Skocz do zawartości


Zdjęcie

Przypadek Lindy Porter (opisuje Linda Moulton Howe)


  • Please log in to reply
6 replies to this topic

#1

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Z uwagi na to, że text jest długi to przedstawie go partiami - wtedy każdy będzie mógł sobie spokojnie przeczytać ... bo zapewne długich artykułów wszyscy nie czytają ... :
___________________________________________________________________________

Przypadek Lindy Porter (opisuje Linda Moulton Howe) :

W pierwszym tygodniu marca 1991 otrzymałam brązową kopertę zawierającą przesyłkę poleconą nadaną 28 lutego 1991 roku w Porterville w stanie Kalifornia. W kopercie znajdowała się kaseta magnetofonowa, list i rysunki wykonane przez Lindę Porter.
Kiedy rzuciłam okiem na jej ołówkowe szkice i notatki instynktownie wyczułam, że to wartościowy materiał. Pamiętam że włożyłam wszystko z powrotem do oryginalnej koperty i położyłam na parapecie okiennym, dokładnie przed maszyną do pisania, aby nie zawieruszyła się w stosach korespondencji i pudłach z materiałami archiwalnymi na temat niewytłumaczalnych zjawisk, które rosły znacznie szybciej od tempa, w jakim kupowałam nowe szafki, w których je trzymam. Tego samego dnia zabrałam kasetę do samochodu, aby odtworzyć ją w czasie jazdy. Jej wyraźny i właściwie artykułowany głos wywarł na mnie wrażenie.

Załączona kaseta magnetofonowa zawierała na początku opis tego, co Linda pamiętała świadomie, poczynająć od wieku lat szesnastu. Pozostałe dwa wydarzenia - dotyczące „Modliszki” w holu i choroby lokomocyjnej, jakiej doświadczyła w wyniku przemieszczania się w czymś, co nazywa „międzywymiarowymi tunelami” - ujrzały światło dzienne w czasie regresji hipnotycznej przeprowadzonej przez byłego pracownika NASA, Richarda F. Hainesa. Zajął się on badaniem syndromu wzięć i nauczył, w jaki sposób stosować hipnozę do badania „luk w czasie” i podświadomych przebłysków pamięci.
Linda Porter zwróciła się do niego w roku 1988, a następnie poddała godzinnej sesji regresji hipnotycznej, która pomogła jej przypomnieć sobie szczegóły powtarzającej się wizji „konika polnego” oraz przemieszczania się wewnątrz snopu światła. Po tej sesji nie chciała już poddawać się kolejnym regresjom hipnotycznym, ponieważ to, co sobie przypomniała podczas pierwszej sesji, przeraziło ją.

Mijały dni, tygodnie i miesiące, w czasie których zaczęła spontanicznie przypominać sobie szczegóły swoich stosunków z obcymi istotami i ich techniką. Poniżej podaję zapis pierwszej taśmy, jaką otrzymałam od niej, zawierający objaśnienie pięciu szkiców ołówkowych załączonych do jej przesyłki z 28 lutego 1991 roku.


To jedno z pierwszych wspomnień, jakie powróciły do mnie po sesji hipnotycznej przeprowadzonej przez Richarda Hainesa w roku 1988. Pamięć tego wydarzenia wróciła mi jakieś dwa lub trzy tygodnie po sesji, kiedy zmywałam naczynia. W czasie kiedy to się stało, miałam, o ile sobie przypominam, około piętnastu lat. Stałam w wąskim korytarzu na pokładzie niewielkiego pojazdu. Ściany były solidne i miały szary kolor. Podłoga była jakby z siatki i można było przez nią widzieć, co się dzieje poniżej. Na lewo było pomieszczenie wypełnione bardzo intensywnym, bardzo jasnym, srebrzystym światłem. Zdawało się mieć materialną strukturę, tak jakby znajdowały się w nim maciupeńkie cząstki, które odbijały światło. Było bardzo gęste - nic nie było przez nie widać. Wiem, że zabrano mnie do tego pomieszczenia, ale nie wiem, co się tam ze mną działo, z wyjątkiem tego, że odczuwałam przerażenie, że nie chce wiedzieć, nie chce sobie przypomnieć, tak jakby coś się tam stało i mogłabym to sobie przypomnieć.

Korytarz skręcał w lewo i zobaczyłam coś, co przypominało modliszkę. Była wysoka, miała około 2,40 m wzrostu i wyglądała zza zakrętu korytarza, wychylona, jak sądzę, do pasa. Jej widok przeraził mnie śmiertelnie - wyglądała strasznie. Tylko to pamiętam i mam również wrażenie, że przydarzyło mi się w tym pomieszczeniu coś okropnego. Ostrzeżono mnie, jak przypuszczam, że nie wolno mi tego pamiętać. Stworzenie to miało bardzo długie ramiona, które wystawały z torsu, lecz zupełnie inaczej niż to ma miejsce u ludzi. Miało bardzo duży tors.

Stworzenia te oświadczyły mi, że potrafią manipulować czasem. Mogą wyjąć kogoś z ram czasu i zatrzymać tak długo, jak będą chciały, a potem wprowadzić z powrotem w ramy czasu, tak że osoba ta nawet nie będzie zdawała sobie sprawy z tego, że gdzieś była, chyba że jej to powiedzą. Nikt również nie zauważy jej nieobecności, ponieważ dla innych ludzi osoba ta nigdy i nigdzie się nie oddalała.
Prawdopodobnie zabrano mnie do podziemnej bazy znajdującej się pod wodą u wybrzeży Kaliforni. Z jakiegoś powodu wmówiono mi, że jest ona zlokalizowana w rejonie Santa Barbary. Jeśli stanie sie na dnie morza, jedynym, co można tam ujrzeć, jest wystająca z piasku srebrzysta wieża. Ma ona wysokość dwu lub trzykondygnacyjnego domu. Oświadczono mi, że ta wieża jest maskowana pewnego rodzaju ekranem elektronicznym, który sprawia, że jest ona niewidzialna. Mają tam też coś, co w jakiś sposób odpycha ludzi i ryby.

Podłogi, ściany i sufity wewnątrz tej budowli były srebrzystoszarego koloru. Było dużo światła, zaś drzwi, których było tam mnóstwo, są w żywych kolorach, jaskrawoczerwonym, jaskrawoniebieskim lub jaskrawozielonym. Nad każdym z nich znajdował się jakiś przypominający hieroglify lub pismo arabskie napis.
Następnym razem, kiedy to się wydarzyło, miałam, zdaje się, siedemnaście lat. Wciąż mieszkaliśmy w tym samym domu. Spałam w łóżku, kiedy coś mnie obudziło. Tym razem pokój był wypełniony pomarańczową poświatą z dziurą w środku, z której wyłaniały sie trzy wyraźnie zarysowane sylwetki trójwymiarowych, zbudowanych ze stałej materii, ludzi. Jeśli ktoś potrafi sobie wyobrazić kogoś bez wyraźnych cech osobowych, jego trójwymiarowy cień, który można dotknąć, to tak właśnie wyglądali.

Dziurę wypełniało pomarańczowe światło, które było źródłem poświaty w pokoju. Krawędzie dziury były postrzępione, miały złotawy kolor i wyglądało na to, że iskrzą. Dziura miała owalny kształt i znajdowała się jakieś 30 centymetrów nad podłogą. Dwaj ludzie-cienie wyszli z niej, chwycili mnie i pociągnęli w jej kierunku. To ostatni szczegół, jaki sobie przypominam. Później zdałam sobie sprawę, że na prawo ode mnie stał mały szary facet, którego nazywam Creep [Lizus], i przyglądał się moim reakcjom na wszystko. Wydawał się być mocno zainteresowany moimi reakcjami na to, co się dzieje. Zdawał się być odpowiedzialny za przebieg zdarzeń. Jest tym samym małym facetem lub lizusem, który zawsze jest obecny, kiedy mnie biorą. Wszystko to stało się momentalnie, mimo iż wyglądało, jakby trwało nieskończenie długo.
Kolejne moje wspomnienie dotyczy pobytu na pokładzie statku. Znalazłam się w małym pomieszczeniu z dużym okrągłym otworem w środku. Wyglądało, jakby ten otwór miał trzy uszczelki, chyba po to, aby odizolować go od otoczenia. W każdym bądź razie widać było przezeń w dole ziemię - domy, ulice.

Wysłano mnie na dół przez ten otwór w wiążce bladożółtego światła. W tym przypadku ono również zawierało cząsteczki, które zdawały się połyskiwać lub odbijać światło. To światło było bardzo gęste. Wysłano mnie na dół z ogromną prędkością, tak dużą, że zdawało mi się, iż roztrzaskam się o ziemię. To było przerażające. Na wysokości około metra nad ziemią nagle zwolniłam. Powiedziałabym, że prędkość spadła ze 130 do 5 kilometrów na godzinę. Niesamowita różnica. Wylądowałam na ziemi. Nie miałam żadnego odczucia spadania. Nie czułam żadnego podmuchu. Nie było słychać żadnych odgłosów. Spadanie z tak dużej wysokości powinno dać wrażenie podobne do tego, jakie ma się podczas jazdy z zawrotną szybkością kolejką wysokogórską w wesołym miasteczku. Nic takiego jednak nie wystąpiło. To było bardzo dziwne.

Kolejna sprawa jest dla odmiany bardzo dziwna. Przypuszczam, że to może być prawda. [Obce istoty] powiedziały mi [przed rokiem 1991] o miejscu noszącym nazwę Sycamore Remote Facility należącym do General Dynamics, przynajmniej według nich. Mieści się ono w południowej Kaliforni w kierunku na San Diego w regionie Poway. Podobno jest to poligon testowy rakiet, jednak w rzeczywistości w miejscu tym przetrzymywane są pojmane przez nasz rząd obce istoty. Podobno jest tam budynek, który sięga w głąb ziemi na pięć, sześć pięter. Na najniższym piętrze znajduje się bardzo duże pomieszczenie, w którym trzymane są ciała obcych istot umieszczone w odpowiednich pojemnikach. Pojemniki stoją na betonowych postumentach. Nie wiem czy są z pleksiglasu, czy też innego materiału, są jednak przezroczyste, dzięki czemu znajdujące się w nich istoty dobrze widać.

Jest tam też pewna szczególna istota, którą obce istoty chcą odzyskać. Z jakiegoś względu, co było wielokrotnie podkreślane, chcą, jak mi się zdaje, abym wiedziała, kim ona jest. Sugerowano mi również, że trzymane tam istoty są wciąż żywe, że są utrzymywane w stanie kriogenicznym, w stanie zawieszonej świadomości.
Wmawiano mi, że są żywe, mimo iż są nieprzytomne. Jak już mówiłam, nie wiem, czy to prawda. Całe pomieszczenie jest kontrolowane przy pomocy komputerów. Wszystkie pojemniki są, jak sądzę, monitorowane komputerowo przez dwadzieścia cztery godziny na dobę - z ich pomocą sprawdzane są warunki bytowania trzymanych w nich istot.
Istota znajdująca się w pojemniku ma bardzo ludzki wygląd. Nie jest do nich [szaraków] w ogóle podobna. Na górnej części tułowia ma coś w rodzaju siatkowej kamizelki, cała reszta jest czarna. Ma piaskowoblond włosy i chłopięcy wygląd, aczkolwiek ma najprawdopodobniej ponad trzydzieści lat.

Zabezpieczenia na drodze wiodącej do tego pomieszczenia są wręcz niesamowite. Mają [rząd USA] zamki cyfrowe, których kombinacje cyfr zmieniają się co dwie godziny i te zamki, a raczej pudełka, do których wprowadza się te cyfry, znajdują się w przezroczystych pomieszczeniach - nie wiem dokładnie, z czego są wykonane ich ściany, być może z pleksiglasu - które w razie zagrożenia są błyskawicznie wypełniane gazem. Kiedy więc dostanie się tam ktoś niepowołany i będzie starał się otworzyć taki zamek, wystarczy, że straż przyciśnie przycisk wyzwalający gaz porażający system nerwowy, aby go unieszkodliwić. Sparaliżowany musi czekać na kolejne etapy procedury odbezpieczającej.

Pod całym regionem Sycamore rozciąga się podobno system podziemnych tuneli komunikacyjnych prowadzących z bazy marynarki wojennej w San Diego do tego obiektu i jeszcze jednego miejsca, w którym znajduje się do niego wejście. To nie do wiary, ale wejście prowadzi przez garaż dobudowany do zupełnie zwyczajnie wyglądającego domu posadowionego na wzgórzu położonym na izolowanym terenie. Garaż jest wejściem do podziemnej sieci tuneli, które przechodzą przez wzgórze.

Jeśli coś z tego jest prawdą, oznacza to, że amerykańskie społeczeństwo nie ma o tym pojęcia, jak również, na co są wydawane publiczne pieniądze. Powiedziano mi, że dwaj młodzi marynarze zostali zabici z polecenia rządu, tylko dlatego że dowiedzieli się o tym miejscu. Ich rodzinom oświadczono, że zginęli w wypadku samochodowym, do którego doszło rzekomo w ich jednostce wojskowej.

Istoty nie będące ludźmi i znajdujące się w stanie zawieszonych czynności życiowych opisywałam już w innych swoich opracowaniach. Opisywał je również jeden z najwybitniejszych badaczy zjawiska UFO, Leonard Stringfield, między innymi w opublikowanym w lipcu 1991 roku raporcie UFO Crash/Retrievals: The Inner Sanctum, Status Report VI (katastrofy-Odnalezienia NOLi: Wewnętrzne Sanktuarium - Raport nr VI). Stringfield zmarł w roku 1995 po długiej chorobie. W raporcie tym podaje zapis wywiadu przeprowadzonego w Houston w Teksasie przez badacza Rona Madeleya z pewnym starszym mężczyzną, do którego zwracał się per dr Epigoni.

Epigoni twierdził, że wie o dysku i jego załodze, który wylądował w pobliżu bazy sił powietrznych Edwards w Kaliforni: „...i otworzyły się drzwi, i wyszli przez nie faceci, i położyli się na ziemi. Trap, którym zeszli, schował się do statku, podobnie podpory i statek osiadł na ziemi”. Humanoidzi leżeli tam, dopóki „dysk i jego załoga nie zostali przetransportowani do zabezpieczonego budynku w bazie, gdzie mieli być poddani badaniom naukowym”.


Pewnego razu pokazano mi pomieszczenie, w którym znajdowały się bardzo wysokie, przezroczyste, podobne do rur pojemniki [cylindry] stojące w rogu tego pomieszczenia na podwyższonych postumentach. Wewnątrz nich byli umieszczeni w pozycji pionowej nadzy, wyglądający na uśpionych, ludzie. Wyglądali, jakby byli wprowadzeni w stan zawieszonych czynności życiowych. Nie sądzę, aby byli martwi, ponieważ ich kolor był zbyt żywy. Unosili się w czymś, co wyglądało jak purpurowy gaz. Był on bardzo gęsty i trudno było przezeń cokolwiek zobaczyć. Dostrzeżenie niektórych szczegółów było możliwe tylko dzięki temu, że gaz wirował. Nigdy nie udzielono mi jakichkolwiek wyjaśnień na ten temat, a przynajmniej niczego takiego nie pamiętam. Po prostu zaprowadzono mnie do tego pomieszczenia, pokazano te pojemniki i wyprowadzono. To wszystko. Nie przypominam sobie, abym zadawała jakieś pytania, ani jakichkolwiek wyjaśnień z ich strony.

Swój list zakończyła następującymi słowami:

Naprawdę chcę się dowiedzieć, o co tu chodzi. To przecież coś okropnego. Całe moje życie zostało pogmatwane, przynajmniej ja tak to odczuwam, i ani trochę mi się to nie podoba.

C.D.N.
(dziś zamieszcze następną część)
  • 0



#2

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Przypadek Lindy Porter (opisuje Linda Moulton Howe) - Ciąg dalszy ... :
___________________________________________________________________________

Napisałam do niej nie zwlekając ani chwili i poprosiłam, aby spróbowała narysować w kolorze wiązkę światła, przy pomocy której była przeniesiona, ludzi-cienie i wszystko, co udało się jej zapamiętać na temat ludzi w cylindrach, ponieważ zależało mi na uzyskaniu dokładniejszego obrazu tego, co starała się mi opisać. Kilka tygodni później otrzymałam od niej pełen emocji list z załączonymi do niego kilkoma szkicami, tym razem wykonanymi kolorowymi kredkami. Oto, co napisała.

Istota przypominająca modliszkę i pomieszczenie wypełnione światłem. To wspomnienie staje się z upływem czasu coraz wyraźniejsze. w czasie [seansu hipnotycznego przeprowadzonego przez Richarda Hainesa w roku 1988] to wspomnienie tak mnie przeraziło, że nie mogłam sobie nic więcej przypomnieć. Teraz pamiętam, że ta istota powoli wyszła zza rogu i stanęła na wprost mnie. Stała nieruchomo i czekała, jak gdyby wiedziała, jakim przerażeniem napełnia mnie jej widok. W końcu zaczęła do mnie mówić, chociaż w tej chwili nie potrafię sobie przypomnieć, co takiego. Zdawała się mieć w sobie dużą dozę dostojeństwa i odniosłam wrażenie, że jest dosyć stara.

Po skończeniu tego, co miała do powiedzenia, wyprowadziła mnie z pomieszczenia [tego wypełnionego gęstym światłem]. Wspomnienie to kończy się obrazem, w którym wchodzę do jakiegoś pomieszczenia z myślą „przekształcona w światło”. Cokolwiek to znaczy, ma coś wspólnego z tym, co się wydarzyło.

Zarówno ciała w cylindrach, jak i wyrażenie „przekształcona w światło” bardzo nas zastanawiały. W tym czasie, na początku 1991 roku, nie miałam kontaktu z żadnym innym przypadkiem wzięcia przypominającym jej przypadek. Uważałam, że utrzymywanie z nią kontaktu jest ważne. W trakcie następnych ośmiu miesięcy często rozmawiałyśmy telefonicznie, po czym 24 października 1991 roku napisała do mnie, że użyła na próbę taśmy umożliwiającej wprowadzenie siebie w autohipnozę, aby się zrelaksować i przypomnieć sobie więcej szczegółów. Napisała, że zrozumiała, iż istota-modliszka i pokój wypełniony światłem były związane z ludźmi w cylindrach i dołączyła do listu jeszcze dwa szkice, aby „uwidocznić ostatnią część wspomnienia”. Oto, co udało się jej przypomnieć:

Kiedy miałam dwanaście lat bardzo poważnie rozchorowałam się. Miałam bardzo wysoką gorączkę i mocno zainfekowane gardło. Gorączka była tak wysoka, że miałam halucynacje. Przypominam sobie, że miałam uczucie, iż latam pod sufitem i spoglądam z góry na swoje leżące w łóżku ciało. Byłam bardzo chora. Moi rodzice nie wierzyli w lekarzy, więc zostawiono mnie sobie samej, abym sama odzyskała zdrowie, czego też dokonałam, a przynajmniej tak wówczas sądziłam!

Zabrano mnie na pokład statku, gdzie to wszystko sie dokonało. Mimo iż wszystko rozpoczęło się przy udziale stworzenia podobnego do modliszki, obcy, który był ze mną w trakcie wszystkich moich przeżyć, był białawy, miał około półtora metra wzrostu lub trochę więcej i ogromne oczy z czarnymi źrenicami.
Wszystkie szkice, o których mówiłam, odnoszą się do zdarzenia, w czasie którego zabrano mnie do „pokoju światła”, gdzie pokazano mi człowieka w wieku około czterdziestu pięciu lat bardzo bliskiego śmierci. Leżał w prostokątnym pojemniku.

