Niestety ale chyba zgodnie z tytułem tematu musimy znowu powiedzieć że Krzysztof Jackowski znowu miał racje !
wizja dotycząca krachu finansowego w Polsce latem 2009 nabiera bardzo realnych rozmiarów :
http://finanse.wp.pl...,wiadomosc.htmlPolski kryzys eksploduje w czerwcu
Gazeta Finansowa | 03.04.2009 | 15:43
Minister Boni przewiduje, że kryzys uderzy w nas dopiero jesienią. Niestety, prawdziwa kryzysowa bomba wybuchnie znacznie wcześniej -; bo już w czerwcu tego roku. Zwalniająca polska gospodarka zdemoluje państwową kasę.
Trzeba się liczyć z falą bankructw i z tym, że euro może kosztować 5,50 lub nawet 6 zł. Polska gospodarka słabnie w oczach, a kolejne miesiące będą wyraźnie gorsze. Zagraniczne banki komercyjne działające w naszym kraju nie tylko praktycznie wstrzymały akcję kredytową nawet od najlepszych kredytobiorców i domagają się renegocjacji kredytu, dopłat do starych, dawno już przyznanych kredytów. Chcą dodatkowych zabezpieczeń dla kredytów hipotecznych, a Polacy mają już ich na kwotę prawie 200 mld zł, w tym większość ok. 70 proc. w CHF. Do brania kredytów nachalnie zachęcały Polaków zarówno media, jak i banki, które przez ostatnie lata prowadziły często hazardową akcję kredytową.
Coraz bardziej widać, że banki komercyjne działające w Polsce nie są ani tak silne, ani tak mocne, jak nam wmawiano, skoro tak gwałtownie żądają dziś zmiany umów kredytowych. Stosują niedozwolone klauzule, podwyżki marż, podwyżki opłat, grożą przewalutowaniem kredytów z franka na złotego, wymuszają dodatkowe zabezpieczenia. Banki na gwałt wprowadzają plany awaryjne, bo nie tylko przeszarżowały z agresywnością, ale wyraźnie strach zagląda im dziś w oczy. Krach w Europie Środkowo-Wschodniej jest coraz bardziej realny.
Tajna wiedza?
Bankowcy dwa miesiące temu zapewniali, że mimo ostrego wzrostu kursu franka do poziomu 3,15 zł, nie będą żądać od klientów dodatkowych zabezpieczeń, bo kredyty były zawierane na okres 30 - 40 lat. Co więc takiego dramatycznego się stało, że dziś, gdy frank doszedł jak na razie do poziomu około 3 zł, zmieniły zasadniczo zdanie. Ktoś kłamał. Może banki wiedzą o czymś, czego nie wie polskie społeczeństwo, a co jest skrzętnie ukrywane lub przykrywane przez różne tematy zastępcze? Może banki są już pewne, że będziemy mieli nie tylko do czynienia z głęboką recesją, ze spadkiem PKB do poziomu 1,5 - 2 proc. w 2009 r.? Może są już pewne, że złoty nie tylko nie będzie się umacniał, ale wyraźnie się osłabi na przełomie maja i czerwca, kiedy może kosztować 5,50 czy nawet 6 zł.
Siedzą na pieniądzach
Banki w Polsce nie mogą narzekać na brak płynności, wręcz przeciwnie mają wyraźną nadpłynność rzędu co najmniej 30 mld zł. Wolą jednak odłożyć gotówkę w NBP, niż pożyczać ją innym. Wartość obrotu na rynku międzybankowym znacznie się ostatnio zmniejszyła. Jeszcze w lutym 2009 r. było to średnio 2 - 3 mld zł dziennie. Obecnie z trudem osiąga poziom 1 mld zł dziennie. Coś jednak bardzo złego musi się dziać przynajmniej w niektórych bankach komercyjnych działających w Polsce, skoro zapanowała aż taka panika. 12 marca pewien bank ratował się pożyczką lombardową w NBP wysoko oprocentowaną, aż na 5,5 proc. i to na kwotę 16 mld zł. Millennium Bank już dziś zapowiada, że nie wyklucza podniesienia kapitału. Inne banki mają gigantyczne problemy ze spłatą swapów walutowych. Postanowiły więc zadbać o swe interesy, przybliżając widmo recesji w Polsce.
Nadchodzi fala bankructw
W okolicach czerwca, w drugiej połowie roku, czeka nas fala bankructw polskich przedsiębiorstw z powodu utraty finansowania, braku dostępu do źródeł kredytowania, wypowiadania starych umów kredytowych, ale i z powodu załamania się konsumpcji i również polskiego eksportu. Wówczas nawet część opcji walutowych i forwardów, tych prawidłowo zabezpieczonych, może przybrać charakter spekulacyjny i zagrożony. Utrata kontraktów eksportowych, niewielkie walutowe wpływy spowodowane recesją w krajach Eurolandu spowodują, że opcje nie będą miały już pokrycia we wpływach eksportowych. To popchnie banki do zamykania pozycji, a firmy zmusi do poszukiwania walut na rynku krajowym, co dodatkowo wpłynie na wzrost kursu walut, a w konsekwencji doprowadzi do fali bankructw.
Baśnie Andersena
Według banku BNP Paribas nasz PKB ma spaść w tym roku o 1,8 proc., a rząd beztrosko zaplanował budżet na 2009 r. przy założeniu, że wzrost gospodarczy wyniesie 3,7 proc. Po tym jednak nie wykluczył, że spowolni nieco do 1,7 proc. Fala kulminacyjna kryzysu dopiero nadejdzie w czerwcu i zagości na dłużej, co zauważył już nawet główny doradca rządowy minister Boni. Oczywiście Leszek Balcerowicz nadal zaklina rzeczywistość, twierdząc, że mamy szansę być tygrysem Europy i że Polska może wyjść obronną ręką z obecnego kryzysu, jeśli tylko rząd nie będzie powtarzał działań podejmowanych w walce z kryzysem w innych krajach i utrzyma zakładany w budżecie na 2009 r. niski deficyt rzędu 18,2 mld zł. Jeszcze większym marzycielem jest prof. Jan Winiecki, który przewiduje wzrost PKB w 2009 r. w granicach 2,5 - 3,5 proc. Wszystkich przebija minister Jan Wincent Rostowski, który na Forum Bankowym 2009 stwierdził: "nawet jeżeli w strefie euro wzrost będzie śladowy, to nie widzę powodów, dlaczego Polska nie mogłaby osiągnąć wzrostu 3 do 4 proc." To tylko niekompetencja, brak profesjonalizmu, czy zwykły brak odpowiedzialności za słowo?
Tylko kłamstwo?
Jeszcze kilka dni temu minister finansów zarzucał niektórym ekonomistom ostrzegającym, że gwałtownie rośnie dziura budżetowa, ignorancję a nawet kłamstwo. Już wkrótce dowiemy się, kto kłamał. Minister finansów apeluje, żebyśmy się jako państwo nie zadłużali, choć sam ma potężne długi w angielskich bankach. Problem w tym, że działania rządu idą dokładnie w odwrotnym kierunku niż jego apele. Mamy już 650 mld zł długu publicznego Skarbu Państwa, blisko 190 mld euro zadłużenia zagranicznego jako Polska i Polacy. Zagraniczne banki komercyjne działające w Polsce same mają około 40 mld euro zadłużenia. Pożyczamy kolejne miliardy z Banku Światowego, Funduszu Walutowego, Europejskiego Banku Inwestycyjnego. A jednocześnie na kontach Ministerstwa Finansów leży spokojnie około 30 mld zł - i to w sytuacji, gdy polska gospodarka i polski eksport toną. W czerwcu cięcia wydatków już nie wystarczą. Wzrosną podatki, zwłaszcza te pośrednie, akcyza na paliwo, wzrośnie ponownie składka rentowa, a w końcu i tak trzeba będzie podnieść deficyt.
Kto winien?
Coraz więcej osób, nie tylko w Polsce, uważa, że to właśnie politycy i bankierzy winni są obecnego kryzysu. Nieprzypadkowo unijny komisarz ds. systemów finansowych Joachim Almunia, uważa, że banki zachodnie zaangażowane kapitałowo w Europie Środkowo-Wschodniej będą potrzebować pomocy, a aktywa tych banków w tym regionie z powodu kryzysu mogą wyparować. Czy potrzeba poważniejszych ostrzeżeń? Tylko dlaczego za to wszystko, w tym za bezmyślną wyprzedaż polskiego systemu bankowego i inne finansowe patologie, znowu mają zapłacić polscy podatnicy i kredytobiorcy?