Film obejrzałam dopiero wczoraj, do przemyśleń owszem, skłania, ale czy do końca takich, jak sobie życzą autorzy - to już inna sprawa...
Założenie główne jest takie, aby udowodnić, że my - społeczeństwo - jesteśmy okłamywani, manipulowani i robi się nam wodę z mózgu za pośrednictwem potężnych środków oddziaływania. Religia jest jednym z nich. Środkiem faktycznie potężnym, temu trudno zaprzeczyć. I ta teoria byłaby ciekawym wyjściem do budowania dalszych tez, ale ból polega na tym, że autorzy usiłują wykazać manipulację za pośrednictwem manipulacji.
Trzeba oddzielić na początku dwie rzeczy bardzo istotne - czym innym jest wiara, wiara w istnienie Boga, Stwórcy, Prabytu, Absolutu, jakkolwiek ktoś zechce to nazwać, a czym innym jest religia. Wiara jest czymś niezmiernie osobistym, wręcz intymnym. Religia to instytucja, formuła wyznawania wiary, łącząca ludzi w pewną zunifikowaną wspólnotę, wspólnie podlegającą dogmatom i regułom. Instytucja, dodajmy, opierająca się na czynniku ludzkim - czynniku ułomnym, a więc popełniającym błędy. Siła daje władzę, a władza, jak wszyscy dobrze wiemy, jest wielką pokusą. Czym jest Kościół? Czym powinien być? Jak wywiązywał się przez wieki ze swojego duchowego posłannictwa i jak wykorzystywał swój status - to jest punkt wyjścia, który by się autorom opłacał, ponieważ da się go bronić.
Jednak autorzy poszli w innym kierunku, tym samym strzelając sobie swoistego samobója. Widzimy oto paletę bogów Słońca, którzy rzekomo mają dzielić wspólne elementy biografii. Jezus Chrystus jest jednym z wielu, właściwie to i tyle nie - jest po prostu przeobrażeniem zebranych elementów, a w sumie to nawet nie istniał, nic tego nie dowodzi.
Pierwsza kwestia - z punktu widzenia samej wiary nie jest istotne, czy wyższy Byt nazywasz Bogiem, Mitrą czy Horusem. Ludzie od prawieków potrzebowali punktu oparcia, odniesienia, przedmiotu kultu - i rytuałów, porządkujących ich codzienność. To stwarzało wrażenie porządku i dawało poczucie bezpieczeństwa, tak bardzo psychologicznie ludziom potrzebnego.
Druga kwestia - po jakie za przeproszeniem licho podważać zasadność wiary w Jezusa Chrystusa, skoro można podważać wyłącznie sposób, w jaki ta wiara była wykorzystywana? Autorzy manipulują, ponieważ serwują informacje wysoce wątpliwe - żeby nie powiedzieć kłamliwe. Ładnie pasują do obrazka, bo są takie sensacyjne. Ale jak, przykładowo, możemy mnożyć podobieństwa między Horusem i Chrystusem, skoro kulty Horusa obejmowały więcej niż jednego boga o tym imieniu? (pisze o tym np. R.T.Rundle Clark, egiptolog z Oksfordu, w swoim "Myth and Symbol of Ancient Egypt"). Po co serwować informacje nie do obrony w tak
arbitralny sposób? Natychmiast podważają wiarygodność twórców, a tym samym podważają wiarygodność każdej tezy, którą będą próbowali udowadniać.
Padały tu na forum zastrzeżenia, że autorzy filmu mają swoje racje, to jest konkretnie - mają swoje autorytety, do których się odwołują. Wydaje się jednak, że kompilując tę listę, zapomnieli o czymś bardzo istotnym.
Nauka i wiedza nie funkcjonują w próżni. Rozwijają się, uzupełniają, wypełniają istniejące luki. Autorzy powołują się na dzieła, które, owszem, w rozwoju nauki miały rolę istotną. Ale to bardzo wygodne odwoływać się do np. "Złotej gałęzi" Frazera, wiedząc, iż zawarte w niej teorie były potem częstokroć podważane i poddawane w wątpliwość przez kolejne pokolenia akademików - jak Leach, Levi-Strauss czy nawet nasz Malinowski. Śledząc listę cytowanych źródeł nietrudno nie zauważyć, iż w dużej mierze obejmuje tylko zwolenników teorii "boga ofiarnego", zakładających, iż postać Jezusa Chrystusa jest wyłącznie kompilacją/przeobrażeniem wspólnych dla wielu wierzeń podań o bogu, który zmartwychwstał. Guru tych przekonań był James Frazer właśnie.
Jednak podobieństwa istniejące w kultach "bogów zmartwychwstałych" po pierwsze, nie są jednoznacznym dowodem na to, że chrześcijaństwo jest oparte na kłamstwie, a po drugie - nie zawsze są tak oczywiste, jak film (opierając się na wymienionych źródłach) usiłuje nam wmówić.To jest jedna z teorii - i wcale nie ta najlepiej udokumentowana. Także dlatego, że po prostu niektórych rzeczy w pełni udokumentować się nie da, ponieważ zbyt mało źródeł się zachowało. Skoro do dzisiaj wśród akademików trwają spory względem struktury mitu, genezy mitu, istoty mitu, to jak budować na tej podstawie arbitralne pewniki? Elementarna przyzwoitość i naukowa rzetelność wymagają, by zapoznać się z więcej niż jednym źródłem, a nie bazować wyłącznie na tym, co pasuje do założeń. Jedni, śledząc podania o Baalu, jednoznacznie założą, że jego "zniknięcie" i późniejsze "pojawienie się" po walce z Motem o tytuł "Króla Bogów" wskazuje na śmierć i powrót z martwych. Inni wskażą, że brak wzmianki o śmierci Baala nie pozwala formułować takich teorii. Nie mówiąc już o ilości czczonych Baalów...
Jednym z autorytetów przywoływanych przez twórców jest Edward Carpenter, autor"Pagan and Christian Creeds: Their Origin and Meaning". Pełny tekst można znaleźć tu:
http://www.edwardcarpenter.net/. Postać niezwykle ciekawa: poeta, radykał, odważny i niezwykle zaangażowany obrońca swobód mniejszości seksualnych. I on odwołuje się w swojej bibliografii do tez Frazera (czyli koło się zamyka, ciągle krążymy w obrębie jednej szkoły, drugiej nie dając dojść do głosu). Niemniej nawet Carpenter pisze tak:
"subject of religious origins is somewhat complex, and yields many aspects for consideration. It is only, I think, by keeping a broad course and admitting contributions to the truth from various sides, that valuable results can be obtained. It is absurd to suppose that in this or any other science neat systems can be found which will cover all the facts."
czyli:
"kwestia pochodzenia religii jest kwestią złożoną, obejmującą wiele aspektów, które należy brać pod uwagę. Myślę, że jedynie utrzymanie szerokiej perspektywy i rozważanie sprawy z wielu stron może dać wartościowe rezultaty. Założenie, że w tej (jak i w innych) dziedzinie wiedzy można wypracować jakikolwiek system idealny, obejmujący wszystkie fakty, byłoby absurdem."
Sami twórcy filmu chcą nas przekonać do tego, byśmy się "przebudzili" i "zaczęli samodzielnie myśleć". A jednak odbierają nam prawo do samodzielnego formułowania wniosków, cykając starannie przesianymi przez sito własnych założeń informacjami. Czasami użycie słów "wiele wskazuje na to, iż...aczkolwiek trzeba też przyznać, że...co może być zresztą związane z..." brzmi zdecydowanie wiarygodniej i na dłuższą metę sprawdzi się bardziej, niż zdecydowane "to niepodważalny dowód, ja wam to mówię". Wystarczy jeden element, który temu przeczy, i już rzekoma niepodważalność leży w gruzach...
I jeszcze w ramach ciekawostki, jako jedno ze źródeł autorzy przytaczają "The Christ Conspiracy". Pod tym adresem można znaleźć ciekawą polemikę z autorką:
http://www.answering...iracy-pt-1.html