Nie przypominam sobie przebiegu tego procesu, pamiętam tylko, że jego dusza została wyjęta z jego umierającego ciała! Wyszła z ciała w okolicy splotu słonecznego. Miała długość około pół metra, szerokość 15 centymetrów i była tak piękna, że aż zapierała dech w piersi. Miała delikatny, zmienny żółty kolor z jasnobiałym rdzeniem, który emanował łagodne ciepło. Wokół żółci było pastelowopomarańczowe obrzeże.
Dusza przepłynęła przez pokój do innego ciała, które wyglądało jak ten umierający człowiek, tyle że dwadzieścia pięć lat temu. Nowe ciało było chyba puste. Nie przychodzi mi do głowy inny sposób wyrażenia tego - było jak pusty pojemnik. Stare ciało miało teraz niebieskawy kolor i z całą pewnością było martwe.
Dusza unosiła sie nad nowym ciałem, które było ustawione w pozycji stojącej w cylindrze. Było lekko pochylone do przodu i niczym nie podparte. Potem dusza opuściła się i wniknęła w nie przez tylną szczytową część głowy, po czym przeszła w dół aż do obszaru między łopatkami. Następnie całkowicie zespoliła się z ciałem i usadowiła przed kolumną kręgosłupa w rejonie splotu słonecznego.

Potem jakby sie rozciągnęła kilka centymetrów w górę i w dół. W tym momencie ciało przybrało wygląd „zajętego”, jak gdyby uśpionego.
Prostokątny pojemnik, w którym znajdowało się „stare”, puste ciało, napełnił się cieczą, która miała za zadanie zabezpieczyć tkanki do czasu wykonania sekcji zwłok. Chcieli dowiedzieć się, w jaki sposób dostała się do niego pewna trucizna i jak się w nim rozprzestrzeniła, a także w którym momencie osiągnęła poziom, w którym organizm nie był już w stanie z nią walczyć.

Powiedziano mi, że po sekcji ciało zostanie wyrzucone. Byli bardzo zdziwieni, że jest mi z tego powodu smutno, że to ciało zostanie po prostu wyrzucone za burtę! Powiedzieli mi, że to tylko pojemnik duszy i samo w sobie nie przedstawia żadnej wartości.
Uważają, że nasz zwyczaj pochówku jest barbarzyński. Nie widzą żadnej różnicy między pustą puszką po piwie a pustym ciałem.

Powiedziano mi, że ten sklonowany [odrodzony] człowiek zostanie umieszczony gdzie indziej [przypuszczalnie w Australii] i będzie tam kontynuował swoje życie. Częściowym powodem, dla którego pobierają próbki tkanek od ofiar wzięć, gdy są jeszcze młode, jest stworzenie rezerwy tkanek na wypadek konieczności dostarczenia nowego ciała w późniejszym okresie życia.

Nowe ciała można magazynować w nieskończoność. Pojemniki przedstawione na szkicu z trzema ludźmi w cylindrach służą do magazynowania ciał. Pojemniki, które przedstawiłam na obu szkicach, które ci przesłałam, to pojemniki „aktywacyjne”. Mają one światło na szczycie, które musi byc włączone nad daną osobą przez pewien [nieznany] okres czasu przed jej aktywizacją, o ile ciało było w stanie przechowywania. Jeśli ciało jest świeżo sklonowane, nie potrzebuje światła. Na szkicu z trójką ludzi w cylindrach, ciało najbardziej na prawo było [młodszym] ciałem, które dano mężczyźnie.

Odniosłam wrażenie, że [obce istoty] nie chcą przeprowadzać tego transferu duszy zbyt często. W rzeczy samej odniosłam wrażenie, że w ogóle nie wolno im tego robić.
Zdaje się jednak, że zostali zapędzeni w ślepą uliczkę i nie mają innego wyjścia. Wydaje się, że starają się ukryć tę swoją działalność przed jakąś „wyższą” formą życia. Kimkolwiek jest ta wyższa „władza” zakazująca transferu dusz, zakazała im ona również wtrącania się w ziemskie sprawy. (?) Ktokolwiek to jest, jest znacznie bardziej rozwiniety od nich i posiada potężną władzę nad wieloma innymi rzeczywistościami.

Linda Porter została następnie zaszokowana widokiem umierającego jej własnego, siedemnastoletniego ciała i transferu swojej duszy do klonu jej ciała, który miał identyczną, zarówno pod względem wieku, jak i kształtu, postać jak jej stare ciało.

Położono mnie na stole i pozbawiono przytomności. Potem wyłuskano moją dusze z mojego ciała i umieszczono w innym, które wyglądało dokładnie tak jak stare.
Następnie rozbudzono mnie, już w „nowym ciele”. Istota podprowadziła mnie do „starego ciała”. Leżało na stole z otwartą klatką piersiową. Istota wyjęła z niej serce i pokazała mi je!

Powiedziała mi, że moje serce zostało bardzo mocno uszkodzone z powodu gorączki reumatycznej i wkrótce zatrzymałoby się!
Spojrzałam w otwór w klatce piersiowej i nie zobaczyłam nigdzie krwi! Ani jednej kropli! Wnętrze nie wyglądało nawet na mokre! Kiedy istota uniosła do góry moje serce, nie spadła z niego ani jedna kropla krwi. Nie było krwi także na jego ręce! Serce było równie suche jak jama osierdziowa!

Znacznie później, już po tych wydarzeniach, ten sam naukowiec obcych istot, który był ze mną w tym pomieszczeniu, powiedział mi, że jest pewna chemiczna trucizna, która rozprzestrzenia się na Ziemi (o której absolutnie nic nie wiemy). Powstała ona w wyniku pewnych testów, które nasz rząd przeprowadzał w przestrzeni kosmicznej. W trakcie tych testów powstał niebezpieczny produkt uboczny, który przedostaje sie teraz do atmosfery. Powiedziano mi, że koncentruje się w naszych zasobach wody. Ludzie mieszkający w pobliżu dużych zbiorników wody są wystawieni na poważne niebezpieczeństwo. Powiedział, że najbezpieczniej jest w głębi lądu, z dala od dużych zbiorników wodnych. Powiedział rónież, że do gotowania i picia należy używać wyłącznie wody destylowanej.

Powiedziano mi, że ten związek chemiczny spowoduje w ostatecznej konsekwencji pożar nieba. Początkowo twierdzono, że to nuklearne odpady znajdujące się w atmosferze zapoczątkują ten proces reagując z czymś innym. To „coś innego” jest związkiem chemicznym powstałym w wyniku stosowania broni typu wiązki energetycznej, którą nasz rząd już posiada. Tak więc ta chemiczna trucizna plus cząstki powstałe jako odpad nuklearnych reakcji wytworzą łańcuch śmiercionośnych reakcji chemicznych, które doprowadzą do zapłonu atmosfery (tak przynajmniej twierdzą obce istoty). Nie słyszałam o żadnych tajnych testach z nuklearnymi odpadami prowadzonych w kosmosie przez nasz rząd. Czy słyszałaś coś o tym? Wyjaśniano mi, mocno to podkreślając, że bez względu na to, jak bardzo będzie ta reakcja śmiercionośna dla nas, jescze gorsze skutki spowoduje ona w innych światach i wymiarach. Wtedy zdaje się zrozumiałam to w pełni i byłam kompletnie zdruzgotana z powodu ignorancji naszego rządu i kół wojskowych oraz będącej ich dziełem destrukcji.
Obecnie to zrozumienie zniknęło i pozostało jedynie wspomnienie zrozumienia powagi całej tej sytuacji.

Pamiętam, że zdałam sobie sprawę z tego, jak mało ważna jest nasza planeta i mieszkający na niej ludzie w porównaniu do całości. Zapytałam, dlaczego nie wkroczyli i nie powstrzymali w porę tego, co się działo. Moja uwaga bardzo go rozgniewała i stwierdził, że wciąż nie rozumiem, że nie wolno im sie wtrącać.
Skoro wolno im wtrącać się do tego stopnia, że mogą wyjmować dusze z naszych ciał, to dlaczego nie mogą powstrzymać tego, co sie tu dzieje? Oczywiście chcieli wkroczyć i zapobiec temu, lecz ta trzecia istota, ta zewnętrzna, zabroniła im wtrącania się. W tej sytuacji jedyne, co mogli zrobić, to stać i wszystkiemu sie przyglądać. Jest to z pewnością złe dla nas i zdaje się jeszcze gorsze dla nich. Czułam, że promieniuje z niego obezwładniająca frustracja.

O cokolwiek tu chodzi, proces ten zdaje sie nabierać tempa, szybko dokądś zmierzać. Rozmawiałyśmy telefonicznie o kręgach zbożowych. Mam wrażenie, że są to przekazy do podświadomości. Do kogo są skierowane? Do ofiar wzięć? Do obcych istot mieszkających na ziemi? Nie wiem. Mam odczucie, że ktokolwiek wykonuje te kręgi, wie, że za pośrednictwem telewizji zobaczą je miliony ludzi. Sądzę, że są to sygnały, lecz nadal nie wiem, dla kogo są przeznaczone i czego dotyczą.

C.D.N.
  • 0



#3

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Przypadek Lindy Porter (opisuje Linda Moulton Howe) - Ciąg Dalszy :

Jedenaście lat wcześniej, 13 marca 1980 roku, dr psychologii Leo Sprinkle i ja udaliśmy się na spotkanie z ofiarą wzięcia Judy Doraty. Chodziło o zdarzenie, w czasie którego ona i czterech innych członków jej rodziny przejeżdżając w maju 1973 roku samochodem w pobliżu Houston w stanie Teksas w drodze do domu ujrzało w pewnej chwili podążające za ich samochodem jasne światło. Judy chciała mu się lepiej przyjrzeć i w tym celu wysiadła z samochodu. Cała grupa była ostatecznie bardzo zdziwiona, kiedy po dotarciu do domu pilnujący ich dzieci krewni zapytali ich: „Dlaczego spóźniliście sie dwie godziny?”

Ta „luka w czasie”, po której Judy doznała silnych bólów głowy i przebłysków wspomnień czegoś nie-ludzkiego, nie dawała jej spokoju. W czasie seansu hipnotycznego z naszym udziałem Judy opisała brązowo-białego cielaka podnoszonego w górę wewnątrz snopu światła. Potem znalazła się wewnątrz kolistego pomieszczenia, w którym dwaj „mali mężczyźni” o szarej skórze, czterech palcach i żółtych, „takich jak u węża”, oczach pobierali za pomocą tnących narzędzi próbki tkanek z oka, języka i jąder cielaka.
Słowa Judy Doraty z tamtego dnia bardzo przypominały słowa Lindy Porter wygłoszone dziesięć lat później.

