To Ty powinieneś wiedzieć najlepiej na jaką przemianę dałeś przykład świadczący o takiej możliwości,jednak do równoważności jeszcze daleka droga - tak daleka jak do... perpetum mobille.
Co z tym ma wspólnego perpetuum mobile???
Mam wrażenie, że mylisz tutaj równoważność różnych rodzajów energii (mogących przechodzić wzajemnie jedna w drugą) z ich równowartością, która byłaby możliwa tylko przy 100% bezstratnej konwersji (nie jest tak, bo w przemianie część energii bezpowrotnie ulega rozproszeniu)
Wydaje się jednak ze pierwsza poradzi sobie z tą transformacją "1J" na "1W" raczej teoria
Nikt i nic sobie z tym nie poradzi, bo tak transformacja jest bezsensowna. „Dżul” to energia, a „wat” to moc – dwie zupełnie różne rzeczy.
Nawet nie zwykłą wodą?Czy na pewno wystarczy tylko ją wykonać żeby otrzymać energię elektryczną - kombinujesz coś z perpetum?
Mówiąc „niczym nie jest zasilana” miałem na myśli jakąś formę energii elektrycznej. W końcu napisałeś:
”Turbina ta wytwarza taką samą energię jaką jest zasilana”
Z tego, co wiem, generator elektryczny (prądnica) służy do wytwarzania energii elektrycznej. O wytwarzaniu wody, czy jakiejś „wodnej energii” nic mi aktualnie nie wiadomo.

Mogę się tylko domyślać, czemu ma służyć takie jawne robienie zamieszania, ale jedno jest pewne:
Erystyka w twoim wykonaniu to klasa sama w sobie.
Coś nie mogę sobie przypomnieć o praktycznych zastosowaniach tej bajeczki.Czy nasza technika sięga już do prędkości przynajmniej zbliżonych do podświetlnych?
Tevatron w Fermilabie przyspiesza protony i manipuluje nimi przy prędkościach rzędu 0,9999995 c. LHC w CERN-ie będzie to robił przy 0,99999999 c. O odrzucanym przez Ciebie (bez uzasadnienia) GPS-ie nie będę się nawet już rozpisywał. Teoria względności w niedalekiej przyszłości zawita także do naszych komputerów (tzw. relatywistyczne bramki logiczne).
Przy pomocy cyferek można wszystko...
Nie można wszystkiego. Wybitnym przykładem są choćby Twoje zupełnie niezgodne z rzeczywistością, matematycznie absurdalne „szacunki”. Istnieje jednak pewien sposób na „uzasadnienie” wszystkiego – puste bajdurzenie w Twoim stylu.
może przynajmniej jakiś naukowy komentarz,czvm tak naprawdę jest ta ekliptyka,jeśli nie jakimś cudem z punktu widzenia obecnej nauki?
Ekliptyka to linia na sferze niebieskiej (w kształcie okręgu) wzdłuż której pozornie porusza się Słońce (w ciągu roku zakreśla ono na niebie pełny okrąg).
Pierścienie Saturna i kształt galaktyki pewnie pamiętasz.
Pamiętam i zupełnie nie rozumiem o co Ci z tym chodzi.
Bardzo to dziwne,bo przedstawiasz takie materiały,które zamiast rozwiewać to tylko potęgują moje wątpliwości - pamiętasz że wątek ten dotyczył padania promieni na obszar usytuowany do nich zawsze prostopadle?
Ty chyba już zapomniałeś z jakimi „sensacjami” wkroczyłeś w ten wątek. Pozwól, że przypomnę i jeszcze raz postaram się wszystko wyjaśnić:
A zaczęło się od:
Jednak zastanawiajace jest to,że z przedstawionych faktów wynika,iż Słońce nie grzeje,tylko oziębia naszą planetę. Gdy jest najbliżej mamy zimę w pełni,a gdy najdalej - środek lata(?)
Pytanie więc nadal jest aktualne,bo czyż nie jest to dziwne że jest właśnie tak jak przedstawiono,a powinno być przecież odwrotnie. Czy faktycznie Słońce grzeje mocniej,gdy jest bardziej oddalone?
Wpierw posłużę się fragmentem
tego artykułu:
Dlaczego latem jest cieplej niż zimą?
Być może ktoś odpowie, że latem Słońce jest gorętsze, wysyła więcej energii cieplnej. - Nieprawda, Słońce świeci zawsze prawie zupełnie jednakowo. Czasami słyszymy inną odpowiedź, mianowicie że latem Słońce jest bliżej Ziemi i dlatego mocniej nas ogrzewa. I to nie jest prawdą. Zresztą, gdyby tak było i gdyby latem Słońce znajdowało się bliżej Ziemi, widzielibyśmy je większe. Tymczasem tarcza Słońca nie tylko latem nie jest większa, lecz przeciwnie - jest nieco mniejsza, gdyż latem Słońce znajduje się nieco dalej od Ziemi, jak o tym jeszcze będziemy mówili. Dlaczego więc latem promienie słoneczne ogrzewają nas silniej?
Istotna przyczyna znacznego ocieplenia w lecie jest zupełnie inna. Zwróćmy uwagę, że latem, w czerwcu, Słońce wschodzi wcześnie rano w północno-wschodniej stronie horyzontu, w południe świeci wysoko nad nami i zachodzi na północno-zachodniej stronie nieba. Natomiast zimą Słońce wschodzi późno, zatacza niewielki łuk na niebie, a w południe jest na wysokości prawie cztery razy mniejszej niż latem.
W czerwcu od wschodu do zachodu Słońca mija przeszło 16 godzin, natomiast w grudniu - tylko niecałe 8 godzin. A chyba znacznie cieplej jest w mieszkaniu, gdy palimy 16 godzin na dobę niż tylko 8. Jeżeli więc Słońce w lecie ogrzewa nas przeszło dwa razy dłużej, to już z tego powodu będzie u nas cieplej.
Ale to jeszcze nie wszystko - jest jeszcze drugi powód, i to ważniejszy, mianowicie różnica w wysokości Słońca nad horyzontem. Latem w południe Słońce znajduje się wysoko na niebie i promienie słoneczne padają na nas prawie prostopadle, zimą natomiast, gdy Słońce jest prawie cztery razy niżej, promienie słoneczne padają ukośnie. I to ma właśnie najistotniejsze znaczenie. Gdy Słońce świeci z góry, jak to jest latem, wówczas wiązka promieni słonecznych pada na niewielki teren. Natomiast padając z ukosa promienie tej samej wiązki przypadają na znacznie większy teren. Innymi słowy - zimą ta sama ilość energii słonecznej ogrzewa większy obszar niż latem i dlatego promienie słoneczne ogrzewają nas słabiej.
Należy również wziąć pod uwagę, że w zimie, gdy Słońce świeci nisko nad horyzontem i promienie słoneczne padają ukośnie, blask Słońca osłabiony jest przez atmosferę ziemską. Kiedy bowiem promienie słoneczne padają ukośnie, muszą "przebrnąć" przez znacznie grubszą warstwę powietrza i dlatego spora ich część ulega pochłonięciu lub rozproszeniu w atmosferze. Oto dlaczego utarło się powiedzenie, że zimą Słońce grzeje "słabiej".
Wiemy już teraz, co jest bezpośrednią przyczyną, że w czerwcu jest u nas ciepło, a w grudniu zimno-zależy to od wysokości Słońca na niebie i od długości dnia. Ale to nie jest jeszcze wytłumaczenie zjawiska - teraz dopiero musimy wyjaśnić, dlaczego tak jest, dlaczego latem Słońce świeci wysoko na niebie i dzień z tego powodu jest dłuższy. A więc:
Ziemia krąży wokół Słońca po drodze zwanej orbitą. Pełny obieg Ziemi trwa jeden rok. W czasie tego ruchu oś ziemska jest stale skierowana w stronę Gwiazdy Polarnej i nachylona do płaszczyzny orbity (płaszczyzny wyznaczanej przez ekliptykę) pod kątem około 66,5°. Występowanie pór roku jest właśnie skutkiem tego nachylenia, ponieważ w czasie ruchu Ziemi po orbicie różne obszary kuli ziemskiej są mocniej lub słabiej nasłoneczniane. Przez pół roku bardziej nasłoneczniona jest półkula północna, a przez następne pół roku – półkula południowa. Poniższy rysunek wyjaśnia sytuację bardzo dokładnie:

Szczegółowe rysunki dla momentów kardynalnych poniżej:
Przesilenie zimowe (21/22 XII) Przesilenie letnie (21 VI) Równonoc jesienna (22/23 IX) i wiosenna (20/21 III)Czym jest ta ekliptyka skoro skupia promienie słoneczne w taki sposób,że po niej rozchodzą się lepiej niż poza nią,a nachylenie do niej planet pod kątem powoduje utratę energii?
Ekliptyka niczego nie skupia.
Koło ekliptyki wyznacza jednocześnie płaszczyznę orbity Ziemi (płaszczyznę ekliptyki, rysunek
tutaj). Linia łącząca Ziemię ze Słońcem (dokładnie środki tych ciał) leży w płaszczyźnie ekliptyki. Linia, ta rzecz jasna przebija Zemię pod kątem prostym, czyli w miejscu, gdzie promienie słoneczne padają na powierzchnię Ziemi prostopadle (Słońce w zenicie). Stąd bierze się maksymalna wartość mocy promieniowania słonecznego.
Czy promienie padające pod kątem prostym na planetę rezonują ze słońcem powodując większą ich energię od tych padajacych pod małym katem,które być może po odbiciu się ulatują w kosmos...?
Nic nie rezonuje.
Wiązka promieniowania padając na powierzchnię pod mniejszym kątem obejmie większy obszar niż byłoby to w przypadku takiej samej wiązki padającej pod większym kątem. Zatem w przypadku promieniowania padającego pod mniejszym kątem, na daną powierzchnię przypada mniej promieniowania, niż w przypadku promieniowania padającego pod kątem większym. Pokazuje to ten rysunek:
