Komentuj na forum
Przez długi czas było oczywiste, iż rząd Stanów Zjednoczonych na temat zjawiska UFO wie więcej, niż ujawnia. Co więcej, rząd przeniknął w głąb co najmniej jednej organizacji badającej zjawisko UFO: NICAP, co miało miejsce w latach pięćdziesiątych. Prawdopodobnie zinfiltrowali również inne zespoły badawcze. Musimy więc być gotowi na ewentualność, że niektóre osoby czy też zespoły badawcze bądź publikacje nie są tym, czym wydają się być. Oczywiście, swoje robi również zamieszanie wywoływane przez pojedynczych mistyfikatorów.
Zaangażowanie rządu USA w sprawy UFO sięga do roku 1947. 21 czerwca tego roku wyławiacz drewna i ochotnik z Harbor Patrol Association, Harold Dahl, doniósł, że razem ze swoim synem, w towarzystwie psa i dwóch współpracowników, pracował na swojej łodzi niedaleko Maury Island w Puget Sound (stan Waszyngton, USA), gdy w pewnym momencie ujrzał przelatujące nieopodal sześć metalicznych przedmiotów w kształcie pączka. Wydawało się, że jeden z obiektów miał awarię i wyrzucał jakiś rodzaj metalicznego żużlu, który - jak twierdzi Dahl - zranił jego syna i zabił psa. Dahl miał rzekomo zebrać pewną ilość tego żużlu. Opisał wszystko Fredowi Crismanowi, który według Dahla miał być jego przełożonym. Wydawca jednego z czasopism, Ray Palmer, wysłał Kennetha Arnolda (człowieka, który dokonał sławetnej obserwacji UFO 24 czerwca 1947 roku) w celu zbadania sprawy, wówczas poziom dziwności przekroczył wszelkie oczekiwania. Crisman bowiem okazał się być byłym członkiem OSS i późniejszym agentem następczyni tej organizacji, CIA. Adwokat z Nowego Orleanu, Jim Garrison, podejrzewał go nawet o uwikłanie w zabójstwo prezydenta kennedy'ego, wydaje się również, że miał pewne powiązania z tajemniczym Clayem Shawem. O celu swojego lotu Arnold poinformował swoją żonę, nie wypełnił również planu lotu, gdy jednak pojawił się w mieście Tacoma, ktoś wcześniej zarezerwował dla niego pokój w hotelu. Informacja wyciekła dalej, co wskazywało, że w jego pokoju mógł zostać założony podsłuch. Dwóch oficerów Armii USA, wysłanych w celu zbadania [sprawy], zginęło gdy ich samolot B-25 rozbił się w trakcie lotu powrotnego do Kaliforni.Prawdopodobnie był to wypadek, Arnold twierdził jednak, że ktoś majstrował przy jego samolocie, a człowiek, który napisał o jego obserwacji, Paul Lance, zmarł w tajemniczych okolicznościach w sierpniu tego roku. Żużel przekazany oficerom śledczym, który okazał się być zwykłym żużlem z odlewni, nie mógł być tym samym materiałem, jaki zebrał Harold Dahl. Całe wydarzenie otacza mgła tajemniczego zaangażowania rządu w tą sprawę; wszystko wygląda jak gdyby zostało zorganizowane w jakimś dziwnym celu.
Pisałem wielokrotnie o magicznych aspektach sprawy Roswell. Wystarczy, że powiem, że pomiędzy Roswell a Coroną wydarzyło się coś bardzo dziwnego, i że nie był to na pewno balon meteorologiczny czy też balon Projektu Mogul. Wypadek prawdopodobnie wydarzył się czwartego lipca, w dniu wybranym przez założycieli USA, wśród których było wielu Masonów, jako datę podpisania Deklaracji Niepodległości. Siedem plus cztery daje jedenaście, a siedem do jedenastu to stosunek wysokości Wielkiej Piramidy w Gizie do każdej z jej podstaw. Trzy razy jedenaście daje trzydzieści trzy, a więc liczbę czczoną przez Masonów i liczbę kręgów w ludzkim kręgosłupie. Wydarzenie zaś miało miejsce w obrębie 33-ego równoleżnika. Patrząc na to w ten sposób, Roswell staje się tak samo niejasne jak Maury Island, zaś rząd USA wydaje się nie tylko dokonywać dezinformacji, ale prawdopodobnie brać udział w całym wydarzeniu.
W 1986 roku Vickie Ecker i Sherie Stark założyli w Kaliforni magazyn "UFO Magazine". Obecnie pismo jest wydawane przez Williama Birnesa, a jego żona Nancy Birnes jest szefową wydawnictwa, towarzyszą jej Ecker i Stark oraz mąż pani Ecker, Don. Chciałbym podkreślić, że nie ma żadnego dowodu na to, że czasopismo jest czymkolwiek innym niż wydaje się być, zaś państwo Eckers, Stark i Birnes są ludźmi wiarygodnymi. Istnieją jednak pewne dziwne aspekty ich działąlności. W 1991 roku Milton William Cooper opublikował swoją konspiracyjną książkę "Behold a Pale Horse". W książce Cooper stwierdził, że pismo "UFO Magazine" było finansowane przez rząd i stanowiło maszynę do dezinformacji. Twierdził również, że Vickie Ecker była wcześniej księgową agencji towarzyskiej oraz że jej wujek był adwokatem, który przekonał Sirhan Sirhan do przyznania się do winy i uniknięcia próby wyciągnięcia na światło dzienne prawdy o zabójstwie Roberta Kennedy'ego, a także że Don Ecker skłamał na temat swojej kariery jako policjanta. Należy pamiętać, że Vickie Ecker nie odpowiada za swojego wujka i że nie istnieją żadne dowody na poparcie twierdzeń Coopera. Dlaczego jednak Eckerowie nie pozwali Coopera lub jego wydawcy do sądu bądź nie zmusili wydawcy do odcięcia się od tych oskarżeń?
Pod koniec 1992 lub na początku 1993 roku miałem swoje własne, cokolwiek dziwne, zetknięcie z Eckerami. Napisałem wcześniej o swoich wielokrotnych tajnych spotkaniach z byłymi członkami do spraw odzyskiwania pojazdów UFO w Siłach Powietrznych USA. Napisałem do wydawcy "UFO Magazine" list, w którym podsumowałem moje doświadczenia i nawet załączyłem kopię dokumentu wojskowego, jako dowód na prawdziwość niektórych moich stwierdzeń. Eckerowie jednak nie tylko nie opublikowali mojego listu, ale zadzwonili do mnie i przeprowadzili telefonicznie przesłuchanie na odległość. Powiedzieli, że nie opublikowali mojego listu, ponieważ nie dostarczyłem żadnych dowodów. Od kiedy jednak listy do wydawcy wymagają dostarczania dowodu? Jak czytelnik pamięta, załączyłem nawet takowy dowód. Jeśli Eckerowie naprawdę byli agentami zajmującymi się dezinformacją, to właśnie w taki sposób się zachowali. Równie dobrze może istnieć jednak i inne wytłumaczenie, muszę też podkreślić, że czasopismo opublikowało wiele doskonałych artykułów autorstwa szanowanych badaczy.
William Birnes, wraz z porucznikiem pułkownikiem Philipem Corso, był również współautorem książki "The Day After Roswell". Corso, który służył w armii od 23 lutego 1942 do 1 marca 1963, twierdził, że pod Roswell rozbił się obcy pojazd i że on, pod nadzorem pułkownika generała Arthura Trudeau, odzyskał fragmenty pojazdu i wysłał je do różnych badaczy, którzy użyli ich do wsparcia rozwoju takich technologii, jak optyka światłowodowa, kevlar, lasery i mikroukłady. Uznani badacze Kevin Randle i Stanton Friedman byli sceptyczni wobec twierdzeń Corso, i mieli do tego powody. Po pierwsze, lasery, optyka światłowodowa i semikonduktory były oparte na wielu latach badań na polu mechaniki kwantowej. Przez wiele lat obserwowaliśmy również, że ktoś, kto ujawniał tajemnice, które elity wolałyby ukryć przed społeczeństwem, po jakimś czasie umierał w tajemniczych okolicznościach, zwykle w wyniku "samobójstwa". Corso jednak, człowiek w dość zaawansowanym wieku, żył jeszcze długo po wydaniu książki i umarł, najwidoczniej z przyczyn naturalnych.
W tym momencie dochodzimy do dziwnego przypadku Roberta Lazara, który twierdził, że w 1988 i 1989 roku pracował jako fizyk w miejscu, które nazwał S-4, lub Sektor Czwarty, w Groom Lake w stanie Nevada, niedaleko Strefy 51. Powiedział george'owi Knappowi, reporterowi nadającej w Las Vegas telewizji KLAS, że pracował nad inżynierią systemów impulsowych pozaziemskiego pojazdu odzyskanego przez rząd, który to pojazd prawdopodobnie był pilotowany przez "szaraków" z systemu gwiezdnego Zeta Reticuli. Pokazał on Knappowi W-2 z Departamentu Wywiadu Marynarki Wojennej. Problem stanowi fakt, iż obecnie wydział ten nazywa się Biuro Wywiadu Marynarki Wojennej (Office of Naval Intelligence, w skrócie ONI). Kolejny fakt to to, że Lazar, wiele lat po udzieleniu tego wywiadu, niż popełnił samobójstwa ani też nie zginął w wypadku. A przecież opisał wiele nietkniętych pojazdów. Jakim cudem tak wiele pojazdów mogło pozostać zniszczonych i nietkniętych? A Stanton Friedman, uznany badacz (podobnie jak Knapp) odkrył, że Lazar, który twierdzi, że posiada tytuły naukowe z fizyki w Cal tech i MIT (Instytut Technologii w Massachussets), nie widnieje na żadnej liście uczniów ani też w rocznikach statystycznych i nie jest w stanie przypomnieć sobie nazwiska któregokolwiek z nauczycieli. Jego jedyną edukację poza szkołą średnią stanowiły tylko jakieś kursy elektroniki w Pierce Junior College, a jak ustalił Friedman, Lazar uczęszczał na te kursy właśnie w czasie, w którym rzekomo miał studiować w MIT. Lazar twierdzi również, że pracował w Państwowym Laboratorium w Los Alamos, Friedman jednak ustalił, że był on tylko pracownikiem prywatnego kontrahenta, Kirka Meyera. Mówiąc delikatnie, jest zbyt wiele niekonsekwencji, by uznać historię Lazara za wiarygodną. Zauważalne jest również podobieństwo między jego stwierdzeniami i stwierdzeniami pułkownika Corso.
I tu dochodzimy do ciekawej sagi Majestic Twelve. W 1984 roku rolka filmu, zawierająca dokumenty rządowe opisujące zorganizowanie w 1947 roku przez prezydenta Trumana grupy badającej zjawisko UFO i nadzorowanej przez dwunastu mężczyzn, została wysłana do badacza UFO Jaime Shandera. Wszyscy ludzie wymienieni w dokumentach byli naukowcami, wojskowymi oraz przedstawicielami wywiadu, i byli to dokładnie ci ludzie, którzy mogliby wziąć na swoje barki taki wysiłek. Biorąc pod uwagę znane zainteresowanie rządu USA zjawiskiem UFO i obsesję na punkcie ukrywania tego przed społeczeństwem, jest całkiem prawdopodobne, że coś takiego jak MJ-12 naprawdę istniało. W tym miejscu jednak zaczynają się problemy. Shandera w tamtym czasie blisko współpracował z innym badaczem UFO, Williamem Moore'em. W międzyczasie inny badacz, Paul Bennewitz, rzekomo sfotografował UFO niedaleko obszaru nuklearnego Sandia w Albuquerque (stan Nowy Meksyk, USA). Richard Doty, agent Biura Śledztw Specjalnych Marynarki Wojennej (Air Force Office of Special Investigations, w skrócie Air Force OSI), zaczął (i nawet później się do tego przyznał) prowadzić dezinformację Bennewitza, na końcu wpędzając go w taki stres i strach, że Bennewitz doznał załamania nerwowego. William Moore powiedział później, że kolaborował z Doty'm w tym procederze, mając nadzieję na zdobycie jego zaufania i uzyskanie jakichś prawdziwych informacji... cóż, historia grubymi nićmi szyta. Jeszcze bardziej niewiarygodne są twierdzenia Doty'ego, że należał do grupy wojskowej zwanej "Ptaszarnią" ("Aviary"), która próbowała ujawnić społeczeństwu tajne informacje związane z UFO. Skoro tak, to dlaczego Doty deinformował Bennewitza? I w jaki sposób on (a także Corso i Lazar) uniknął losu czekającego każdego, kto za dużo mówi? Co więcej, rolka filmu, którą otrzymał Shandera, została wysłana z Albuquerque... gdzie Doty w tym czasie stacjonował.
Timothy S. Cooper twierdził, że w latach dziewięćdziesiątych paczki z dokumentami MJ-12 znalazły się w jego zamkniętej na kluczyk skrzynce pocztowej, pozbawione jakichkolwiek stempli. Robert Hastings, powszechnie uznawany badacz, wskazał na wirtualną niemożliwość wystąpienia takiej sytuacji. Cooper przekazał dokumenty Robertowi i Ryanowi Woodowi. Byłem dwukrotnie kamerzystą Ryana w lokalnym programie telewizyjnym, o osobiście za nim nie przepadam, niemniej jestem jednak przekonany co do jego uczciwości i kompetencji. On i jego ojciec udostępnili dokumenty Sądowemu Egzaminatorowi Dokumentów, który stwierdził, że wydają się one autentyczne. Wówczas Moore i Shandera stwierdzili, że w 1985 roku odnaleźli w Archiwum Narodowym inny dokument MJ-12, był on jednak pozbawiony numeru katalogowego archiwum, co oznacza, że został tu wniesiony przez kogoś z zewnątrz. Jakby mało było złożoności i skomplikowania całej sprawy, dokumenty MJ-12 stanowią, że Truman i Eisenhower byli informowani przez członków MJ-12, i faktem jest, że obydwaj mężczyźni byli informowani przez urzędników wymienionych w dokumentach lub we wskazanych dniach, a generał Nathan Twining napisał tajne memorandum na dzień przed jednym z takich spotkań, pisząc, że wierzy, że UFO naprawdę istnieją. Prominentny kanadyjski badacz Wilbert Smith powiedział, że wie, iż Vannevar Bush, domniemany członek MJ-12, faktycznie przewodniczył badaniom nad UFO prowadzonym dla Rządowego Forum Badań i Rozwoju (US Government's Research and Development Board).
Gorące debaty wśród ufologów mają miejsce po dziś dzień, włączając w to ezoteryczne elementy, jak np sposób, w jaki daty były zamieszczane na rządowych dokumentach w różnych okresach czasu. Łatwo zauważyć, dlaczego kompetentni badacze, tacy jak Stanton Friedman i Robert i Ryan Woodowie, wierzą, że dokumenty mogą być autentyczne, i dlaczego tak samo uznawani i zdolni ludzie, jak Robert Hastings, są bardziej sceptyczni. Prawdopodobnie widzimy tutaj mieszankę prawdy i dezinformacji obliczoną na wywołanie podejrzeń i niezgody (by nie powiedzieć totalnego zakłopotania) wśród badaczy. Wszystkie wymienione powyżej zagadnienia wydają się tworzyć pewien wzór, zaś jedyną lekcją, jaką możemy bezpiecznie wyciągnąć z tego, to to, że do wszystkiego należy podchodzić z rezerwą.
William B. Stoecker
Tłumaczenie i opracowanie: Ivellios
Paranormalne.pl
Przez długi czas było oczywiste, iż rząd Stanów Zjednoczonych na temat zjawiska UFO wie więcej, niż ujawnia. Co więcej, rząd przeniknął w głąb co najmniej jednej organizacji badającej zjawisko UFO: NICAP, co miało miejsce w latach pięćdziesiątych. Prawdopodobnie zinfiltrowali również inne zespoły badawcze. Musimy więc być gotowi na ewentualność, że niektóre osoby czy też zespoły badawcze bądź publikacje nie są tym, czym wydają się być. Oczywiście, swoje robi również zamieszanie wywoływane przez pojedynczych mistyfikatorów.
Zaangażowanie rządu USA w sprawy UFO sięga do roku 1947. 21 czerwca tego roku wyławiacz drewna i ochotnik z Harbor Patrol Association, Harold Dahl, doniósł, że razem ze swoim synem, w towarzystwie psa i dwóch współpracowników, pracował na swojej łodzi niedaleko Maury Island w Puget Sound (stan Waszyngton, USA), gdy w pewnym momencie ujrzał przelatujące nieopodal sześć metalicznych przedmiotów w kształcie pączka. Wydawało się, że jeden z obiektów miał awarię i wyrzucał jakiś rodzaj metalicznego żużlu, który - jak twierdzi Dahl - zranił jego syna i zabił psa. Dahl miał rzekomo zebrać pewną ilość tego żużlu. Opisał wszystko Fredowi Crismanowi, który według Dahla miał być jego przełożonym. Wydawca jednego z czasopism, Ray Palmer, wysłał Kennetha Arnolda (człowieka, który dokonał sławetnej obserwacji UFO 24 czerwca 1947 roku) w celu zbadania sprawy, wówczas poziom dziwności przekroczył wszelkie oczekiwania. Crisman bowiem okazał się być byłym członkiem OSS i późniejszym agentem następczyni tej organizacji, CIA. Adwokat z Nowego Orleanu, Jim Garrison, podejrzewał go nawet o uwikłanie w zabójstwo prezydenta kennedy'ego, wydaje się również, że miał pewne powiązania z tajemniczym Clayem Shawem. O celu swojego lotu Arnold poinformował swoją żonę, nie wypełnił również planu lotu, gdy jednak pojawił się w mieście Tacoma, ktoś wcześniej zarezerwował dla niego pokój w hotelu. Informacja wyciekła dalej, co wskazywało, że w jego pokoju mógł zostać założony podsłuch. Dwóch oficerów Armii USA, wysłanych w celu zbadania [sprawy], zginęło gdy ich samolot B-25 rozbił się w trakcie lotu powrotnego do Kaliforni.Prawdopodobnie był to wypadek, Arnold twierdził jednak, że ktoś majstrował przy jego samolocie, a człowiek, który napisał o jego obserwacji, Paul Lance, zmarł w tajemniczych okolicznościach w sierpniu tego roku. Żużel przekazany oficerom śledczym, który okazał się być zwykłym żużlem z odlewni, nie mógł być tym samym materiałem, jaki zebrał Harold Dahl. Całe wydarzenie otacza mgła tajemniczego zaangażowania rządu w tą sprawę; wszystko wygląda jak gdyby zostało zorganizowane w jakimś dziwnym celu.
Pisałem wielokrotnie o magicznych aspektach sprawy Roswell. Wystarczy, że powiem, że pomiędzy Roswell a Coroną wydarzyło się coś bardzo dziwnego, i że nie był to na pewno balon meteorologiczny czy też balon Projektu Mogul. Wypadek prawdopodobnie wydarzył się czwartego lipca, w dniu wybranym przez założycieli USA, wśród których było wielu Masonów, jako datę podpisania Deklaracji Niepodległości. Siedem plus cztery daje jedenaście, a siedem do jedenastu to stosunek wysokości Wielkiej Piramidy w Gizie do każdej z jej podstaw. Trzy razy jedenaście daje trzydzieści trzy, a więc liczbę czczoną przez Masonów i liczbę kręgów w ludzkim kręgosłupie. Wydarzenie zaś miało miejsce w obrębie 33-ego równoleżnika. Patrząc na to w ten sposób, Roswell staje się tak samo niejasne jak Maury Island, zaś rząd USA wydaje się nie tylko dokonywać dezinformacji, ale prawdopodobnie brać udział w całym wydarzeniu.
W 1986 roku Vickie Ecker i Sherie Stark założyli w Kaliforni magazyn "UFO Magazine". Obecnie pismo jest wydawane przez Williama Birnesa, a jego żona Nancy Birnes jest szefową wydawnictwa, towarzyszą jej Ecker i Stark oraz mąż pani Ecker, Don. Chciałbym podkreślić, że nie ma żadnego dowodu na to, że czasopismo jest czymkolwiek innym niż wydaje się być, zaś państwo Eckers, Stark i Birnes są ludźmi wiarygodnymi. Istnieją jednak pewne dziwne aspekty ich działąlności. W 1991 roku Milton William Cooper opublikował swoją konspiracyjną książkę "Behold a Pale Horse". W książce Cooper stwierdził, że pismo "UFO Magazine" było finansowane przez rząd i stanowiło maszynę do dezinformacji. Twierdził również, że Vickie Ecker była wcześniej księgową agencji towarzyskiej oraz że jej wujek był adwokatem, który przekonał Sirhan Sirhan do przyznania się do winy i uniknięcia próby wyciągnięcia na światło dzienne prawdy o zabójstwie Roberta Kennedy'ego, a także że Don Ecker skłamał na temat swojej kariery jako policjanta. Należy pamiętać, że Vickie Ecker nie odpowiada za swojego wujka i że nie istnieją żadne dowody na poparcie twierdzeń Coopera. Dlaczego jednak Eckerowie nie pozwali Coopera lub jego wydawcy do sądu bądź nie zmusili wydawcy do odcięcia się od tych oskarżeń?
Pod koniec 1992 lub na początku 1993 roku miałem swoje własne, cokolwiek dziwne, zetknięcie z Eckerami. Napisałem wcześniej o swoich wielokrotnych tajnych spotkaniach z byłymi członkami do spraw odzyskiwania pojazdów UFO w Siłach Powietrznych USA. Napisałem do wydawcy "UFO Magazine" list, w którym podsumowałem moje doświadczenia i nawet załączyłem kopię dokumentu wojskowego, jako dowód na prawdziwość niektórych moich stwierdzeń. Eckerowie jednak nie tylko nie opublikowali mojego listu, ale zadzwonili do mnie i przeprowadzili telefonicznie przesłuchanie na odległość. Powiedzieli, że nie opublikowali mojego listu, ponieważ nie dostarczyłem żadnych dowodów. Od kiedy jednak listy do wydawcy wymagają dostarczania dowodu? Jak czytelnik pamięta, załączyłem nawet takowy dowód. Jeśli Eckerowie naprawdę byli agentami zajmującymi się dezinformacją, to właśnie w taki sposób się zachowali. Równie dobrze może istnieć jednak i inne wytłumaczenie, muszę też podkreślić, że czasopismo opublikowało wiele doskonałych artykułów autorstwa szanowanych badaczy.
William Birnes, wraz z porucznikiem pułkownikiem Philipem Corso, był również współautorem książki "The Day After Roswell". Corso, który służył w armii od 23 lutego 1942 do 1 marca 1963, twierdził, że pod Roswell rozbił się obcy pojazd i że on, pod nadzorem pułkownika generała Arthura Trudeau, odzyskał fragmenty pojazdu i wysłał je do różnych badaczy, którzy użyli ich do wsparcia rozwoju takich technologii, jak optyka światłowodowa, kevlar, lasery i mikroukłady. Uznani badacze Kevin Randle i Stanton Friedman byli sceptyczni wobec twierdzeń Corso, i mieli do tego powody. Po pierwsze, lasery, optyka światłowodowa i semikonduktory były oparte na wielu latach badań na polu mechaniki kwantowej. Przez wiele lat obserwowaliśmy również, że ktoś, kto ujawniał tajemnice, które elity wolałyby ukryć przed społeczeństwem, po jakimś czasie umierał w tajemniczych okolicznościach, zwykle w wyniku "samobójstwa". Corso jednak, człowiek w dość zaawansowanym wieku, żył jeszcze długo po wydaniu książki i umarł, najwidoczniej z przyczyn naturalnych.
W tym momencie dochodzimy do dziwnego przypadku Roberta Lazara, który twierdził, że w 1988 i 1989 roku pracował jako fizyk w miejscu, które nazwał S-4, lub Sektor Czwarty, w Groom Lake w stanie Nevada, niedaleko Strefy 51. Powiedział george'owi Knappowi, reporterowi nadającej w Las Vegas telewizji KLAS, że pracował nad inżynierią systemów impulsowych pozaziemskiego pojazdu odzyskanego przez rząd, który to pojazd prawdopodobnie był pilotowany przez "szaraków" z systemu gwiezdnego Zeta Reticuli. Pokazał on Knappowi W-2 z Departamentu Wywiadu Marynarki Wojennej. Problem stanowi fakt, iż obecnie wydział ten nazywa się Biuro Wywiadu Marynarki Wojennej (Office of Naval Intelligence, w skrócie ONI). Kolejny fakt to to, że Lazar, wiele lat po udzieleniu tego wywiadu, niż popełnił samobójstwa ani też nie zginął w wypadku. A przecież opisał wiele nietkniętych pojazdów. Jakim cudem tak wiele pojazdów mogło pozostać zniszczonych i nietkniętych? A Stanton Friedman, uznany badacz (podobnie jak Knapp) odkrył, że Lazar, który twierdzi, że posiada tytuły naukowe z fizyki w Cal tech i MIT (Instytut Technologii w Massachussets), nie widnieje na żadnej liście uczniów ani też w rocznikach statystycznych i nie jest w stanie przypomnieć sobie nazwiska któregokolwiek z nauczycieli. Jego jedyną edukację poza szkołą średnią stanowiły tylko jakieś kursy elektroniki w Pierce Junior College, a jak ustalił Friedman, Lazar uczęszczał na te kursy właśnie w czasie, w którym rzekomo miał studiować w MIT. Lazar twierdzi również, że pracował w Państwowym Laboratorium w Los Alamos, Friedman jednak ustalił, że był on tylko pracownikiem prywatnego kontrahenta, Kirka Meyera. Mówiąc delikatnie, jest zbyt wiele niekonsekwencji, by uznać historię Lazara za wiarygodną. Zauważalne jest również podobieństwo między jego stwierdzeniami i stwierdzeniami pułkownika Corso.
I tu dochodzimy do ciekawej sagi Majestic Twelve. W 1984 roku rolka filmu, zawierająca dokumenty rządowe opisujące zorganizowanie w 1947 roku przez prezydenta Trumana grupy badającej zjawisko UFO i nadzorowanej przez dwunastu mężczyzn, została wysłana do badacza UFO Jaime Shandera. Wszyscy ludzie wymienieni w dokumentach byli naukowcami, wojskowymi oraz przedstawicielami wywiadu, i byli to dokładnie ci ludzie, którzy mogliby wziąć na swoje barki taki wysiłek. Biorąc pod uwagę znane zainteresowanie rządu USA zjawiskiem UFO i obsesję na punkcie ukrywania tego przed społeczeństwem, jest całkiem prawdopodobne, że coś takiego jak MJ-12 naprawdę istniało. W tym miejscu jednak zaczynają się problemy. Shandera w tamtym czasie blisko współpracował z innym badaczem UFO, Williamem Moore'em. W międzyczasie inny badacz, Paul Bennewitz, rzekomo sfotografował UFO niedaleko obszaru nuklearnego Sandia w Albuquerque (stan Nowy Meksyk, USA). Richard Doty, agent Biura Śledztw Specjalnych Marynarki Wojennej (Air Force Office of Special Investigations, w skrócie Air Force OSI), zaczął (i nawet później się do tego przyznał) prowadzić dezinformację Bennewitza, na końcu wpędzając go w taki stres i strach, że Bennewitz doznał załamania nerwowego. William Moore powiedział później, że kolaborował z Doty'm w tym procederze, mając nadzieję na zdobycie jego zaufania i uzyskanie jakichś prawdziwych informacji... cóż, historia grubymi nićmi szyta. Jeszcze bardziej niewiarygodne są twierdzenia Doty'ego, że należał do grupy wojskowej zwanej "Ptaszarnią" ("Aviary"), która próbowała ujawnić społeczeństwu tajne informacje związane z UFO. Skoro tak, to dlaczego Doty deinformował Bennewitza? I w jaki sposób on (a także Corso i Lazar) uniknął losu czekającego każdego, kto za dużo mówi? Co więcej, rolka filmu, którą otrzymał Shandera, została wysłana z Albuquerque... gdzie Doty w tym czasie stacjonował.
Timothy S. Cooper twierdził, że w latach dziewięćdziesiątych paczki z dokumentami MJ-12 znalazły się w jego zamkniętej na kluczyk skrzynce pocztowej, pozbawione jakichkolwiek stempli. Robert Hastings, powszechnie uznawany badacz, wskazał na wirtualną niemożliwość wystąpienia takiej sytuacji. Cooper przekazał dokumenty Robertowi i Ryanowi Woodowi. Byłem dwukrotnie kamerzystą Ryana w lokalnym programie telewizyjnym, o osobiście za nim nie przepadam, niemniej jestem jednak przekonany co do jego uczciwości i kompetencji. On i jego ojciec udostępnili dokumenty Sądowemu Egzaminatorowi Dokumentów, który stwierdził, że wydają się one autentyczne. Wówczas Moore i Shandera stwierdzili, że w 1985 roku odnaleźli w Archiwum Narodowym inny dokument MJ-12, był on jednak pozbawiony numeru katalogowego archiwum, co oznacza, że został tu wniesiony przez kogoś z zewnątrz. Jakby mało było złożoności i skomplikowania całej sprawy, dokumenty MJ-12 stanowią, że Truman i Eisenhower byli informowani przez członków MJ-12, i faktem jest, że obydwaj mężczyźni byli informowani przez urzędników wymienionych w dokumentach lub we wskazanych dniach, a generał Nathan Twining napisał tajne memorandum na dzień przed jednym z takich spotkań, pisząc, że wierzy, że UFO naprawdę istnieją. Prominentny kanadyjski badacz Wilbert Smith powiedział, że wie, iż Vannevar Bush, domniemany członek MJ-12, faktycznie przewodniczył badaniom nad UFO prowadzonym dla Rządowego Forum Badań i Rozwoju (US Government's Research and Development Board).
Gorące debaty wśród ufologów mają miejsce po dziś dzień, włączając w to ezoteryczne elementy, jak np sposób, w jaki daty były zamieszczane na rządowych dokumentach w różnych okresach czasu. Łatwo zauważyć, dlaczego kompetentni badacze, tacy jak Stanton Friedman i Robert i Ryan Woodowie, wierzą, że dokumenty mogą być autentyczne, i dlaczego tak samo uznawani i zdolni ludzie, jak Robert Hastings, są bardziej sceptyczni. Prawdopodobnie widzimy tutaj mieszankę prawdy i dezinformacji obliczoną na wywołanie podejrzeń i niezgody (by nie powiedzieć totalnego zakłopotania) wśród badaczy. Wszystkie wymienione powyżej zagadnienia wydają się tworzyć pewien wzór, zaś jedyną lekcją, jaką możemy bezpiecznie wyciągnąć z tego, to to, że do wszystkiego należy podchodzić z rezerwą.
William B. Stoecker
Tłumaczenie i opracowanie: Ivellios
Paranormalne.pl