Doraty powiedziała, że była w laboratorium, w którym szare istoty prowadziły eksperymenty na pobranych od cielaka tkankach w ramach działań znanych na całym świecie jako „okaleczenia zwierząt”. Judy twierdziła, że te istoty badają te tkanki, ponieważ „boją się o ludzi, którzy dążą do unicestwienia siebie samych w wyniku skażenia ziemi... Są tutaj od dawna i sprawdzają glebę, naszą wodę, faunę i florę. I będą to robić nadal. [Jest chemiczna trucizna], która została rozprzestrzeniona i opadła na dół do środowiska człowieka. Początkowo była w gruncie, ale teraz jest już w roślinach i... oni sprawdzają, jak głęboko przeniknęła. Spowoduje mnóstwo kłopotów. Dużo ludzi umrze, ponieważ trucizna już zdążyła zatruć wody. Jest w wodzie. Ma to jakiś związek z plutonem... Bardzo mocno podkreślali, że te testy, mimo iż odbywały się w przestrzeni kosmicznej, mają wpływ na to, co dzieje się tutaj, na dole... Nie wiedziałam [że my, ludzie] prowadzimy w przestrzeni kosmicznej jakieś testy”.

Judy Doraty powiedziała również, że te istoty oświadczyły jej, iż ludzie dokonują także testów podwodnych, które wywołają pewne reakcje chemiczne, kiedy dojdzie do zetknięcia z innym związkiem. „...Wiele się z tym wiąże, nie tylko skażenie. Jeśli będziemy postępować tak jak dotychczas, to dotknie to nie tylko nas, ale również innych. Starają się powstrzymać coś, co może wywołać reakcję łańcuchową, być może dotyczącą również ich samych. Zapytałam, dlaczego nie powiedzą czegoś więcej i dlaczego nie mogą tego powstrzymać mając tak ogromną wiedzę, na co się rozgniewali... powiedzieli, że wciąż brak mi wiedzy. Że jestem niedojrzała. Że nie osiągnęłam dojrzałości”.

Zadzwoniłam do Lindy Porter, aby powiedzieć jej, że będę w Los Angeles w listopadzie, by wziąć udział w następnej konferencji, i że miałabym ochotę pojechać na północ, do Bakersfield, aby się z nią spotkać. Bała się gościć mnie u siebie w domu, ponieważ jej mąż miał pretensje do niej o zajmowanie się sprawami związanymi z obcymi istotami. Bała się, że jej małżeństwo, już drugie, nie przetrwa długo, dlatego wolała spotkać sie ze mną na gruncie neutralnym, bez stresu wywołanego jego obecnością. Ustaliłyśmy, że spotkamy się 13 listopada 1991 roku w motelu znajdującym sie na przedmieściu Bakersfield, który wybrała Linda.

Linda miała 46 lat, około 170 centymetrów wzrostu i krótkie, ciemnobrązowe włosy. jej oczy koloru bladoszarobrązowego sprawiały wrażenie lekko powiększonych, ponieważ nosiła silne okulary. Miała na sobie dżinsy i lekki, różowy rozpinany sweterek haftowany drobnymi perełkami. Miała niski, przyjemny tembr głosu, prawie nienaturalnie spokojny. Ten wymuszony spokój spostrzegłam już wcześniej u innych ofiar wzięć, które doznały w swoim życiu wielu niezwykłych stresujących przeżyć i starają się doprowadzić swój umysł do równowagi, do stanu, w którym najbardziej przerażające emocje zostają zepchnięte na bok, umożliwiając prowadzenie względnie normalnego życia.

Linda Porter urodziła się 2 czerwca 1946 w Portland w stanie Oregon, gdzie mieszkała na farmie, na której hodowano kurczaki, króliki i porzeczki. Mieszkała tam z rodzicami, dwiema starszymi od niej siostrami i młodszym bratem.
— Sądzę, że byłam przypadkowym dzieckiem - oznajmiła, ponieważ jej siostry są o szesnaście i osiemnaście lat od niej starsze. — Mam też młodszego brata i my dwoje nie jesteśmy podobni do nikogo w rodzinie.
Linda niewiele wie o krewnych swoich rodziców, z wyjątkiem tego, że matka jej ojca była Indianką z plemienia Cherokee i pochodziła z Arkansas. Rodzice Lindy Porter byli pragmatycznymi ludźmi, którzy „nie mieli zwyczaju dyskutować o rzeczach, których nie da sie wyjaśnić”.
— Kiedy byłam nastolatką, byłam inna od moich rówieśników. Nie buntowałam się. Czytałam prace Immanuela Kanta, Nietzschego, Sartre'a oraz innych filozofów, jakie wpadły mi w ręce. Tak więc, tak naprawdę, nie byłam normalną nastolatką. Wtedy też rozwinęłam w sobie zainteresowanie rysunkiem i malarstwem. Byłam raczej introwertykiem, takim, co stara się dociec, w jakim celu znalazł się na tym świecie.

Rozłożyłam wszystkie rysunki, które mi przysłała, i poprosiłam ją o dogłębne omówienie każdego z nich. Jej wypowiedź nagrywałam na magnetofonie. Chciałam porozmawiac o szczegółach dotyczących cylindrów i ciał oraz wynikających z nich implikacji. Zaczęłam jednak od moich wątpliwości dotyczących różnic między przemieszczaniem się w snopie światła i w „tunelach”, o których czasami wspominała.
— Czy tunel jest konstrukcją o charakterze fizycznym? — zapytałam.
— Nie, to jest coś, co istnieje trwale. Jest tworzony w określonym celu [transportu], po czym znika. Tunel różni się od snopu światła. Snop jest stosowany wyłącznie do transportu ludzi z ziemi na statek i ze statku na ziemię. Tunel jest fizyczną, stworzoną sztucznie dziurą prowadzącą z jednego wymiaru do innego. Podróż tunelem przyprawiła mnie o złe samopoczucie. Ma to coś wspólnego ze zmianą fizycznej gęstości dwóch różnych wymiarów.

Zapytałam ją następnie o noc, podczas której ludzie-cienie weszli przez „dziurę” w przestrzeni do jej sypialni wraz z małym szarakiem, który stał obok jej łóżka.
— Czy to było wniknięcie innego wymiaru do twojej sypialni?
— Nałożenie innego wymiaru na nasz, tak. Wszystko, co istnieje, zależy od częstotliwości dźwięku, tak mi powiedzieli. Pamietasz, jak przesłałam ci pierwszy zestaw szkiców. Powiedziałam wtedy, że istota przypominająca modliszkę coś mi powiedziała? Wydaje mi się, że przypomniałam sobie teraz większość tego, co mi wtedy powiedziano.
Podała mi kilka kartek poliniowanego papieru do pisania, na którym napisała swoim starannym charakterem pisma:


Jest bardzo, bardzo wiele do powiedzenia na temat bytu, znacznie więcej niż będziemy kiedykolwiek w stanie zrozumieć. Większość tego, czego nas uczono na temat fizycznego wszechświata i rządzących nim praw, jest błędne.
Cywilizacja tych stworzeń przekazuje trudne problemy za pomocą symboli emanujących emocje. Stosują tę formę do przekazu koncepcji w ich dokładnym, nienaruszonym znaczeniu. W tym systemie nie ma mowy o błędnej interpretacji.

To nie są symbole matematyczne, lecz trójwymiarowe obrazy holograficzne przypominające trochę abstrakcyjne rzeźby. Aspekt emocjonalny jest przekazywany poprzez fale nośne, które przypominają fale dźwiękowe, przy czym fale te nie mieszczą się w zakresie słyszalnym przez ludzi. Fale te można odczuwać, lecz nie można ich usłyszeć. Jeśli te istoty chcą oczyścić pewien obszar z ludzi, mogą „nadać” falę nośną o określonej częstotliwości na dany obszar, któa wywoła u ludzi strach, sprawiając, że uciekną z niego nawet nie wiedząc dlaczego. Taka fala nie powoduje żadnych uszkodzeń, tak przynajmniej twierdzą. [Większość ludzi nie jest w stanie słyszeć częstotliwości niższych od 125 herców i wyższych od 10 000 herców - Przyp. L.M.H.]

Problemy zaczynają się, kiedy ktoś próbuje przetłumaczyć te wizualno-emocjonale symbole na słowa. Ludzka semantyka może prowadzić w bagno niezrozumienia. To, co jest szczególnie łatwe do zrozumienia na jednym poziomie bytu przy zastosowaniu jednej formy ekspresji, staje sie bardzo trudne do prawidłowego zinterpretowania po przetłumaczeniu na inny poziom przy zastosowaniu ograniczonej formy ekspresji, takiej jak na przykład ludzki język. Mnóstwo znaczeń zostaje zagubionych i wiele ważnych koncepcji staje się mglistych lub zostają one wręcz błędnie zinterpretowane.

Wszechświat jest zbudowany na wzorcach dźwiękowych, dzięki czemu w przestrzeni może istnieć tak wiele różnych światów/wymiarów. Każdy z nich funkcjonuje na innej częstotliwości. Zakłócenie świata/wymiaru poprzez zniszczenie fali nośnej, na której on istnieje, powoduje wytworzenie „dziury” w istnieniu, które nie jest wówczas w stanie podtrzymywać wymiarów znajdujących się zarówno pod nim, jak i nad nim. Każda częstotliwość, niezależnie od utrzymywania swojego własnego świata/wymiaru, wspiera również - albo raczej utrzymuje na właściwym miejscu - ten nad nim i ten pod nim. Wszystko jest od siebie zależne!

Inne światy/wymiary zaczną zapadać się w powstałą „dziurę”. Prowadzić to może nie tylko do zniszczenia niezliczonej liczby cywilizacji, ale co więcej wynikowy obszar materii ściśniętej do takiej gęstości może wytrącić z równowagi całość pola grawitacyjnego w promieniu wielu parseków, co wywoła dalsze zniszczenia kolejnych swiatów, gdy wypadną one ze swojej orbity. To samonapędzający proces.

