - to kopia jakiegoś kościoła romańskiego z Włoch). W tym samym czasie dookoła kościoła (na ziemi należącej do niego) trwały przygotowania do jakiegoś festynu. Z tej okazji Radio Maryja i księża rozkładali stoiska z gazetami i książkami.
Na początku wyjaśnię przyczynę mojego zainteresowania. Wszyscy znamy pewnie historię o wypędzeniu kupców ze świątyni. Przyznam szczerze, że nie wiem jak interpretuje to Kościół, ale na mój prosty rozum jest to zwykłe oburzenie wynikające z prowadzenia niegodnej działalności (handel) w miejscu świętym więc do tego nieodpowiednim. Znamy też fakt, że Kościół niezwykle dosłownie potrafi interpretować tekst Biblii i trzymać się kurczowo tej intepretacji.
Spytałem się więc członków Radia Maryja (panie miały ciekawe miniaturowe moherowe bereciki przypięte do ubrań) czy te gazety z ich stoiska są na sprzedaż. Odpowiedziały, że nie - to głównie jakieś wcześniejsze pozostałości i tylko ze dwa czasopisma są na sprzedaż. Więc korzystając z tego, że jednak miały te panie (i jeden pan, ale on początkowo trzymał się z boku) coś na sprzedaż spytałem po prostu jak w tej sytuacji intepretują wypędzenie tych kupców ze świątyni jerozolimskiej i czy ma to jakikolwiek związek wg nich z tą obecną sytuacją. Jedna z pań przybrała dość wojowniczą pozę i nie odezwała się ani słowem, druga zaczęła mi tłumaczyć, że "człowiek jest świątynią Boga". Jak się okazało, to była jej przepustka do "nie myślenia o tej sprawie". Wg niej to, że "człowiek jest świątynią Boga" tłumaczy wszystko i jak najbardziej pozwala na sprzedawanie gazet na terenie świątyni (tym razem nowożytnej). Co ciekawe, była też próba przekonania mnie, że "my tutaj wszystko rozdajemy za darmo, więc to nie jest handel" tuż po tym, jak obie panie wyraźnie powiedziały mi (i wskazały) czasopisma, które nie były za darmo i, gdy chciało się je otrzymać, należało je od nich kupić.
Okazało się zatem (zgodnie z moimi przewidywaniami), że członkowie Radia Maryja doskonale tłumaczą sobie tę zadziwiającą moim zdaniem sprzeczność i nie mają problemu z jej akceptacją.
Podszedłem więc do stoiska prowadzonego przez jakiegoś brata (powiedział mi, że nie jest jeszcze ksiedzem ani zakonnnikiem i nazwał siebie po prostu "bratem") który to w tym akurat momencie naklejał ceny na książki. Spytałęm go o to samo i... nie potrafił on z początku powiedzieć ani słowa. Wyraźnie było widać, że go to pytanie zaskoczyło i że nie ma na nie odpowiedzi. Dla niego musiała to też być pewna sprzeczność której nie da się za bardzo pogodzić z rzeczywistością (jego reakcja była wymowna) ale on też nie miał problemów z akceptacją i postrzeganiem tego co robi za "rzecz dobrą i właściwą". Dopiero po paru minutach "yyyy...." powiedział, że faktycznie jest to dla niego bardzo trudne pytanie (co chyba sugeruje, że Kościół nie wytłumaczył tego zbyt dobrze i nie mają oni odpowiedniej odpowiedzi i intepretacji) i nie potrafi na to odpowiedzieć,
aczkolwiek on nie widzi w tym nic złego, bo "nie jest to nic nachalnego - a gdyby takie to było, to wtedy byłoby złe i bardziej pasowało do tamtej (biblijnej) sytuacji, bo w jego odczuciu tamten handel taki właśnie był". Porównałem obie sytuacje - o ile się nie mylę tamten (biblijny) handel przy świątyni nie był zwykłym bazarem, a czymś związanym z religią - można było kupić sobie zwierzęta na ofiary dla Boga albo (o ile się nie mylę) wymienić rzymskie monety na ich żydowskie odpowiedniki które trzymały się biblijnego zakazu przedstawiania postaci ludzkich. Tutaj zaś nieliśmy jedynie książeczki, czasopisma, filmy DVD o "złym islamie" i jakieś pachnące świeczki. Wg mnie to o wiele bardziej "niegodne" od tamtego handlu biblijnego. "Brat" ten jednak, choć przyznał, że to dla niego trudna sprawa i nie potrafi jej wytłumaczyć, najwyraźniej jakoś wewnętrznie wszystko sobie pogodził i również nie miał problemu z akceptacją swoich czynów. Zresztą, gdy tylko odszedłem wrócił do przyklejania cen
A na koniec zatrzymał mnie pan z grona Radia Maryja (ten, który do tej pory trzymał się z boku) i spytał mnie "kogo tutaj reprezentuję"
Bardzo kusiło mnie, aby powiedzieć "TVN", ale w końcu wyszło z tego "na pewno nie TVN"
Po zapewnieniu, że kieruje mną zwykła ludzka ciekawość (co było zgodne z prawdą) powiedział, że "no on też uważa to za ciekawe, ale nie widzi powodu aby tak chodzić i o to rozpytywać albo w ogóle zastanawiać się nad tym".
Nie dowiedziałem się więc jak pogodzić fakt sprzedawania przy kościołach rozmaitych pamiątek, figurek, obrazków, czasopism itp z tekstem Biblii. Być może da się to jakoś pogodzić i wyjaśnić, ale ci ludzie tego nie potrafili. Dowiedziałem się zaś w jaki sposób ludzie ci wewnętrznie godzili ze sobą te dwie, sprzeczne moim zdaniem rzeczy - handlowanie na terenie kościelnym i tekst Biblii, w którym to Jezus tych kupców stanowczo karci i wygania. Wg mnie było to oczywiście "wszystko, aby tylko pogodzić to i nie myśleć już więcej o tym, a już na pewno nie myśleć o tym, że to może być jawna sprzeczność".
Ogólnie - to była bardzo ciekawa dyskusja. Zachęcam wszystkich Was do zadawania tego samego pytania gdy nadarzy się okazja (handel - sprzedaż za pieniądze na terenie Kościoła przez ludzi związanych z religią). Ciekawi mnie jakie jest wyjaśnienie a także jak inni ludzie sobie to wszystko tłumaczą.