Na poczatek chce zanzaczyc ze postanowilem przyblizyc Osobe Ojca Pio troche blizej, zrobilem to tez na zyczenie osob Sceptycznych, nie wierzacych w jego dokonania i jego wiedze.
Che tym samym zamknac usta niedowiarkom...wiec prosze o to by Administrator nie kazal mi tego przenosic do innego tematu.Dziekuje.
Biografia
Pio (Francesco Forgione) przyszedł na świat w miasteczku Pietrolcinie, w południowych Włoszech, w miesiącu rozkwitania kwiatów, 25 maja 1887 r. Był piątym spośród ośmiorga dzieci Peppy i Grazio Forgione. Jego mama Peppa wyznała, że był niepodobny do innych chłopców: ,,nigdy nie był niegrzeczny, czy źle się zachowywał''. Od wieku pięciu lat miewał wizje Nieba i był przedmiotem prześladowań przez szatana; w widzeniach rozmawiał z Panem Jezusem, Jego Matką, oraz ze swoim Aniołem Stróżem lecz � niestety � te doświadczenia Nieba przeplatane były obecnością piekła i szatana.
W 1903 r., wskutek umartwień i słabego zdrowia, bliski był śmierci. Lekarze stwierdzając wyczerpanie organizmu pewni byli, że wkrótce umrze. Słaby, lecz silny siłą ducha, przyjął wtedy franciszkański habit Kapucynów, rozpoczynając życie zakonne i nowicjat � a wraz z nim intensywne życie nauki, modlitwy, ubóstwa i pokuty. W 1909 r., na skutek choroby znalazł się znów w Pietrolcinie, przy boku matki. Rozpoczynał się wtedy jeszcze jeden intensywny etap jego niezwykłego życia, pełen mistycznych cierpień, niewidocznych stygmatów, i straszliwej walki z szatanami usiłującymi go zniszczyć. ,,Wszystko stało się tutaj'' mówił potem, cała jego przyszłość została tu przygotowana. Jedenastego stycznia 1910 r. otrzymał święcenia kapłańskie w katedrze Benevento. W roku 1916 znajdujemy księdza Pio w kościele w San Giovanni Rotondo, z jego zabytkową i mistyczną kalwarią Gargano, w padrepio2.jpg (5839 byte)miejscu które wkrótce miało się stać jego Jerozolimą, i gdzie wkrótce zaczął być znany wśród miejscowej ludności jako ,,świątobliwy ojczulek''. Tutaj stał się ,,ofiarą miłości'', na przebłaganie za grzechy, jako odkupieńcza ofiara i odnowiciel duchowy tłumów które licznie ściągały aby oddać cześć krwawiącym ranom na jego dłoniach i stopach. Stygmaty otrzymał 20 września 1918 r. gdy modlił się przed krzyżem umieszczonym na chórze starego kościółka, z rąk niezwykłej postaci podobnej do anioła. Rany stygmatów pozostały otwarte i krwawiące przez pięćdziesiąt lat. Był to jeden z powodów dla których przez lata ściągali do San Giovanni Rotondo lekarze, naukowcy, dziennikarze i zwyczajni ludzie, chcąc zobaczyć ,,świątobliwego braciszka''.
Zwykle budził się wczesnym rankiem (a właściwie jeszcze w nocy) aby przygotować się do Mszy Świętej. Każdego ranka o godzinie 4-tej zawsze setki a czasem nawet tysiące wiernych czekały już na otwarcie drzwi kościoła. Po Mszy Świętej większość czasu poświęcał modlitwie i słuchaniu spowiedzi. Zmarł 23 września 1968 roku, po pięćdziesięciu latach od otrzymania stygmatów, zamykając upragnioną misję swego serca: prawdziwego krzyża i prawdziwego ukrzyżowania. W liście datowanym 22 pażdziernika 1918 r, ojciec Pio tak opowiedział o swoim doświadczeniu krzyża:
,, ...Coż mogę powiedzieć ci o moim ukrzyżowaniu? Mój Boże! Co za wstyd i co za upokorzenie odczuwam gdy gdy próbuję opowiedzieć komuś co uczyniłeś mi, twemu nędznemu stworzeniu! Stało się to rankiem 20-go (września) � byłem na chórze, po udprawieniu Mszy Świętej, gdy niespodziewanie ogarnął mnie błogi spokój podobny do miłego snu. Wszystkie zmysły mojej duszy, wewnętrzne i zewnętrzne, znajdowały się w stanie niewypowiedzianego spokoju. Wewnątrz mnie i wokół panowała głęboka cisza, przejął mnie pokój i potem w mgnieniu oka odczułem nagle całkowite opuszczenie wraz z kompletnym oderwaniem się od wszystkiego. Gdy to się działo zobaczyłem tajemniczą postać, podobną do tej którą już widziałem 5-tego sierpnia, jedyna różnica była w tym, że z Jego rąk, nóg, i z boku kapała krew. Ten widok przestraszył mnie: tego co czułem w tym momencie nie da się opisać. Myślałem, że umrę � i umarłbym � gdyby Pan nie interweniował i nie podtrzymał mego serca, które omalże nie rozsadziło mi piersi. Zjawisko zniknęło a ja zdałem sobie sprawę, że moje ręce, stopy, i bok były przebite i sączyły krew. Możesz wyobrazić sobie mękę jaką odczuwałem wówczas i jaką niemalże odczuwam każdego dnia. Rana serca nieprzerwanie krwawi, zwłaszcza od czwartku wieczór do soboty. Mój Boże, umieram z bólu, męki i wstydu jaki odczuwam w głębi duszy. Boję się, że wykrwawię się na śmierć! Mam nadzieję, że Bóg słyszy moje jęki i odwróci tę rzecz ode mnie.''
W ciągu lat wierni, pielgrzymując z każdej części świata, przybywali do księdza-stygmatyka aby otrzymać od niego wstawiennictwo u Boga. Przez pięćdziesiąt lat w modlitwie, pokorze, i w ofiarnym cierpieniu realizował posłanie miłości. Czynił to w swoich inicjatywach skierowanych w dwu kierunkach: pionowym � ku Bogu � poprzez ustanowienie ,,grup modlitewnych'' i poziomym � ku cierpiącej wspólnocie � poprzez budowę nowoczesnego szpitala ,,Domu ulgi w cierpieniu''.
We wrześniu 1968 r. tysiące pielgrzymów duchowych dzieci o. Pio zebrało się w S. Giovanni Rotondo na IV Międzynarodowj Konferencji Grup Modlitewnych, by obchodzić pięćdziesiątą rocznice otrzymania stygmatów przez O. Pio. Nikt nie mógł przewidzieć, że o 2:30, 23 września 1968 r. ziemskie życia Ojca Pio z Pietrelcina dobiegło końca.
Bilokacja
Dwulokacja może być zdefiniowana jednoczesnym pobytem osoby w dwóch miejscach. Wielu świadków połączonych z Chrześcijańskimi tradycjami, zanotowało okoliczności dwulokacji, które były zauważone u wielu świętych. Ojciec Pio miał charyzma wielu naocznych świadków którzy widzieli go w różnych miejscach w tym samym czasie. Oto kilka świadectw.
Pani Maria, jedna ze spirytualnych córek Ojca Pio, stwierdziła że pewnego wieczoru, podczas modlitwy jej brat nagle zasnął. Natychmiast został on obudzony uderzeniem w prawy policzek. Zorientował się że ręka która go uderzyła odziana była w pół-rękawiczkę. Od razu pomyślał o Ojcu Pio. Następnego dnia zapytał się on Ojca Pio czy on go uderzył w policzek. �To jest sposób na odrzucenie śpiączki podczas modlitwy� � odpowiedział Ojciec Pio. W ten sposób, Ojciec Pio �obudził� uwagę modlącego się męszczyzny.
Pewnego dnia, były oficer Armii Włoskiej wszedł do zakrystii i zauważając Ojca Pio FOTO16.jpg (5587 byte)powiedział: �Tak, jest tu! Nie pomyliłem się!� Podszedł to Ojca Pio, klękając przed nim ze łzami w oczach powiedział: �Ojcze, dzięki za ocalenie mnie od śmierci.� Poczym zaczął opowiadać tam zgromadzonym � �Byłem kapitanem w piechocie, pewnego dnia na froncie, podczas strasznej godziny bitwy niedaleko mnie zobaczyłem mnicha który krzyknął: �Niech się Pan oddali z tego miejsca!� Podbiegłem do niego � i w tym momencie, tam gdzie przed chwilą stałem wybuchł granat i pozostawił krater. Gdy się odwróciłem z powrotem do mnicha � jego już tam nie było�. Ojciec Pio, podczas dwulokacji, ocalił jego życie.
Ojciec Alberto, który spotkał się z Ojcem Pio w 1917 roku stwierdził: �Ojciec Pio stał przy oknie i patrzał na góry. Mówił coś do siebie. Podszedłem do niego aby ucałować jego rękę lecz on mnie nie dostrzegł � jego ręka była sztywna. W tym momencie usłyszałem jak Ojciec Pio udzielał komuś przedśmiertne rozgrzeszenie. Po chwili, Ojciec Pio zatrząsł się jakby się budził ze snu. �Ty tu jesteś? Nie zauważyłem Ciebie� � powiedział gdy mnie zobaczył. Po kilku dniach przyszedł telegram z Turynu. Ktoś dziękował przełożonemu za wysłanie Ojca Pio to Turynu do umierającego. Domniemałem że ta osoba umierała w tym samym czasie gdy Ojciec Pio udzielał mu rozgrzeszenia w Rotundzie San Giovanni. Najwyraźniej, przełożony zakonu wysłał Ojca Pio do Turynu, który to przeniósł się tam przez dwulokację.
W 1946 roku, amerykańska rodzina z Philadelfii wybrała się to Rotundy San Giovanni aby podziękować Ojcu Pio. Ich syn, który w drugiej wojnie światowej był pilotem bombowca, został ocalony przez Ojca Pio nad Pacyfikiem. Oto wyjaśnienie syna: �byliśmy tuż przy docelowym lotnisku na wyspie gdzie mieliśmy wylądować z pełnym ładunkiem bomb. Zostaliśmy trafieni przez japoński myśliwiec. Samolot wybuchł zanim reszta załogi zdążyła wyskoczyć. Tylko mi udało się wyskoczyć. Nawet nie wiem w jaki sposób. Próbowałem otworzyć spadochron, ale bezskutecznie. Niechybnie rozbił bym się o ziemię gdyby nie pomoc mnicha który zjawił się w locie. Miał on białą brodę. Wziął mnie w swe ramiona i delikatnie złożył u bramy bazy. Możecie sobie wyobrazić zadziwienie wzbudzone moją przygodą. Nikt nie chciał wierzyć, ale moja obecność tam była niezbitym dowodem. Podczas wyjazdu do domu na przepustce, wśród zdjęć mojej matki, rozpoznałem mnicha który mnie ocalił. Matka mi powiedziała że prosiła Ojca Pio o opiekę nade mną.�
Pewna kobieta mieszkała ze swoją córką w Bolonii. Miała ona guz nowotworowy na ramieniu. Córka przekonała ją na operację. Chirurg chciał jeszcze trochę poczekać przed ustaleniem daty operacji. Tymczasem, zięć wysłał telegram do Ojca Pio, prosząc o modlitwę za swoją teściową. W tym samym czasie gdy Ojciec Pio otrzymał telegram, kobieta ta, siedząc sama w jadalni zobaczyła Kapucyna wchodzącego do pokoju przez drzwi. �Jestem Ojciec Pio z Pietrelcyny� � przedstawił się. Po krótkiej rozmowie o diagnozie lekarskiej i po namowie do modlitwy to Błogosławionej Matki, Ojciec Pio zrobił znak krzyża na jej ramieniu i wyszedł. W tym momencie kobieta zawołała służącą, córkę, zięcia i pytała się ich dlaczego wpuścili do niej Ojca Pio bez zapowiedzi. Oni zaś zgodnie odpowiedzieli że Ojca Pio nie widzieli i do domu nikogo nie wpuszczali. Następnego dnia, w przygotowaniu do operacji, chirurg zbadał kobietę lecz guza już nie było.
Ojciec Pio odwiedził biskupa, który udzielił mu święceń kapłańskich 10 sierpnia 1910 roku w katedrze Benevento. Wydarzyło się to przed śmiercią biskupa. Ojciec Pio bilokował aby duchowo wesprzeć biskupa.
Nawet błogosławiony Don Orione mówił o darze bilokacji Ojca Pio. Powiedział on: �Byłem w kościele św. Piotra w Rzymie, aby wziąć udział w uroczystościach beatyfikacyjnych św. Teresy. Był tam również Ojciec Pio pomimo faktu, iż w tym samym czasie był on również w swoim klasztorze. Widziałem go. Uśmiechał się i poprzez tłum ludzi zbliżał się w moim kierunku. Jednak, kiedy był już całkiem blisko mnie, zniknął.
W 1951r. Ojciec Pio odprawiał Mszę świętą w pewnym klasztorze w Czechosłowacji. Po Mszy siostry zakonne poszły do zachrystii aby zaproponować Ojcu Pio kawę jako podziękowanie za jego niespodziewaną wizytę. Niestety nie znalazły go tam i na tej podstawie wywnioskowały, że miały do czynienia ze zjawiskiem bilokacji.
W 1956r. Ojciec Pio odprawił Mszę świętą dla Prymasa Węgier Jozefa Mindszentego w więzieniu w Budapeszcie. Ktoś, kto miał informacje na temat uwięzienia Prymasa zapytał Ojca Pio wprost: �Ojcze Pio! Odprawiałeś Mszę dla Prymasa Węgier więc musiałeś też z nim rozmawiać! Byłeś z nim w więzieniu i widziałeś go.� Ojciec Pio odpowiedział: �Oczywiście, jeżeli z nim rozmawiałem, to także go widziałem�. Był to przypadek bilokacji.
Matka Speranza, założycielka zakonu Sióstr Służebniczek Miłości Miłosiernej powiedziała, że widywała Ojca Pio w Rzymie codziennie przez cały rok. Jest to również przypadek przebywania Ojca Pio w dwu miejscach jednocześnie. Wiemy, że Ojciec Pio był w Rzymie tylko raz, w roku 1917, kiedy to towarzyszył swojej siostrze, która wstępowała do klasztoru.
Pewien generał włoskiej armii o nazwisku Cadorna wpadł w taką depresję po przegranej walce w Caporetto, że zaczął myśleć o popełnieniu samobójstwa. Pewnego wieczoru wszedł do swojego pokoju i rozkazał swojemu ordynariuszowi, aby nikt do niego nie wchodził. Wyciągnął broń z szuflady i skierował ją w stronę głowy. Nagle usłyszał głos: �Generale, dlaczego chcesz popełnić takie głupstwo?� Głos i obecność zakonnika pomogła generałowi w zmianie decyzji. Zastanawiał się jednak jak to było możliwe, że dostał się on do jego pokoju. Poprosił ordynariusza o wyjaśnienia ale ten odpowiedział, że nikogo nie widział. Parę lat później generał przeczytał w gazecie o zakonniku, który czynił cuda w okolicy Gargano. Potajemnie tam pojechał i był zaskoczony, kiedy Ojciec Pio powiedział do niego: �Witam, Generale! Bardzo pan ryzykował tamtego wieczoru, nieprawdaż?�
Widzenia i dusze w Czyśćcu
Ojciec Pio zaczął otrzymywać objawienia, kiedy był jeszcze dzieckiem. Mały Franciszek nie wspominał o nich nikomu, ponieważ myślał, że objawienia otrzymują wszyscy ludzie. Objawiali mu się Aniołowie, Święci, Jezus, Najświętsza Panna, ale czasami także Szatan. Pod koniec grudnia 1902 roku, podczas medytacji nad swoim powołaniem, Franciszek miał wizję. Oto opis, jaki przedstawił kilka lat później swojemu spowiednikowi: �Franciszek ujrzał u swojego boku dostojnego, niezwykle przystojnego człowieka, który lśnił jak słońce. Człowiek ten wziął go za rękę i rzekł do niego: �Pójdź ze mną i walcz jak dobry żołnierz�. Został on następnie doprowadzony do rozległej krainy gdzie znajdowały się tłumy mężczyzn podzielonych na dwie grupy � w jednej grupie byli mężczyźni o pięknych twarzach, ubrani w śnieżnobiałe suknie. Po drugiej stronie znajdowali się mężczyźni o obrzydliwych twarzach i ubrani w czarne suknie. Wyglądali oni jak cienie. Franciszek stał pomiędzy dwoma grupami i zauważył, że zbliża się do niego wysoki mężczyzna o niezwykle brzydkiej twarzy. Był on tak wysoki, że jego czoło dotykało chmur. LśniącaFOTO1.jpg (3604 byte) postać zagrzewała Franciszka do walki z tym potwornym mężczyzną. Franciszek modlił się o uniknięcie wściekłości strasznej postaci, ale lśniący mężczyzna nie znikał. Mówił: �Twój upór na nic się nie zda. Powinieneś walczyć z tym złym wrogiem. Proszę, bądź wierny i śmiało rozpocznij walkę. Będę obok ciebie. Pomogę ci i nie pozwolę, aby cię pokonał�. Franciszek zgodził się a walka była zaciekła. Wygrał ją dzięki pomocy tajemniczej i przepięknej postaci, która cały czas była u jego boku. Potworny mężczyzna zmuszony był do ucieczki a za nim, wyjąc, przeklinając i rycząc podążyła się reszta mężczyzn o obrzydliwych twarzach. Grupa mężczyzn o pięknych twarzach krzyczała z radości i uznania dla postaci, która pomogła biednemu Franciszkowi w tej wielkiej walce. Wspaniała i jaśniejsza niż słońce postać nałożyła na głowę Franciszka piękną koronę, tak piękną, że trudno byłoby ją opisać. Jednak nagle korona została zdjęta z głowy Franciszka i tajemnicza postać powiedziała: �Inną koronę, znacznie piękniejszą niż ta zachowałem dla ciebie, jeśli tylko będziesz walczyć z tym strasznym wrogiem, którego właśnie zwyciężyłeś. On będzie powracał z nową siłą a ty będziesz walczył nie wątpiąc w moją pomoc. Nie martw się jego siłą. Będę obok ciebie, zawsze będę ci pomagał a ty będziesz zwyciężał.� Po wizjach takich następowały prawdziwe starcia z Szatanem. Ojciec Pio miał w swoim życiu wiele starć z �wrogiem nieprzyjaznym duszom�. Tak naprawdę, jednym z najważniejszych celów Ojca Pio było wyrwanie dusz z objęć Szatana.
Pewnego wieczoru Ojciec Pio byl w klasztorze, w pokoju goscinnym na parterze. Kiedy polozyl sie na pryczy, nagle pojawil sie czlowiek otulony czarnym plaszczem. Ojciec Pio zaskoczony wstal, zeby zapytac kim jest ow przybysz i czego chce. Nieznajomy powiedzial, ze jest Dusza czyscowa. �Nazywam sie Pietro Di Mauro� � powiedzial � �zginalem w pozarze 18 sierpnia 1908 roku tutaj, w tym klasztorze, ktory zostal zamieniony na hospicjum dla ludzi starych. W tym pokoju zginalem w plomieniach, podczas snu na slomianym materacu. Musialem tu przyjsc, zeby prosic Cie o odprawienie Mszy sw. za moja Dusze jutro rano. Pan Bog mi na to pozwolil. Dzieki tej mszy bede mogl wejsc do Nieba.�
Ojciec Pio odpowiedzial, ze chcialby odprawic te Msze.
Potem, kiedy chcial odprowadzic nieznajomego do klasztornej furty, zdal sobie sprawe, ze rozmawial ze zmarlym, bo kiedy wyszli na dziedziniec, nieznajomy raptem znikl. Jeszcze tego samego wieczoru Ojciec Pio udal sie do przelozonego klasztoru, Ojca Paolino z Casacalenda, zeby prosic go o mozliwosc odprawienia porannej Mszy sw. za Dusze tego nieszczesnika.
Kilka dni pozniej Ojciec Paolino chcac zweryfikowac informacje, ktore uslyszal od Ojca Pio, udal sie do biura rejestracji ludnosci w St. Giovanni Rotondo, gdzie otrzymal pozwolenie na sprawdzenie listy zgonow z 1908 r. Posrod nazwisk ludzi zmarlych we wrzesniu Ojciec Paolino odnalazl to, czego szukal. Zapis brzmial: �We wrzesniu 1908 r. w pozarze hospicjum zginal Pietro Di Mauro�.
Pani Cleonice Morcaldi z St. Giovanni Rotondo byla jedna z duchowych corek Ojca Pio. Miesiac po smierci jej matki Ojciec Pio powiedzial do niej na zakonczenie spowiedzi: �Dzis rano twoja matka poszla do Nieba. Widzialem ja podczas, kiedy sprawowalem poranna Msze sw.�
Ojciec Pio opowiedzial taka oto historie Ojcu Anastazemu: �Pewnego wieczoru, kiedy samotnie modlilem sie na koscielnym chorze, uslyszalem jakis szelest i zobaczylem jak mlody mnich krzatal sie obok glownego oltarza, odkurzajac go i poprawiajac kwiaty we flakonach. Myslalem na poczatku, ze to Ojciec Leone przystraja oltarz na nowo, a poniewaz byl to czas kolacji, powiedzialem: �Ojcze Leone, teraz nie czas na strojenie oltarza, idz na kolacje�
Ale glos, ktory nie byl glosem Ojca Leone, odrzekl mi: �Ja nie jestem Ojcem Leone�, �to kim jestes?� � spytalem.
�Jestem twoim bratem, odbywalem tu nowicjat. Moim obowiazkiem w czasie nowicjatu bylo dbanie o ten oltarz przez caly rok. Niestety, wiele razy przechodzac przed oltarzem nie oddawalem naleznej czci Jezusowi w Przenajswietszym Sakramencie zamknietym w tabernakulum. Za to powazne zaniedbanie jestem teraz w Czyscu. Ale Bog w swojej nieskonczonej dobroci przyslal mnie tu, zebys mi pomogl jak najszybciej dostac sie do Nieba�.
Bedac przekonanym, ze pomagam tej biednej, cierpiacej Duszy, zawolalem: �Bedziesz w Niebie jutro rano, w czasie gdy bede celebrowal Msze sw.� �To okrutne!� krzyknal Duch, po czym zaplakal i znikl.
Ta skarga zranila bolesnie moje serce i ten bol towarzyszy mi przez cale moje zycie. Bo tak naprawde moglem te Dusze natychmiast poslac do Nieba a tymczasem skazalem Ja na jeszcze jedna noc w straszliwym ogniu Czysca.�
Ojciec Pio opisal niektore wlasne doswiadczenia w listach do swojego duchowego ojca:
List do Ojca Augustyna, 7 kwietnia 1913 r:
�Moj drogi Ojcze, w piatek rano, kiedy jeszcze lezalem w lozku, ukazal mi sie Pan Jezus. Byl zdruzgotany i zalamany. Ukazal mi ogromny tlum ksiezy, posrod ktorych bylo wielu dygnitarzy z roznych kosciolow.
Jedni odprawiali Msze sw. bez naleznego nabozenstwa, inni ubierali lub zdejmowali szaty liturgiczne bez zadnego szacunku. Widok Pana Jezusa w tak oplakanym stanie wywolal we mnie ogromny bol. Zapytalem dlaczego tak cierpi. Nie odpowiedzial, tylko pokazal mi ukaranie tych ksiezy. Za chwile jednak, patrzac na nich z wielkim smutkiem zaplakal i zobaczylem jak dwie duze lzy splynely po Jego twarzy. Odwrocil sie i odszedl stamtad wypowiadajac gorzko pod ich adresem ��Mordercy!�
Zwracajac sie do mnie powiedzial: �Moj synu, nie wierz w to, ze moja agonia trwala tylko trzy godziny. Moja agonia nadal trwa i bedzie trwala do konca swiata ze wzgledu na Dusze, ktore bardzo umilowalem. Dlatego wszyscy powinni czuwac, nikomu nie wolno zasnac. Moja Dusza szuka wciaz choc odrobiny litosci w sercu czlowieka, ale ludzie nie chca odwzajemnic Mojej ogromnej milosci. To poteguje Moje cierpienie i przedluza agonie. A najgorsze jest to, ze ludzie sa obojetni, nie wierza we mnie i gardza Moja miloscia. Ilez to razy Moj gniew jak piorun, chcialem obrocic przeciw nim, ale powstrzymali mnie Aniolowie i Duch milosci, ktory jest we mnie....
Opisz wszystko co widziales i co uslyszales ode mnie dzis rano swojemu spowiednikowi i powiedz mu, zeby Twoj list pokazal Ojcu Prowincjalowi... �Pan Jezus dalej mowil ale nie wolno mi ujawnic juz niczego wiecej....�
Epistolary I (1910-1922) PADRE PIO DA PIETRELCINA: a cura di Melchiorre da Pobladura e Alessandro da Ripabottoni - Edizioni "Padre Pio da Pietrelcina" Convento S.Maria delle Grazie San Giovanni Rotondo - FG
List do Ojca Augustyna,13 lutego 1913 r.:
�Nie boj sie cierpienia, ktore zsylam na Ciebie, bo dam Ci rowniez sile
do jego przetrwania� - powiedzial do mnie Pan Jezus. � �Moim pragnieniem jest, zeby twoja Dusza doznala oczyszczenia przez codzienne cierpienie. Nie boj sie szatana, ktory bedzie Cie gnebil, gdyz pozwolilem na to, nie przejmuj sie tez, ze swiat odwroci sie od Ciebie. Nikt nie moze odniesc zwyciestwa nad tym, ktory cierpi z milosci do mojego Krzyza, bo Ja go ochronie�
Epistolary I (1910-1922) PADRE PIO DA PIETRELCINA: a cura di Melchiorre da Pobladura e Alessandro da Ripabottoni - Edizioni "Padre Pio da Pietrelcina" Convento S.Maria delle Grazie San Giovanni Rotondo - FG
List do Ojca Augustyna, 18 listopada 1912 r.:
�...Pan Jezus, Jego kochana Matka, Aniol Stroz i inni nie przestaja mi powtarzac, ze aby stac sie ofiarna zertwa trzeba oddac cala swoja krew (zycie).�
Epistolary I (1910-1922) PADRE PIO DA PIETRELCINA: a cura di Melchiorre da Pobladura e Alessandro da Ripabottoni - Edizioni "Padre Pio da Pietrelcina" Convento S.Maria delle Grazie San Giovanni Rotondo - FG
List do Ojca Augustyna, 12 marca 1913 r.:
�...moj Ojcze, posluchaj skarg slodkiego Pana Jezusa: �Moja milosc do ludzi spotyka sie z pogarda i odrzuceniem!. Ludzie nie beda mnie przesladowali jesli bede ich mniej kochal. Moj Ojciec w Niebie nie chce tego dluzej tolerowac. Chcialbym przestac ich kochac, ale...(tutaj Pan Jezus umilkl i za chwile mowil dalej) moje serce jest stworzone do milosci! Zmeczonym ludziom trudno jest przezwyciezac pokusy, oni wola pozostac w swojej niegodziwosci. A ja najbardziej kocham te Dusze, ktore nie radza sobie z pokusami. Slabe Dusze sa przerazone i pelne desperacji. Dusze, ktore sa silne ufaja Jezusowi Ludzie pozostawiaja Mnie w kosciele rano i wieczorem. Nie dbaja o Przenajswietszy Sakrament oltarza, nie mowia o Nim z miloscia, wyrazaja sie o Nom obojetnie i ozieble. Moje serce jest zapomniane, nikt nie dba o Moja milosc; jestem ciagle zasmucany. Moj dom stal sie teatrem dla wielu ludzi, nawet dla kaplanow, o ktorych dbam jak o zrenice Mego oka i ktorych chronie szczegolnie, ktorzy powinni lagodzic bol Mego serca, i pomagac Mi w zbawianiu Dusz, w zamian... Kto w to wierzy? Otrzymuje tylko sama niewdziecznosc od nich. Widze, moj Synu, ze wielu z nich... (Pan Jezus przestal mowic na chwile, szloch scisnal Mu gardlo, zaplakal), stwarza tylko pozory, w rzeczywistosci zdradzaja Mnie popelniajac swietokradztwa, depczac i niszczac Swiatlo i Moc, ktore im ciagle daje...�
Epistolary I (1910-1922) PADRE PIO DA PIETRELCINA: a cura di Melchiorre da Pobladura e Alessandro da Ripabottoni - Edizioni "Padre Pio da Pietrelcina" Convento S.Maria delle Grazie San Giovanni Rotondo - FG
Cuda Ojca Pio
Jest bardzo trudno zdefiniowac słowo �cud�. Cudami można nazwać wydarzenia nadprzyrodzone, wydarzenia nie z tej ziemi. Cudami także nazywamy fenomen kiedy serce idzie za wewnętrzną siłą: wolą Boga!
Życie Ojca Pio było pełne cudów, ale tylko cudów niebiańskich. Dlatego Ojciec Pio zachęcał ludzi aby dziękowali Bogu który jest jedynym źródłem cudów.
Pierwszy zanotowany cud Ojca Pio wydarzył się w roku 1908. Mieszkał w tym czasie w klasztorze Montefusco. Jednego dnia Ojciec Pio zebrał w pobliskim lesie kasztany do torby i wysłał w prezencie do Pietrelcina do jego cioci Darii. Kobieta otrzymała kasztany, zjadła je, a torbę zatrzymała na pamiątkę. Kilka dni później szukała czegoś w szufladzie gdzie jej mąż zwykle trzymał proch do pistoletu. Był wieczór więc oświetlała sobie pokój świeczką. Nagle szuflada zapaliła się od świeczki, a od niej ciocia Daria. Szybko złapała torbę którą przesłał jej Ojciec Pio i przyłożyła do twarzy. Momentalnie, ból zniknął, a żadnych ran, blizn i poparzeń nie pozostało na jej twarzy.
Podczas drugiej wojny światowej, we Włoszech, racjonowano chleb. W Ojca Pio klasztorze bywało dużo gości oraz biednych którzy żebrali o jedzenie. Jednego dnia zakonnicy poszli do refektarza i zauważyli że w koszyku był tylko 1 kilogram chleba. Bracia pomodlili sie i siedli żeby sie posilic. Ojciec Pio wszedł do kościoła, a wychodząc po chwili, niósł kilka bochenków chleba w rękach. Przełożony zapytal Ojca Pio: �Skąd wziąłeś te bochenki?� Ojciec Pio odpowiedział: �Pielgrzym przy drzwiach mi je dał.� Wszyscy milczeli, ale każdy wiedział że tylko Ojciec Pio mógł spotkać takiego pielgrzyma.
Raz w klasztorze Ojca Pio, zakonnik zapomniał konsekrować wystarczająco Hostii na Komunię Świętą. Z tego też powodu była ich mała ilość do rozdania. Ale gdy po spowiedzi Ojciec Pio udzielał Komunii, dużo więcej Hostii pozostało niż było konsekrowanych.
Duchowna córka Ojca Pio czytała jego list przy drodze. Wiatr powiał i wyrwał jej list z rąk. List leciał i leciał w dół drogi, przez łąkę aż wreszcie opadł na kamieniu. W ten sposób kobieta odzyskała list. Dzień później, spotkała Ojca Pio który jej rzekł, �Musisz uważac na wiatr następnym razem. Gdybym nie przytrzymał listu moją nogą, odleciałby daleko w dolinę.�
Pani Cleonice, córka kościoła Ojca Pio, opowiadała: �Podczas drugiej wojny światowej mój siostrzeniec trafił do niewoli. Nie mieliśmy żadnych wieści o nim przez rok i zaczęliśmy obawiać się, że nie żyje. Jednego dnia matka tego chłopca wybrała się do Ojca FOTO15.jpg (4797 byte)Pio, uklękła przed jego konfesjonałem i zrospaczona rzekła doń: �Ojcze, powiedz mi, czy mój syn żyje. Nie odejdę stąd, dopóki nie otrzymam od Ciebie odpowiedzi.� Ojciec Pio współczuł jej serdecznie i ze łzami w oczach powiedział: �Wstań i idź w pokoju, niewiasto.� W kilka dni później, nie mogąc znieść już cierpienia jego rodziców, zdecydowałam sama poprosić Ojca Pio o cud. �Ojcze, napiszę list do mojego siostrzeńca Giovannino. Na kopercie napiszę tylko jego imię i nazwisko, bowiem nie wiemy gdzie obecnie się znajduje. A Ty i Twój Anioł Stróż znajdą go i sprawią, że ten list zostanie mu doręczony.� Ojciec Pio nic nie odpowiedział więc ja szybko wzięłam się za pisanie listu. Wieczorem, przed pójsciem spać położyłam go na stoliku, koło łóżka. Następnego ranka, ku mojemu wielkiemu zdumieniu i przerażeniu list zniknął. Udałam się więc do Ojca Pio aby złożyć mu dzięki lecz on powiedział: �Złóż dzięki Naszej Pani.� Po niecałych dwóch tygodniach otrzymaliśmy odpowiedź od mojego siostrzeńca. Szczęście spłynęło na całą naszą rodzinę i z głebi serca dziękowaliśmy Bogu i Ojcu Pio.
Podczas drugiej wojny światowej syn pani Luizy służył w brytyjskiej marynarce wojennej w randze oficera. Modliła się ona wtedy za niego, za przyjęcie przez niego Wiary i za jego Zbawienie. Pewnego dnia angielski pielgrzym zawitał do Rotundy San Giovanni niosąc ze sobą angielskie gazety. Luiza chciała je przeczytać. Znalazła fragment artykułu o zatopieniu statku, na którym służył jej syn. Natychmiast pobiegła z płaczem do Ojca Pio, który pocieszając ją, mówił: �Któż Ci powiedział, że Twój syn nie żyje?� Istotnie, Ojciec Pio podał jej dokładną nazwę i adres hotelu, w którym zatrzymał się ów oficer po ocaleniu się z wraku na Atlantyku. Czekał on tam na zlecenie nowego zadania. Luiza nie zwlekając wysłała do syna list i po około dwóch tygodniach dostała od niego odpowiedź. Żył i był zdrowy.
Pewna kobieta w Rotundzie San Giovanni była takim dobrym człowiekiem, że Ojciec Pio twierdził, iż niemożliwością byłoby znaleźć najmniejszą skazę w jej duszy, wymagającą wybaczenia. Innymi słowy, całe jej życie prostą drogą prowadziło do nieba. Pod koniec Wielkiego Postu Paolina poważnie zachorowała. Wszyscy wzywani doktorzy zgodnie twierdzili, że jej stan jest beznadziejny. Jej mąż i ich pięcioro dzieci udali się do klasztoru aby modlić się z Ojcem Pio i prosić go o pomoc. Dwoje z dzieci chwyciło jego sutannę i wtulając w nią twarze, płakało. Ojciec Pio rozgniewał się trochę ale zaraz starał się je pocieszyć. Obiecał, że będzie modlić się za nich, ale to wszystko, co może dla nich zrobić! Po czasie, na początku Siódmej Godziny, zachowanie czcigodnego Ojca uległo zmianie: poprosił o uzdrowienie Paoliny i oznajmił, iż jej wskrzeszenie nastąpi w Wielki Poniedziałek. Lecz w Wielki Piątek Paolina straciła przytomność, zapadając w śpiączkę. Następnego dnia, w Sobotę, zmarła. Część jej rodziny przyniosła jej suknię ślubną aby ubrać w nią zmarłą, zgodnie z tradycją. Inni z kolei pobiegli do klasztoru prosić Ojca Pio o cud. Odpowiedział im tylko: �Będzie wskrzeszona� i odszedł w stronę ołtarza odprawiać Mszę Świętą. Kiedy zaczął spiewać �Gloria� i rozległ się dźwięk dzwonków obwieszczający zmartwychwstanie Chrystusa, głos Ojca Pio załamał się; zaczął szlochać i oczy jego wypełniły się łzami. W tym samym momencie Paolina została wskrzeszona. Bez żadnej pomocy wstała z łóżka, uklękła i odmówiła Pacierz trzy razy. Potem wstała i uśmiechnęła się. A więc została uzdrowiona... a raczej wskrzeszona. Albowiem Ojciec Pio nie powiedział, że �wróci ona do zdrowia�, lecz że �zostanie wskrzeszona�. A zapytana o to, co się stało kiedy umarła, odpowiedziała: �Wznosiłam się w górę, wyżej i wyżej, i kiedy otoczyła mnie wspaniała jasność, wróciłam z powrotem.�
Pewna kobieta powiedziała: �Moja pierworodna córka, która urodziła się w 1953. roku, została uratowana przez Ojca Pio kiedy miała osiemnaście miesięcy. Rankiem 6. stycznia 1955. roku mój mąż i ja byliśmy w kościele na mszy świętej, a nasza córka była w domu z dziadkiem. Nastapił wypadek: wpadła do wanny pełnej wrzątku. Została poparzona na brzuchu i plecach. Po godzinie przyszedł lekarz, obejrzał ją i kazał zabrać do szpitala, gdyż mogła umrzeć od ran poparzeniowych. Z tego powodu nie dał nam żadnych lekarstw. Po wyjściu doktora zaczęłam modlić się o pomoc Ojca Pio. Było już prawie południe. Kiedy przygotowywałam się do pójścia do szpitala, moja córeczka, która była sama w swojej sypialni zawołała: �Mamusiu, nie mam już oparzeń!� �Kto uleczył Twoje rany?� spytałam ją z wielkim zdumieniem, a ona odpowiedziała: �Ojciec Pio przyszedł. Zasklepił moje rany kładąc swą rękę na poparzeniach.� Istotnie, nie było nawet śladu na ciele mojej córeczki, mimo że lekarz dopiero co powiedział mi, że umrze.
Wieśniacy Rotundy San Giovanni z czułością wspominają to następujące zdarzenie. Wiosną drzewa migdałowe zakwitły i obiecywały obfite plony. Lecz niestety pojawiły się miliony żarłocznych gąsiennic i pożarły liście i kwiaty. Nie oszczędziły nawet skorup. Po dwóch dniach nieudanych prób opanowania inwazji, wieśniacy dla których chodowla migdałów była jedynym źródłem utrzymania zdecydowali się porozmawiać o tym problemie z Ojcem Pio. Ojciec Pio popatrzył na drzewa z okien swojego klasztoru i zdecydował się je pobłogosławić. Nałożył swięte szaty i począł się modlić. Kiedy skończył, wziął wodę święconą i uczynił w powietrzu znak Krzyża Świętego w stronę drzew. Następnego dnia gąsiennice znikły ale drzewa wyglądały jak zeschnięte badyle. To była istna katastrofa � całe plony zostały zmarnowane. To co wydarzyło się pózniej było niewiarygodne. Mieliśmy obfite plony, plony, jakich nigdy przedtem nie widzieliśmy, lecz jak to jest możliwe, żeby drzewa zaowocowały bez kwiatów? Jak można otrzymać owoce z drzew wyglądających jak zeschnięte badyle? Naukowcy nigdy nie znaleźli odpowiedzi na ten fenomen.
W ogrodzie klasztornym rosły cyprysowe, owocowe i iglaste drzewa. W letnie popołudnia Ojciec Pio zasiadywał w ich cieniu ze swymi goścmi i przyjaciółmi aby schronić się przed skwarem słońca. Pewnego razu, kiedy Ojciec Pio rozmawiał z dużą grupą ludzi, całe mnóstwo ptaków zaczęło ćwierkać i hałasować w cieniu drzew. Ptaki te skomponowały symfonię. Ojciec Pio zniecierpliwiony symfonią zadarł głowę i powiedział: �Cisza!� W tym momencie zamarł hałas ptaków, świerszczy i cykad. Ludzie obecni przy nim byli wielce oszołomieni. Ojciec Pio przemówił do ptaków jak Święty Franciszek.
Pewien mężczyzna powiedział: �Moja matka pochodzi z Foggi i była jedną z pierwszych córek kościoła Ojca Pio. Poprosiła aby Ojciec Pio nawrócił i chronił mojego ojca. W kwietniu 1945. roku mój ojciec został skazany na karę śmierci, która miała być wykonana przez pluton egzekucyjny. Był przed plutonem kiedy nagle ujrzał Ojca Pio, który zjawił się, żeby go ocalić. Dowądzący plutonem wydał rozkaz oddania ognia ale żaden z karabinów wymierzonych w mojego ojca nie wystrzelił. Siedmiu żolnierzy i ich dowódca z niedowierzaniem sprawdzili swą broń lecz nie znaleźli w niej żadnych usterek. Pluton znów wymierzył w mojego ojca i próbował oddać strzały po raz drugi lecz i tym razem karabiny nie wystrzeliły. To tajemnicze i niewytłumaczalne zajście przerwało egzekucję. Pózniej mój ojciec otrzymał ułaskawienie od kary smierci za zasługi w wojnie, za które otrzymał medal i gdzie również został kaleką. Po powrocie do domu przeszedł na wiarę katolicką, otrzymał sakrament w Rotundzie San Giovanni i poszedł złożyć dzięki Ojcu Pio. Dzięki temu spełnił się upragniony przez moją matkę cód, o który zawsze prosiła Ojca Pio: nawrócenie jej męża.�
Ojciec Onorato opowiadał: �Przyjechaliśmy razem z moim kolegą motocyklem do Rotundy San Giovanni. Dotarliśmy do klasztoru tuż przed południem. Po oddaniu hołdu przełożonemu udałem się do sali jadalnej aby spotkać się z Ojcem Pio i pocałować jego rękę. Muszę zauważyc, że mój motor był marki �Osa�, Ojciec Pio spytał się mnie więc: �Synu, czy �osa� Cię nie ukąsiła?� Byłem tym zdziwiony, ponieważ Ojciec Pio nie widział mnie kiedy zajechałem, ale skąds wiedział jakiego środku transportu użyłem aby się tu dostać. Następnego ranka opuściliśmy Rotunde na mojej �Osie� udając się w stronę St. Michel, małego miasteczka położonego nieopodal. Kończyła się benzyna więc postanowiliśmy napełnić bak w Monte St. Angelo. Jednakże tuż po wjeździe do miasteczka okazało się, że mamy pecha, gdyż wszystkie stacje były zamknięte. Zdecydowaliśmy się więc wrócić do Rotundy San Giovanni z nadzieją, że spotkamy po drodze kogoś, od kogo będziemy mogli dostać paliwo. Martwiłem się moimi braćmi w klasztorze; byłoby niewdzięcznością nie wrócić na czas południowego posiłku, gdyż wiedziałem, ze mnie oczekują. Nagle silnik zaczął hałasować z powodu niedostatku benzyny i po kilku metrach motor stanął. Po sprawdzeniu baku okazało się, że jest pusty. Ze smutkiem przypomniałem mojemu koledze, że zostało nam już tylko dziesięć minut, żeby zdążyć na wspólny posiłek z naszymi braćmi. Nie byliśmy w stanie znaleźć żadnego rozwiązania i wtedy moj kolega z frustracją pchnął nogą korbę od rozrusznika. To było nie do uwierzenia. Motor nagle zaczął działać. Natychmiast ruszyliśmy w stronę Rotundy San Giovanni nie zadając sobie pytania jak to było możliwe, że uruchomiliśmy motocykl bez paliwa. Kiedy dojechaliśmy na środek placu motor znów przestał działać, tak samo nagle, jak zaczął. Sprawdziliśmy bak i okazało się, że był tak samo pusty jak przedtem. Równie wielkie zdumienie ogarnęło nas, kiedy spojrzeliśmy na zegarki: było dziesięć minut przed czasem posiłku. To oznaczało, ze przejechaliśmy piętnaście kilometrów w pięć minut: średnio 180 kilometrów na godzinę. Bez benzyny! Wszedłem do klasztoru akurat wtedy, kiedy moi bracia schodzili na posiłek; a kiedy poszedłem zobaczyć się z Ojcem Pio, on tylko mi sie przyglądał i uśmiechał.
Był maj 1925. roku. Maria miała małe dziecko, które było chore od urodzenia. W związku z tym Maria była bardzo zatroskana o los swojego dziecka. Po wizycie lekarskiej powiedziano jej, że jej dziecko ma bardzo skomplikowaną chorobę. Nie było dla niej żadnej nadziei, żadnych szans na wyzdrowienie. Wtedy Maria zdecydowała się pojechać pociągiem do Rotundy San Giovanni. Mimo że mieszkała w maleńkiej miejscowości na południu Puglii (biedny rejon południowych Włoch), dotarły do niej opowieści o Ojcu Pio, o zakonniku, który był znamienny jak Jezus, czynił cuda, uzdrawiał chorych i dawał nadzieję zdesperowanym. Natychmiast wyjechała w stronę Rotundy, lecz po drodze dziecko zmarło. Czuwała przy nim całą noc a potem położyła do kufra i zamknęła wieko. Następnego dnia dotarła do Rotundy San Giovanni. Nie miała nadziei lecz nie utraciła wiary. Tego wieczora poznała Ojca Pio. Czekała w kolejce do konfesjonału i niosła na rękach kufer, gdzie znajdowało sie ciało jej synka, który zmarł dwadzieścia cztery godziny wcześniej. Kiedy stanęła przed Ojcem Pio, uklękła, zapłakała i błagała o pomoc. On przypatrywał się jej uważnie i wtedy ona uchyliła wieko i pokazała Ojcu zwłoki dziecka. Ojciec Pio, do głębi serca poruszony jej żalem, wziął maleńkie ciałko jej synka i położył na jego czole swą dloń. Modlił się, zadzierając głowę do Nieba. Nagle dziecko ożyło. Zaczęło ruszać rączkami, nóżkami i wyglądało tak, jakby dopiero co przebudziło się z długiego snu. Zwracając się do matki, Ojciec Pio rzekł: �Matko, czemu płaczesz? Twój syn spał!� Okrzyki radości matki i zebranych wypełniły cały kościół i wydarzenia tego dnia i cudu, jaki uczynił Ojciec Pio były na ustach wszystkich.
Tego wieczora inżynier pozostał długo w klasztorze i kiedy zdecydował się wyjść zobaczył, że pada deszcz. Zwrócił się do Ojca Pio: �Nie mam parasola. Czy mogę zostać tutaj do rana? Bo jeśli nie to zmoknę na deszczu.� �Przykro mi przyjacielu, to jest niemożliwe. Ale nie martw się. Dotrzymam tobie towarzystwa.� Odpowiedział Ojciec Pio. Ale inżynier pomyślał, że byłoby lepiej dla Ojca Pio gdyby nie odbywał tej pokuty. Pomyślał tak pomimo, że byłoby bardziej bezpiecznie iść w jego towarzystwie. Inżynier włożył na głowę kapelusz i zaczął iść 3 kilometry dzielące klasztor od miasta. W momencie, gdy wyszedł zauważył ze zdziwieniem, że przestało padać.Kiedy dotarł do domu w którym gościł jeszcze trochę siąpiło. �Mój Boże!� wykrzyknęła kobieta, która otworzyła mu drzwi �Musisz być zupełnie przemoczony!� �Wcale nie.� Odparł inżynier �Przecież nie pada.� W tym momencie chłopi, którzy go gościli popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. �Co ty mówisz? Przestało padać. Leje deszcz. Posłuchaj!� Otworzyli drzwi, na zewnątrz padał gęsty deszcz. Powiedzieli mu, że deszcz padało bez przerwy przez godzinę. �Jak tobie się udało dojść tutaj i nie zmoknąć?� zapytali. Inżynier powiedział: �Ojciec Pio powiedział mi, że będzie mi towarzyszył.� Wtedy chłopi uświadomili sobie, że Ojciec Pio sprawił cud i powiedzieli mu o tym. �No to wszystko jest jasne, jeśli Ojciec Pio tak tobie powiedział.� Po wyjaśnieniu zdarzenia poszli do kuchni zjeść obiad i wtedy kobieta powiedziała: �Towarzystwo Ojca Pio jest z pewnością lepsze niż parasol�.
Człowiek z Ascoli Piceno (miasto we Włoszech) powiedział: �Pod koniec lat 50-tych pojechałem wraz z moją żoną do Saint Giovanni Rotondo, żeby pójść do spowiedzi, otrzymałem rozgrzeszenie, pokutę i poradę od Ojca Pio. Wieczorem byłem stale na terenie klasztoru, kiedy Ojciec Pio zobaczył mnie ponownie i zapytał: �Ciągle tu jesteś?� �Tak. Moja �Mała Myszka� nie zapaliła!� powiedziałem - �Co to jest �Mała Myszka�?� zapytał Ojcec Pio - �To mój samochód. Nzywam go �Mała Myszka�. Odpowiedziałem - �Chodźmy to zobaczyć.� Powiedział Ojciec Pio. Powiedział mi, żebym ruszył w drogę co uczyniłem bez kłopotu. Jechaliśmy całą noc i przez następny ranek. Po przybyciu na miejsce odwiozłem samochód do warsztatu do przeglądu. Mechanik powiedział mi, że samochód miał nie działającą instalację elektryczną. Nie mógł uwierzyć, kiedy powiedziałem mu, że jechałem tym samochodem przez całą noc. W rzycczywistości przejechanie 300 kilometrów dzielących San Giovanni Rotondo i Ascoli Picena w takim samochodzie było niemożliwe. Zrozumiałem, że Ojciec Pio pomógł wrócić do domu i w myślach podziękowałem mu za to.
Mąż jednej kobiety był bardzo chory. Kobieta udała się do klasztoru, ale nie wiedziała jak dotrzeć do Ojca Pio. Żeby się wyspowiadać przed nim musiała czekać aż trzy dni. Chcąc zwrócić na siebie uwagę wstała w czasie mszy i przeszła z jednej strony kościoła na drugą. W końcu zdecydowała się w modlitwie opowiedzieć o swoim problemie Maryi i prosić o pomoc Ojca Pio. Po mszy zaczęła ponownie iść przez kościół, żeby spotkać Ojca Pio. W końcu doszła do słynnego korytarza przez który zawsze przechodził Ojceic Pio. Jak tylko Ojciec Pio ją zauważył powiedział: �Kobieto małej wiary, kiedy w końcu poprosisz mnie o pomoc? Czy uważasz, że jestem głuchy? Pięć razy już opowiedziałaś mi o swoim kłopocie, kiedy stałaś przy mnie. Ja rozumiem! Ja rozumiem! �Idź do domu. Wszystko jest dobrze.� Poszła do domu i zobaczyła, że jej mąż wyzdrowiał.
C.D.N
zrodlo:
http://www.padrepio....cles_Polska.htm