Istnieje nieskończona liczba światów /wymiarów zajmujących tę samą przestrzeń, światów nie zdających sobie sprawy z istnienia innych, dlatego że każdy z nich istnieje w ramach swojej własnej oktawy. Ta oktawa/częstotliwość utrzymuje świat/wymiar na swoim miejscu i umożliwia jego bezpieczne istnienie nie powodujące zakłóceń w pozostałych światach. Częstotliwość ta działa jak strefa buforowa utrzymująca wszystko na swoim miejscu. Jeśli w jakiś sposób ją zakłócimy, wówczas zainicjujemy zapaść będącą początkiem śmiercionośnej reakcji łańcuchowej. Jeśli gęstość tej zapaści osiągnie pewną wielkość, wtedy zapadać się zacznie sama czasoprzestrzeń.

Jeśli eksperyment, w który zaangażowany jest nasz rząd, czymkolwiek on jest, powiedzie się, wówczas gęstość materii zmieni się do tego stopnia, że nikt w żadnym świecie/wymiarze nie będzie w stanie zatrzymać tak zapoczątkowanej reakcji łańcuchowej! Są dosłownie setki obcych form życia, które starają się zapobiec temu, co się dzieje, ponieważ grozi to ich światom potwornymi następstwami. Niektórym z nich nie wolno, jak już wspomniałam we wcześniejszych listach, interweniować, lecz mimo to robią to. To, co starają się zrobić, to powstrzymanie „efektu zmarszczenia”, który zostanie przez nas wygenerowany, jeśli ten eksperyment się powiedzie.

Lindo, dlaczego przy tych wszystkich swoich możliwościach technologicznych istoty te - bądź te stojące jeszcze wyżej - nie wkroczą i same tego nie powstrzymają? Dlaczego wykorzystują nas, wziętych, do przemawiania w ich imieniu? Coś mi tu nie gra. Zastanawiam się, czy nie jesteśmy okłamywani, używani do zaszczepiania ich idei, które chcą nam w jakimś celu wpoić. Może chodzi o to, że jeśli ten eksperyment sie uda, będziemy mogli konkurować z nimi o coś, czym nie chcą się z nami dzielić. Może próbują zniechęcić nas do wkroczenia w ich swiat.


C.D.N.
  • 0



#4

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Linda powiedziała mi, że mimo iż niektóre przekazy obcych istot wydawały się jej sensowne, nie ma całkowitej pewności, że zna ich zamiary. I dodała: „Wciąż odnoszę wrażenie, że coś tu cuchnie. Coś, czego nie chcą nam powiedzieć”.

Zapytałam ją, w czyich rękach jest urządzenie do strojenia, jeśli nakładające się światy porównamy do częstotliwości fal wysyłanych przez stacje telewizyjne?
— Facet na szczycie, kimkolwiek jest, ten, który ma największą kontrolę i największą władzę. Kimkolwiek jest ten pies łańcuchowy, ma to urządzenie do strojenia.
Czy przypominasz sobie, aby coś z tego miało jakiś związek z tymi ludźmi-cieniami, którzy zabierali cię gdzieś przez tę dziurę?
Pamietam ciemny świat. Wyglądało, jak gdyby wszystkie światła, jakie mieli, były położone tak daleko, że było ciemniej niż u nas po zmierzchu. Było to jak malutkie słońce rozmiaru gumki do ścierania na ołówku.
— A co jest dookoła?
— Budynki, okrągłe, dziwne. Budynki nie mają rogów. Są zupełnie okrągłe, prawie jak igloo. Żadnej roślinności.
— Coś jak pustynia?
— Tak, tyle, że jest bardzo chłodno.
— Czy widziałaś tam jeszcze kogoś?
— Ktoś prowadzi mnie przez żółte drzwi w jednym z budynków. Jest tam dużo istot, które wyglądają jak ludzie, tyle że są dziwnie ubrane. Wydaje mi się, że jest tam duży stół i wszyscy stoją wokół niego. Jedna z osób wstaje, jest ubrana w długą, purpurową szatę - piekna purpura - z wysokim kołnierzem. Jest wysoka, ma nieco ponad dwa metry wzrostu. Zdaje się, że kieruje tym, co się dzieje, tym, po co tu przybyliśmy.
— Czy możesz opisać ją dokładniej?
— Nie sądzę, aby była człowiekiem. Zdaje się, że ma szarą skórę. To nie jest kolor ludzkiej skóry. Jest jak gdyby biaława. Ta istota jest bardzo wysoka i bardzo, bardzo chuda. Ma duże oczy, takie jak kot. Nie ma włosów. Ma zaokrągloną u góry czaszkę i nos, którego nie mają małe szaraki.
— Jaki ma nos?
— Długi. Ma długi nos i długą twarz. Ma też uszy, których małe szaraki również nie mają.
— Czy nos stanowi dominujący element twarzy?

— Jest duży.
— Czy twój rysunek jest zbliżony do tego, co pamiętasz?
— Mój rysunek przypomina to, co pozostało w mojej pamięci, tyle że ta istota wygląda tu na złą, natomiast w rzeczywistości na taką nie wyglądała.
— A usta?
— Żadnych warg, ale mówiła. To nie była mowa telepatyczna, ponieważ widziałam, że jej usta się ruszają. Pamietam, że w czasie gdy coś mówiła, podnosiła rece do góry. Pamiętam, że miała białe ramiona - zobaczyłam je, kiedy zsunęły się jej rękawy.
— Jakie miała ręce?
— Długie i białe, i bardzo szczupłe.
— Ile palców?
— Nie wiem. Przypominam sobie tylko, że widziałam długie palce.
— Czy zgromadzeni wokół stołu ludzie coś mówią?
— Wszyscy słuchają tego, co mówi ta istota. Czułam do niej duży respekt. Cokolwiek mówiła, było to bardzo skomplikowane, coś bardzo naukowego.
— Czy miało to jakiś związek z istotą zwaną potocznie modliszką?
— Nie wiem.
— Co jeszcze przypominasz sobie na temat modliszki?
— Była bardzo wysoka. Miała od 2 do 2,5 metra wzrostu i bardzo szeroki tors. Jej ramiona były długie i wyrastały z torsu zupełnie inaczej niż u nas. Miała trzy podobne do palców wyrostki, które nie poruszały się tak jak palce. Były znacznie sprawniejsze. Miała również stopy, też inne od naszych. Były cienkie i wąskie, małe i szpiczaste. Oczy miała czerwonobrązowe z wyraźnymi banieczkami na nich, które się lekko wybrzuszały. Nie wiem czy to była jakaś osłona oczu, czy co innego. Miałam wrażenie, że może czuć to, co ja, i że nie chce wprawiać mnie w wieksze przerażenie, niż jest to konieczne.
— Czy wyczuwałaś płynące z jej strony jakieś uczucia, na przykład dobroć lub współczucie?
— Podeszły wiek, mądrość i nieskończoną cierpliwość. To nie była dobroć i współczucie. Miałam wrażenie, że ona i jej gatunek istnieją od tysięcy lat - od bardzo, bardzo dawna. Najmocniej odczuwałam jej niesamowitą mądrość. Nigdy przedtem nie znalazłam się w obecności kogoś takiego, kogoś, kto emanował taką mądrością. Powiedziała mi wiele, lecz nie miałam wówczas pojęcia, co to wszystko znaczy. Cokolwiek to było, musiało być bardzo ważne. Było to coś, co dotyczyło tego, co sie stanie w przyszłości, i czegoś związanego z „przekształceniem w światło”, cokolwiek to znaczy. To ma coś wspólnego z tym, co się mi przydarzyło w pomieszczeniu wypełnionym swiatłem. Moje ostatnie wspomnienie kończy się w momencie, gdy wkraczam do tego pomieszczenia.
— Czy ta wielkonosa istota mogła być przełożonym modliszek?
— Nie.
— Jakiegoś rodzaju humanoid?
— Tak, humanoidzi o złotawym odcieniu skóry, i to nie jako przełożeni, ale bardziej jako sprzymierzeńcy. Jak gdyby współpracowali ze sobą od długiego czasu.
— Złociści humanoidzi i modliszki?
— Tak.
— Czy jest między nimi jakieś przymierze?
— Nie, przynajmniej nie wojskowe. Nie myślą tymi kategoriami, ale jest między nimi wzajemny respekt i troska, które są oparte na bazie wspólnego systemu wartości etycznych i duchowych. Obie rasy zdają się pracować dla tego samego celu - jakikolwiek on jest.
— Wielki respekt i troska między obu gatunkami?
— Tak. Obie rasy są bardzo zaawansowane w rozwoju i mimo iż gatunek modliszki jest znacznie starszy, obie rasy zdają sie dobrze współżyć i pracować w pełnej harmonii i wzajemnym szacunku.
— W takim razie gdzie należy umieścić te białoskórą, wielkonosą istotę?
— Nie wiem. Widziałam ją tylko ten jeden raz, w czasie gdy przemawiała.
— Czy mogła należeć do inteligencji, która była nadrzędna wobec wszystkich innych?
— Nie, nie. Najwyższą byłaby istota, o której opowiadałam ci w Sedonie [w Arizonie]. Dotyczy to olbrzymiej, wysoko rozwinietej formy życia, która ma już za sobą etap wymagający posiadania fizycznego ciała.
— W porządku. Ustawmy więc tę bezcielesną istotę na szczycie. Czy istota ta znajduje się w naszym wszechświecie?
— W naszym świecie. Mogę to jedynie wytłumaczyć w ten sposób, że odczuwam, iż jedyną istotą nad nimi mógłby być ktoś, kto jest Bogiem?
— Nad tymi olbrzymimi, niefizycznymi istotami?
— Tak. Postawmy te niefizyczne istoty nad humanoidami i modliszkami. Są one ogromne i zdolne do przemieszczania się we wszechświecie bez potrzeby używania jakichkolwiek statków bądź innych fizycznych pojazdów.
— Kto znajdzie się bezpośrednio pod nimi?
— Humanoidzi, ludzie o złotawej skórze. Potem modliszki, wreszcie wysokie szaraki, które mają białą skórę i są wyższe od małych szaraków. Wyższe szaraki mają źrenice w oczach. Z powodu ich ubioru nazywam ich Gumby. Ciągnie się on do samego dołu, przez co nigdy nie widziałam jego stóp i dlatego nazwałam go Gumby.
— To ci o jakby skośnych oczach i białkami takimi jak nasze?
— Mają białka w oczach i źrenice i wszyscy zdają się być naukowcami.
— Na twoim rysunku, ta głowa...
— Wybrzusza się z tyłu. Ich głowy są ukształtowane inaczej niż u szaraków [EBE typu I? - Przyp. L.M.H.].
— Zatem pod nimi znalazłyby się...?
— Małe szaraki. To tylko robotnicy, jak pszczoły lub mrówki, coś w tym rodzaju. Oni tylko wykonują prace [EBE typu II? - Przyp. L.M.H.].
— Czy wszystkie cylindry są takie same?
— Nie. Są różne cylindry. Cylindry do magazynowania mają różne zakończenia u góry - są zaokrąglone. Cylindry aktywizujące mają kanciaste naroża. W cylindrach aktywizujących jest światło, bardzo silne, które świeci w dół na znajdujące się w nich ciała, które muszą przebywać w nim przez wiele godzin, zanim dusza będzie mogła w nie wstąpić. Nie wiem dlaczego tak się dzieje.
— Cylindry magazynujące są do ciał?
— Tak. Do sklonowanych ciał. W jednym cylindrze jest przechowywane sklonowane ciało, a w drugim następuje jego aktywizacja. Dusza była, jak mi się wydaje, najcudowniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam. Mój rysunek jest bardzo daleki od prawdziwego jej obrazu. Była piękna, mieniąca się kolorami z miękkim oranżem dookoła i białym, mieniącym się wnętrzem, które promieniowało delikatne ciepło. [Linda była wyraźnie pod wrażeniem, jakie wywołał w niej widok świetlistej duszy, a także poruszona śmiercią mężczyzny.] Obce istoty dokonały sekcji ciała mężczyzny, który zmarł z powodu jakiegoś skażenia, które jest tu na Ziemi w wodzie. Jest ono tak niebezpieczne, że ludzie w ogóle nie powinni przebywać w pobliżu zbiorników wodnych, nie mówiąc już o jej piciu. Dokonali sekcji, próbując znaleźć ślady uszkodzeń, jakich ta trucizna dokonała w ciele. Było to dla nich z jakichś względów bardzo ważne. Potem wyrzucili to ciało za burtę, jakby nie było nic warte, tak jak się wyrzuca zużyty but. Pamiętam, że byłam tym bardzo poruszona, ponieważ tu, na dole, chowamy naszych zmarłych.
— Z naszego, ludzkiego punktu widzenia, ten człowiek zmarł w wieku czterdziestu sześciu lat?
— Zniknął. Nikt na Ziemi nigdy nie znajdzie jego ciała. Czy w czasie swoich badań nad okaleczeniami natknęłaś się kiedykolwiek, Lindo, na przypadek znalezienia pokrojonego ludzkiego ciała?
— Kilka razy, ale nie wiem, czy chodziło o to samo zjawisko. Jest dużo zaginionych dorosłych i dzieci.
— Nie sądzę, aby oni nie żyli. Sądzę, że wielu z nich zostało przemieszczonych.
— Dlaczego zostali przemieszczeni? Przemieszczeni w inne miejsce na Ziemi, a może na inne planety?
— Przemieszczeni na Ziemi, tak jak młodsza, sklonowana wersja tamtego mężczyzny, którego umieszczono w Australii. Są ludzie, których obce istoty chcą mieć w określonych rejonach i z którymi pozostają w stałym kontakcie przez całe ich życie.
— Czy masz na myśli naukowców-opiekunów?
— Tak. Coś się szykuje i cokolwiek to będzie, wszyscy muszą znaleźć się na właściwych pozycjach, kiedy to tego dojdzie.
— Czy pamiętasz dokładnie procedurę transferu swojej duszy?
— Po pokazaniu mi transferu duszy do klonu człowieka w cylindrze następną rzeczą, jaką pamiętam, jest to, jak stoję, podczas gdy szarak naukowiec... ach, moje serce jest w jego ręku. Moje stare ciało leży tam na stole, otwarte. Pamiętam, że brzegi rozcięcia były postrzępione. Nie było w ogóle krwi. Było zupełnie sucho.
— Czy było to cięcie zygzakowate?
— Przypominało to cięcie wykonane ząbkowanymi nożyczkami, jakich używa się do cięcia materiału podczas szycia.
— Czy widziałaś, jakich użyli narzędzi tnących?
— To wyglądało podobnie do pudełka na elektryczną szczoteczkę do zębów. Przyrząd miał srebrzysty kolor, 18 centymetrów długości i około 4 centymetry szerokości. Miał podświetlony niebieski koniuszek, który nie wydzielał światła, a jedynie niesłyszalne fale dźwiękowe, kiedy był ustawiony na niskie częstotliwości, które otwierają chirurgiczne otwory przy pomocy wibracji oddzielających od siebie komórki i tkanki bez niszczenia komórek. Nie następuje wcinanie się do komórek. Czyste brzegi wcięcia, żadnych przypaleń. Kiedy ustawi się go na wysoką częstotliwość, wibracje wywołują tarcie, w wyniku którego wydziela się ciepło, które jest wykorzystywane do cięcia. Był również większy instrument o długości 25 i szerokości 8 centymetrów. Jego biały świecący koniuszek nie wysyła światła, ale fale dźwiękowe, które służą do emocjonalnegi i psychicznego uzdrawiania. Wyprowadza ludzi z szoku. Ta istota powiedziała, że kiedy miałam dwanaście lat, chorowałam na reumatyczną gorączkę, co było, jak sądzę, prawdą. Nigdy nie zweryfikowałam tego medycznie, ale wszystkie symptomy zgadzały się. Ta choroba uszkodziła mi prawdopodobnie serce. Nie pożyłabym długo z moim starym sercem, tak mi przynajmniej powiedziała.
— To było w wieku siedemnastu lat? Czy zauważyłaś, że coś jest nie w porządku?
— O tak. Byłam chora. Moi rodzice nie wierzyli w leczenie przez lekarzy. Miałam bardzo chore gardło i bardzo wysoką gorączkę. Faktycznie to nigdy potem nie byłam już zupełnie zdrowa i niejednokrotnie mdlałam.
— Chodzi o to, że w okresie między dwunastym (1958) a siedemnastym rokiem (1963) życia byłaś osłabiona z powodu choroby?
— Tak i mój stan się pogarszał. Ten wysoki szarak naukowiec wyjaśnił mi, że tylna ściana mojego serca robiła się z powodu uszkodzeń coraz cieńsza i w końcu uległaby całkowitemu uszkodzeniu. Stoję i przyglądam się mu, ale wygląda, że nadal jestem oszołomiona. Tak naprawdę nie wszystko, co mi tłumaczy, do mnie dociera.
— Która twoja część stoi i patrzy?
— Sądzę, że to było moje nowe ciało z duszą z ciała na stole. Nie pamiętam procedury transferu, tego, że zabierano mnie z pomieszczenia lub że coś ze mną robiono. Pamiętam jedynie, że stoję i patrzę, jak obca istota wyjmuje moje serce. Tak więc cokolwiek się stało, stało się w międzyczasie i wcale mnie o tym nie uprzedzano albo, po prostu, tego nie pamiętam. [Możliwe że luki w pamięci dotyczą modliszki i tego, co działo się w pomieszczeniu wypełnionym światłem, do którego Linda nie chciała wejść]. Wierz mi, że to bardzo dziwne uczucie, kiedy patrzy się na siebie z otwartą klatką piersiową i tego szaraka, który stoi i trzyma twoje serce w ręku! Zawsze wiązałam to wspomnienie ze śmiercią i zawsze zastanawiałam się, czy będę to pamiętała w chwili śmierci. Teraz już rozumiem, skąd wzięły się te skojarzenia ze śmiercią. [Nagle Linda wyciągnęła ręce przed siebie, spojrzała na nie i rozpłakała się]. Teraz już nie wiem, kim jestem!

Rozumiałam jej cierpienie i zdezorientowanie w wyniku oglądania śmierci ciała, w którym się urodziła, w czasie gdy jej świadomość kontynuowała istnienie w innym, identycznym ciele. Dlaczego obce istoty tak mocno angażują się w cykl życia i śmierci niektórych ludzi?
Linda nie znała odpowiedzi na moje pytanie i powiedziała:

— Te szaraki naukowcy nie lubią tego robić. Coś w tym jest. Robią to tylko w ostateczności, wręcz odniosłam wrażenie, że jest to coś, czego nie powinny czynić. Tak jakby nadrzędne istoty, te ogromne, bezcielesne, zabroniły im tego. Mimo to robią to, ponieważ sądzą, że te wyższe istoty czegoś nie rozumieją. Nie wiem, o co tu chodzi.
— Czy obce istoty wyjaśniły ci, dlaczego chcą, abyś żyła?
— Wtedy nie. Później dano mi do zrozumienia, że mam cos do zrobienia. Ocalono mi życie i mogę teraz to wykonać.
— Czy czułaś jakąś różnicę, kiedy znalazłaś się w nowym ciele?
— Było mi łatwiej oddychać. W starym ciele cały czas czułam, jakby przytłaczał mnie jakiś ciężar, a w tym czuję - powiedziałabym - chyba lekkość. Jest mi łatwiej poruszać się i czuję się silniejsza.
— Czy kiedy patrzyłaś później w lustro, widziałaś jakieś różnice?
— Nie, żadnej różnicy. Najwyraźniej moja rodzina też nic nie zauważyła. Później przypomniałam sobie, że moje stare ciało miało na lewym ramieniu bliznę po szczepieniu. Na nowym jej nie ma. [Linda powiedziała mi, że nie ma żadnych zdjęć ramienia wykonanych, zarówno przed, jak i po tej zamianie ciał].

C.D.N.

  • 0



#5

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Przypadek Lindy Porter (opisuje Linda Moulton Howe) :

Zapytałam ją, czego chciały jej zdaniem humanoidy o ciemnej karnacji skóry.

— Nie sądzę, aby chcieli czegokolwiek. Sądzę, że są tutaj tylko po to, aby pomagać. Wszystko, co tu robią, wiąże się z tym, co się tu dzieje. Część z nich jest tu po to, żeby wpływać na to co się tu dzieje, więc nie przenosi się to na sprawy pozaziemskie. Niektórzy z nich są tu w charakterze naukowców badających, co się tu dzieje.

Zaintrygowało mnie to, co powiedziała Linda o bezcielesnych istotach z innych wymiarów, które mogą zakazywać szarakom naukowcom wtrącać się w życie ludzi, i że z jakichś nieznanych powodów te szaraki nie podporządkowują sie temu zakazowi. Wiedziona ciekawością zapytałam:
— Jeśli nie powinni dokonywać transferu dusz, co sprawia, że przeciwstawiają się nakazowi nadrzędnej siły?
— Szaraki naukowcy uważają, że muszą to robić. Są pewni ludzie, których nie mogą utracić, ze względu na to, co stanie się w przyszłości. Uważają, że to jest konieczność. Są przyparci do muru. Wygląda na to, że nie mają wyboru.
— Czyżby popełnili jakiś błąd?
— Nie, nie oni. Tym niemniej wydaje mi się, że chcą skorygować jakiś błąd.
— A kto go popełnił?
— Na pewno nie oni. Nie wiem tego dokładnie.
— Powiedziałaś wcześniej, że humanoidzi stoją wyżej w hierarchii od szaraków naukowców. Czy istnieje możliwość, że wśród szaraków naukowców jest jakiś podział? Czy niektórzy z nich nie mogli pójść w jednym kierunku, opiekuńczym wobec Ziemi, a inni w innym? Czy nie istnieje miedzy nimi jakiś konflikt?
— To możliwe. I być może tak właśnie jest - coś w rodzaju dobrych i złych. Niewykluczone że są wśród nich renegaci.
— Do czego mogliby dążyć ci renegaci?
— Nie wiem, ale cokolwiek to było, już sie stało. To się dokonało i szaraki naukowcy czują się za to odpowiedzialni.

Pokazano mi sprawozdanie przeznaczone rzekomo dla prezydenta Stanów Zjednoczonych opracowane w bazie sił powietrznych Kirtland opatrzone datą 9 kwietnia 1983 roku, w którym pisało: „Te pozaziemskie istoty dokonały manipulacji DNA u będącego w trakcie rozwoju rzędu naczelnych, aby stworzyć gatunek Homo sapiens”. Zapytałam Lindę, czy zna motywy opiekunów, którzy są najprawdopodobniej odpowiedzialni za stworzenie człowieka i jego ewolucję.
Linda odrzekła, że „gdzieś na linii rozwoju, prawdopodobnie w niezbyt dalekiej przeszłości, ktoś sie wtrącił i zrobił coś nie tak, i teraz ci naukowcy starają się to naprawić”.
Rozumując dwudziestowiecznymi kategoriami, wychodząc poza tajemnicę Raju, zapytałam Lindę, czy ta pomyłka, którą należy naprawić, nie polegała na pozwoleniu ludziom na majstrowanie przy energii jądrowej. W tamtym okresie, w roku 1991, Linda nie miała co do tego pewności, lecz później doszła do wniosku, że wiąże się to z niebezpiecznymi doświadczeniami sektora wojskowego USA prowadzonymi w górnych warstwach atmosfery. Zapytałam ją, dlaczego obce istoty tak bardzo angażują się w ziemskie sprawy, na co odrzekła:

— Wiesz, skąd sie wzięło to, że sama użyłaś terminu „opiekunowie” w stosunku do tych szaraków naukowców? Otóż stąd, że te istoty przybyły tu przede wszystkim w charakterze pewnego rodzaju opiekunów życia. Wspomagają życie na różnych planetach i w różnych światach. To w pewnym sensie cel ich istnienia. Bez wątpienia opiekunami są szaraki naukowcy. To nie te małe szaraki, które dla nich pracują. Szaraki naukowcy są tu od samego początku. To oni byli tymi, którzy zapoczątkowali program, w wyniku którego powstali ludzie. Chodzi tu o czasy jeszcze przedbiblijne, czasy, w których żyli ludzie z Cro-Magnon i neandertalczycy, a może nawet jeszcze wcześniejsze.
— Jakieś dwadzieścia pięć tysięcy lat temu?
— A może i więcej. Potem zapewne odlecieli na jakiś czas, po czym wrócili i zaczęli znowu. Następnie, w czasach biblijnych, zorientowali się, dokąd zmierza ludzkość. To, co teraz powiem, być może zabrzmi jak szaleństwo, ale zesłali Jezusa Chrystusa. Nie po to, aby stworzył religię, ale aby pokazał ludziom, jak należy żyć; aby nauczył ich, jak współżyć ze sobą, jak żyć w harmonii, aby to, co miało miejsce 2000 lat temu, nie działo się teraz. Starali się sprowadzić ludzkość z drogi, którą podążała - drogi ku samounicestwieniu.
— Tak więc stworzyli Chrystusa w...?
— W wyniku klonowania, jak przypuszczam.
— Zastanawiam się, czyją duszę umieścili w ciele Chrystusa?
— Nie mam pojęcia. To musiała być dusza kogoś niezmiernie rozwiniętego. Niestety, ludzie okazali się pełnymi przesądów ignorantami, którzy wykoślawili wszystko i wykorzystali to do panowania nad innymi. Dlatego nic dobrego z tego nie wynikło.
— Kiedy Chrystus zawołał: „Eli, Eli lama sabachthanti?” („Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”) - do kogo mógł się zwracać?
— Nie mam pojęcia. Być może nie miał umierać czy coś w tym rodzaju. Może myślał, że zostanie zdjęty, zanim to sie stanie, albo zabrany? To znaczy dusza? Niestety, nie mogli zabrać duszy w obecności wszystkich, którzy się temu przyglądali.
— Czy odniosłaś wrażenie, że to szaraki naukowcy stworzyli Chrystusa, czy też może był on dziełem blondynów lub śniadoskórych humanoidów?
— Ciało musiało pochodzić od szaraków naukowców. Dusza... Mam ochotę powiedzieć, że dostarczyły jej te bezcielesne, nadrzędne byty. Nie wiem, czy stworzyły duszę, czy też jeden z nich zstąpił na dół.
— Czy ciało Chrystusa mogło być ciałem śniadoskórego humanoida? A może to było ciało ludzkie?
— Nie mam pojęcia. Wiem tylko to, co mi powiedziano. Nie mówili nic na temat ciała. Szarak naukowiec powiedział, że jego cywilizacja wysłała tu 2000 lat temu istotę, która miała za zadanie sprowadzenie ludzkości z drogi, którą podążała.
— A dokąd według tego szaraka naukowca zdążała?
— Nie wiem. Prawdopodobnie spenetrowali przyszłość i zobaczyli, co się święci. Jeśli potralifi to zrobić, to dlaczego nie zdołali przewidzieć, że Chrystus umrze i że nic sie nie zmieni? Nie rozumiem. To nie ma sensu. Sądzę jednak, że pokazali mi, jak to będzie wyglądało w przyszłości. To było tak okropne, że nawet nie chciałam tego pamietać.
— A co z tego jeszcze pamiętasz?
— Na koniec pokazali nam widok Ziemi z kosmosu. Widać było tylko pierścień ognia. Minie siedemnaście do dwudziestu lat, zanim ktokolwiek będzie mógł znowu żyć na Ziemi, a kiedy wrócą, w miejscach, gdzie teraz jest ląd, będzie ocean, a tam, gdzie jest ocean, będzie ląd. Wszystko bedzie prawie czyste i nowe. I społeczeństwo będzie inne, kiedy wszystko zacznie się od nowa.
— Czy szaraki zabiorą niektórych ludzi przed tą katastrofą?
— Tak.
— Czy zachowają oni pamięć tego, co się stanie?
— Będą świadkami tego wszystkiego, będą sie temu przyglądać z jakiegoś miejsca, wszystkiemu. Nigdy tego nie zapomną.
— Kiedy nowa grupa ludzi będzie zaczynać od początku, jak to się będzie działo? Czy obce istoty będą im pomagać?
— Tak. Po pierwsze, jest nowy rodzaj pożywienia, które obce istoty dadzą ludziom. Jest ono hodowane tak jak zboże, ale ma w sobie wszystko, wszystkie składniki żywieniowe. Nie będzie potrzeby jedzenia czegokolwiek innego - ono samo wystarczy. Dostarczy wszystkiego. Pamiętam, jak zaprowadzono mnie do dużego audytorium wypełnionego ludźmi i pokazano to pożywienie, które jest hodowane identycznie jak pszenica. Ludzie mogą odżywiać się nim w nieskończoność. Nie będą potrzebowali mięsa, owoców ani czegokolwiek innego. To totalne, kompletne pożywienie, a nie tylko proteiny. Dostarcza wszystkiego, co jest potrzebne ludzkiemu organizmowi, jest bardzo łatwe i tanie w hodowli.

Głos Lindy znowy sie załamał, tym razem nie z powodu wątpliwości co do ciała, które posiada, ale z powodu frustracji wywołanej zaprzeczaniem prawdy przez ludzi. Patrząc na mnie oczami pełnymi łez, powiedziała:

— Większość tego, co nam mówiono na temat wszechświata, jest nieprawdziwe. Kiedy ludzie są zabierani, są uczeni prawdy, i kiedy wracają, znają prawdę o wszystkim. To będzie zupełnie inny świat, ten, który nastanie po nas. Chodzi mi o to, że będzie on tak inny od obecnego, że wielu współcześnie żyjących ludzi już dziś chciałoby się w nim znaleźć.
— Ponieważ nie będzie tam pieniędzy, chciwości i przymusu?
— Tak jest, żadnych pieniędzy, żadnej chciwości. Nie bedzie żadnych symboli pozycji społecznej, a ludzkie stosunki będą się opierały na znacznie głębszych relacjach, na poziomie duchowym. Będą postrzegać siebie poprzez swoje wnętrza. Jedynie tak to potrafię wyrazić.
— A co z florą?
— Wszystko zostanie ponownie zasadzone. Wszystko, co zostanie unicestwione przed ich powrotem. Całość zostanie odbudowana.
— A Chrystus?
— Najwyraźniej ma coś wspólnego z powrotem i zabraniem ludzi ze sobą.
— W jaki sposób powróci?
— To będą - to ma związek z kręgami na polach - wielkie statki-miasta. Już tu kiedys były. Bardzo piękne i ogromne. Tak to się stanie. Część ludzi zostanie zabranych.
— Co mają z tym wspólnego kręgi zbożowe?
— Jest to przekaz skierowany do ludzi, do ich podświadomości. Wszyscy, których to dotyczy, są w jakiś sposób związani z właściwymi im symbolami bądź z ich częścią. Jest to przekaz zawiadamiający o ich powrocie. To coś w rodzaju ich gazety informacyjnej, tyle że drukowanej na polach uprawnych. Prawie jakbym widziała statki nadlatujące nad pola z widniejącymi na nich kręgami. Są fantastyczne. Nawet nie masz pojęcia, jak są wielkie.
— A kiedy te statki przybędą?...
— Część ludzi zostanie zabrana. Kiedy te statki będą przybywać, ludzie będą zabierani. Znikną. Nic ze sobą nie zabiorą. Ani jednej rzeczy. To będzie jakby wymiatanie całej planety, te olbrzymie statki zabiorą niektórych ludzi.
— Przy pomocy świetlnych wiązek?
— Nie widzę żadnych wiązek. Zostaną zdematerializowani w jednym miejscu i zmaterializowani w innym. Po prostu znikną.
— Czy masz jakąś wizję tego, co zrobią rządy krajów świata, kiedy przybędą te statki?
— Nic. Nie będą w stanie nic zrobić. Nic nie będzie działało. Jeśli nie będą mogli wystrzelić z żadnej broni, nie będą mogli nic zrobić. Od tego czasu nikt już nie zostanie zastrzelony, nikt nie zostanie zamordowany. Żadna broń na Ziemi nie będzie działała. To znaczy, mogą znaleźć się tacy, którzy wyjdą z kijami i kamieniami w rękach, ale na nic się to nie zda.
— Jak widzisz siebie w odniesieniu do tego wszystkiego? Czy znajdziesz się w pojeździe, czy zostaniesz na Ziemi? — To, co teraz widzę, to pola z kręgami i nadlatujące statki, i to, że wiem, co się będzie działo.
— Czy pozostaniesz na Ziemi?
— Z całą pewnością zostanę zabrana do góry. Nie boję się tego. Jestem szczęśliwa, że zobaczę tych uduchowionych ludzi, już gotowych, jak sądzę.
— Kto będzie w tych statkach?
— Głownie ci o złotej karnacji, o piaskowych włosach. Przeważnie oni.
— Czy ukaże się także postać podobna do Chrystusa?
— Owszem. Prawdopodobnie wiele razy i w różnych miejscach. To będzie coś w rodzaju rozpoznania duszy, reakcja na jego widok ma pomóc stwierdzić, kto jest kim. Tak naprawdę nie bardzo rozumiem, po co ma się ukazywać. Ludzie, którzy mają być zabrani, zostaną zabrani, a dla reszty bedzie już za późno, więc po co te ceregiele? To nie ma sensu.
— Może po to, by zakończyć tę historię? Aby się dopełniła?
— Wiem i myślę, że ma ona bardziej na celu niesienie ludziom pociechy. Chodzi mi o to, że oni i tak zginą.
— Może to wiąże się z tym, dokąd udadzą sie ich dusze?
— To musi mieć związek z tym, co będzie, kiedy już umrą. Inaczej nie miałoby to sensu.
— A co z posłannictwem od Chrystusa?
— Pokazano mi, jak Jezus ukazuje się na niebie, stoi na chmurze. Uniósł ręce nad głowę, spojrzał w górę i rzekł: „Oto nastał koniec” - po czym zniknął z pola widzenia. Powiedziano mi, że wszyscy na Ziemi będą go widzieli przez tę krótką chwilę.
— Czy wiesz, co się będzie działo potem?
— Po jego zniknięciu nastąpi kataklizm. Niebo zapłonie ogniem.
— Jak się ma do tego idea antychrysta?
— Nie wiem. Nie rozumiem tego. Jeśli chodzi o mnie, to nie ma sensu, ponieważ nie mam z tym nic wspólnego. Chyba chodzi o to, że wiedza o tym nie jest potrzebna, ponieważ nie mam z tym nic wspólnego.
— Jak to będzie przebiegało w czasie?
— Ostateczne wydarzenia, które doprowadzą do wzniecenia ognia, rozpoczną się w roku 1993. Lecz zanim do tego dojdzie, przybędą statki z Chrystusem. W ciągu kilku dni od ich przybycia, niebo zapłonie.
— Jak wyglądają duże statki?
— To nie są budowle, ale projekcje wznoszące się nad podstawę statku. To będzie wyglądało, jakby zbliżało się miasto, tyle że nim nie będzie. Od spodu są płaskie. Nie wiem, czemu służą te projekcje.
— I to będzie miało miejsce na całym świecie?
— Omiotą cały świat, ale bez lądowania. Ludzie zostaną zabrani w górę, na statki.
— I będą w nich mieszkać?
— Tak, to będą ich pomieszczenia mieszkalne, ale nie dla zwierząt. powiedziano mi, że obce istoty już od dłuższego czasu zabierają stąd rośliny, zwierzęta i inne rzeczy.

W czasie badania zjawiska okaleczeń zwierząt zainteresowała mnie sprawa znikania zwierząt. W roku 1991 z Plano w Teksasie zniknęło na przykład 26 domowych kotów. W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie odnotowano setki doniesień mówiących o innych tajemniczych zniknięciach zwierząt domowych oraz dzikiej zwierzyny łownej, takiej jak karibu. Zapytałam Lindę, czy przypomina sobie, co się stanie, kiedy juz statki zabiorą wybranych ludzi.

— Właśnie wtedy, po zniknięciu wybranych ludzi nastąpi najgorsze. Rozpęta sie piekło. Stopią sie czapy lodowe biegunów. Odnoszę wrażenie, że typki z rządu już wiedzą, że to nie stanie się za sprawą istot pozaziemskich. Dawno temu traktowali to jako problem związany z nimi i sądzili, że łatwo sobie z nim poradzą. Teraz odkryli, że to wiąże się z przyszłością Ziemi, Biblią i ponownym przyjściem Chrystusa.
— Szarak naukowiec na twoim szkicu ma na swoim mundurze trójkąt, ty nosisz dwa nakładające się trójkąty na łańcuszku na szyi. Dlaczego ?
— Trójkąty nie dają mi spokoju, odkąd pewnego poranka obudziłam się z czerwonym trójkątem na czole. Nie wiem, jaki to ma związek i czy w ogóle on tu występuje. Coś mi on przypomina, ale nie wiem co.
— Szary naukowiec na pewno miał trójkąt na mundurze?
— Tak.
— Czy były tam też jakieś linie?
— Coś było na trójkącie. Pamiętam, że była przynajmniej jedna pionowa linia. Było też coś w poprzek, chyba dwie linie. Dwie linie w poprzek i jedna do góry.
— Czy ten przypominający arabskie pismo symbol był gdzieś jeszcze?
— W pomieszczeniu na jednym ze statków, na ścianie w pokoju zebrań. Był tam biały stół i białe krzesła wokół niego, a za nimi na ścianie ten symbol.
— Czy czujesz, że wokól nas rozgrywa się na tej planecie jakiś konflikt, sekretna wojna, której nie jesteśmy nawet świadomi?
— To dziwne, ale wygląda na to, że to mnie wcale nie martwi, jak gdyby działo się to co powinno. Mam uczucie, że wszystko jest w porządku.
— Nie martwi cię nawet rząd?
— Rząd nic nie może zrobić. Nawet kiedy wszystko będzie zbliżało się do końca, będą zupełnie bezradni. Wygląda na to, że wszystko pójdzie tak, jak zostało zaplanowane.
— Co stanie się z tobą i pozostałymi wziętymi?
— Wielu z nich, tych, którzy przeżyją nadchodzące zmiany, jest poddawanych sytuacjom, które zdają się być przerażające, lecz w rzeczywistości to są tylko „pokazy”, które mają pomóc im pokonać uczucie strachu. Kiedy ktoś zostaje całkowicie przesycony emocjami, wychodzi poza nie i w jakiś sposób się na nie uodparnia. Ci, którzy przejdą ten „sprawdzian”, będą tymi, którzy zostaną zabrani. [Obce istoty] nie kontynuują współpracy z tymi, którzy nie są w stanie przejść tego etapu. Według planu ci ludzie mają stać się tak nieczuli na strach i przerażenie, żeby być w stanie poradzić sobie z paniką otaczających ich ludzi [kiedy zaczną się przemiany] i nie pozwolić, aby strach ich zniszczył. Jeśli dadzą się owładnąć strachowi, staną się zupełnie nieprzydatni do realizacji tego zadania. My [wzięci] jesteśmy jak studenci na wymianie naukowej, którzy zostali stworzeni po to, aby tu przybyć i doświadczać ziemskiego życia ze wszystkimi jego ograniczeniami.

__________________________________________
Źródło: geocities.com/humanizm_w_polsce/wziecie.htm
__________________________________________
  • 0



#6

NO_NAME.
  • Postów: 614
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

ta wizja apokalipsy raczej mało pocieszająca... cały ten tekst jest mało pocieszający... uratują samych wybrańców a reszta niech sobie ginie, rzeczywiście wybawiciele od siedmiu boleści.
  • 0

#7

viatora.
  • Postów: 303
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

pewnie zbluznie ale ta cala wizja apokalipsy wyglada jakby to diabel a nie Chrystus mial przyjsc po ludzi. Po drugie - nie rozumiem idei ratowania tych wybranych ludzi - brzmi, jakbysmy nie mieli duszy (?) - plebs wyginie a wybranych ocalimy - super - ale jak to ma sie do idei niesmiertelnosci, zycia wiecznego? Po co ratowac ta garstke, czyzby miala ona funkcjonowac wsrod Ufokow pod ludzka postacia? Jesli wszyscy mielibysmy niesmiertelna dusze to nie widzialabym sensu w tej calej szopce... zauwazyliscie, ze ta apokalipsa calkiem calkiem brzmi jak proroctwo na 2012- przebiegunowanie Ziemi - wszystko na odwrot, gdzie lad bedzie woda, gdzie woda bedzie lad itp. Powiedzcie mi, czy jest sens meczyc sie nad praca licencjacka? ;/ oswieccie mnie bo zaciekawiony acz totalny amator jestem (wiec za ewentualne zblaznienie sie tym pelnym goryczy postem przepraszam) ;) a wogole ten text brzmi jak fantazje schizofreniczki.
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych