Właśnie wróciliśmy z żoną z wizyty u znajomych emigrantów z Polski i na gorąco chcę opowiedzieć zabawną scenkę. Młodzi rodzice popisywali się patriotycznym wychowaniem 3-letniego synka. Zaczęło się od dialogu:
- Kto ty jesteś?
- Polak mały.
- Jaki znak twój? (Tu chłopak zastanowił się przez chwilę, a potem wypalił jednym tchem)
- Łabędź biały.
Myślałem, że się posiusiam z uciechy. Okazało się, że ostatnio podziwiał łabędzie w zoo.
A swoją drogą zwróćmy uwagę, że godłem państwowym, prócz flagi, bywają przeważnie drapieżniki: lwy, orły, czasem nawet dwugłowe. Szczególnie orły są okrutne, bo przed spożyciem nie zabijają ofiary.
Ale miałem pisać o człowieku wyzwolonym. Otóż nie jest łatwo wyobrazić sobie do jakiego raju on trafia. Przede wszystkim opuszcza kołowrót reinkarnacyjny. Pozbywa się chorób i innych cierpień fizycznych, bo przecież proces ewolucyjny na Ziemi jest oparty na łańcuchu pokarmowym (nie może to być zdarzeniem przypadkowym).
Trzeba uznać, jak już poprzednio pisałem, że przejawienie Ducha polega na przejściu od jedności ku mnogości. Duch objawia przy tym pseudo-mnogościowy, monadyczny stan Świadomości Kosmicznej oraz przysłaniającą tę Świadomość pramaterię-energię. Zaczyna się więc od Pierwotnej Dwójni. Człowiekowi ziemskiemu trudno jest pojąć tę pierwotność. Być może, jak już pisałem, nie wiąże się ona z pojęciem czasu, lecz z jakąś, nieznaną nam kolejnością zdarzeń.
Inną trudność dla intelektu stanowi pojęcie Świadomości Kosmicznej, a szczególnie jej monadyczne zagęszczanie, dzięki któremu są kreowane materialne formy na kolejnych etapach ewolucyjnego rozwoju materii. W rozwoju tym szczególne znaczenie ma pojawienie się życia. Jest to istotny krok na drodze wyzwolenia Monad z ograniczającego je związku z pramaterią-energią.
Tak więc poprzez materię nieożywioną, stan roślinny i zwierzęcy, dochodzimy w świecie fizycznym do poziomu zwierząt naczelnych. I tu zachodzi kolejne istotne zdarzenie, które umożliwia uwolnienie uwięzionych Monad. Najbardziej przygotowanemu gatunkowi ssaków, człowiekowi pierwotnemu, rzucono „koło ratunkowe” w postaci daru abstrakcyjnego myślenia. Spowodowało to rozwój języka artykułowanego, prowadzący do zdolności twórczych w strefie materii nieożywionej, w tym do rozwoju techniki. Najistotniejsze jest jednak poczucie tożsamości osobowej (ego). Jest to „indeks szkolny”, prowadzący do przebudzenia i wyzwolenia człowieka.
Chciałbym być w miarę wiarygodny. Nie posiadam wiedzy lub władzy paranormalnej. Doświadczyłem jednak stanu, który pozbawił mnie lęku, głównie przed śmiercią czy niebytem. Nie muszę wierzyć, po prostu wiem że „to tu” – to nie koniec. Poza tym jest coś, czego nie potrafię wyjaśnić. To chyba intuicja, właśnie. Jakby zmysł skierowany do wewnątrz. Pozwala on potwierdzić bądź odrzucić wytwory własnej wyobraźni, a także dostrzegać ograniczenia intelektu. Jest tak jakbym coś wiedział, ale bezpośrednio nie uczestniczył w tym.
Wiele wskazuje na to, że nasz ziemski cykl rozwoju dobiega końca. Widzimy eksplozję demograficzną i ograniczenia energetyczne w technice. Zagrożone są warunki ekologiczne. Słabnie także zachowawczy wpływ organizacji religijnych. Narasta polaryzacja ekonomiczna i związany z tym rabunkowy podział dóbr, który rodzi bunt społeczny na skalę światową. Nieustannie toczą się wojny, które zresztą były zawsze, ale dziś istnieje broń zagrażająca życiu na Ziemi. Jak cud wygląda, że broń masowej zagłady jeszcze nie dotarła do rąk terrorystów. Najwidoczniej na razie pomaga nam człowiek wyzwolony. Ale jakże można nas ratować skoro jesteśmy niedostępni, zbroimy nawet kosmos. Wygląda na to, że istnieje tylko jedna droga prowadząca do uniknięcia kapotażu – przebudzenie.
Widmo kapotażu dostrzegał też Adam Mickiewicz, kończąc swój patriotyczny poemat Reduta Ordona słowami:
Karząc plemię zwycięzców zbrodniami zatrute –
Bóg wysadzi tę Ziemię, jak on swą Redutę.
Myślę jednak, że z tą karą jest trochę nie tak. Mówi się wprawdzie, że gdy Bóg chce ukarać człowieka to odbiera mu rozum. Nie sądzę jednak, żeby Bóg karał swoje dzieło. To by było trochę tak, jakby karał sam siebie. To raczej człowiek sam się poucza, niezamierzenie przywołując skutki spowalniania swego procesu samopoznania. Niewiedza jest przyczyną zła i krzywdy.
Czy oznacza to, że człowiek wyzwolony posiada wszelką wiedzę? Otóż tak nie sądzę. Człowiek wyzwolony potrafi jedynie zaakceptować stan, w którym jego myśli, uczucia i emocje są postrzegane przez innych. Nie może niczego ukryć. On także postrzega je u innych. Ta cecha daje człowiekowi ziemskiemu przepustkę do czwartej gęstości monadycznej i otwiera drogę dalszego rozwoju. Nie od razu cechę tę osiąga się. Poprzedza ją „przebudzenie”. I tu znów powołam się na słowa wieszcza A. Mickiewicza w jego niedokończonym poemacie Widzenie:
Stały otworem ludzkich serc powoje,
patrzyłem w czaszki jak alchemik w słoje.
Widziałem jakie człek żądze zapalał,
jakie i kiedy myśli sobie nalał,
jakie lekarstwa, jakie trucizn wary
gotował skrycie.
Można by powiedzieć, że przebudzenie jest „narodzeniem” człowieka wyzwolonego. Człowiek przebudzony jest jego dzieckiem. Może przez pewien czas przebywać w świecie fizycznym, zanim przejdzie do czwartej gęstości monadycznej.
Właśnie przebudzenie pozwala uniknąć kapotażu lub pomniejszyć jego bolesne skutki. Przebudzenie może przebiegać lawinowo, na masową skalę, dzięki wspomnianemu już zjawisku synergii. Polega to, na znanym także w fizyce, zjawisku przemiany jakościowej po osiągnięciu pewnej „wartości krytycznej” zmian ilościowych. Ciekawe, że już w biblijnych czasach wiedziano o tym, gdy Jahwe obiecał powstrzymać zniszczenie miast Sodomy i Gomory, jeżeli znajdzie się tam dziesięciu sprawiedliwych.
Do przebudzenia prowadzi zjednoczenie religijne i polityczne. Łatwo powiedzieć, ale jak tego dokonać, żeby nie popaść w orwellowskie jarzmo zniewolenia? Otóż zjednoczenie to musi być poprzedzone istotnymi zmianami w psychice człowieka ziemskiego (ową jungowską zmianą dominacji archetypowej w nieświadomości zbiorowej). Chodzi o osiągnięcie takiej postawy człowieka ziemskiego, aby zniewolenie i wojny były niemożliwe. Na przykład mogłaby to spowodować wiara, że Królestwo Boże w nas jest (a nie wśród nas jest, jak podają, manipulowane przez człowieka wyzwolonego, ewangelie eucharystyczne).
Tak więc, zbliżamy się do człowieka wyzwolonego. Funkcjonuje on w strefach czwartego, piątego i wyższych stopni zagęszczenia monadycznego, zbliżając się w swoim rozwoju do poziomu Człowieka Uniwersalnego. Ma jednak władzę twórczą nie tylko nad materią nieożywioną, ale także nad różnymi przejawami życia, w tym nad człowiekiem ziemskim. Jest dobrze zorganizowany i ma olbrzymie możliwości twórcze. Tak jak człowiek ziemski tworzy w materii nieożywionej – człowiek wyzwolony ma ponadto nieograniczone możliwości tworzenia organizmów żywych. Niedawno oglądałem atlas zoologiczny zachwycając się fascynującym pięknem zwierząt, które absolutnie nie może być związane wyłącznie z funkcjonowaniem ich organizmów. Opis twórczości artystycznej człowieka wyzwolonego można odnaleźć w wielu dziełach ludzi jasnowidzących lub przebudzonych, jak Robert Monroe, Bo-Yin-Ra, C.W. Leadbeater, D. Melchizedek i wielu innych. Ten obszar twórczości w ezoteryce przypisuje się tym osobom wyzwolonym, które działają w strefie Arymana.
„Opieka” nad człowiekiem ziemskim, według tychże źródeł, jest przypisywana osobom działającym w strefie Lucyfera.
Tu należałoby podkreślić, że człowiek ziemski jest ostatnim ogniwem monadycznym związanym z materią fizyczną. Jego „szlif reinkarnacyjny” musi być szczególnie staranny. Do tego celu człowiek wyzwolony posługuje się energią egregoryczną zawartą w aurze ziemskiej, wykorzystując autonomiczne obiekty psychiczne, pochodzące z „odrzutów archetypowych”, dokonywanych przez jungowskiego „cenzora” człowieka ziemskiego. Pamiętajmy, że energia jest martwa. Posiada bogatą strukturę wewnętrzną, ale nie ma zdolności twórczej i decyzyjnej. Jest przekazywana człowiekowi ziemskiemu w postaci charyzmy przez Człowieka Uniwersalnego, a także, ze strefy lucyferycznej, przez człowieka wyzwolonego.
Człowiek ze strefy lucyferycznej dokonuje manipulacji genetycznej nad człowiekiem ziemskim. Sam się raczej nie inkarnuje, lecz wybrane osoby zasila rozwiniętym intelektem, redukując (pomniejszając) przy tym w nich rezonans uczuć wyższych. Ciekawy schemat tych manipulacji przytaczają Stwórcy Skrzydeł, patrz: Wywiad z Jamesem dla Projektu Camelot (www.wingmakers.pl ; Nowe na stronie). A oto ów schemat:
GSSC – Kompleks Bóg-Duch-Dusza (God-Spirit-Soul Complex).
DSIND – Dystrakcja Siecią Implantu Stresu przed Śmiercią (Death Stress Implant Network).
PDS – System Aktywności Pośmiertnej (Post-Death System).
W dalszym ciągu piszę o człowieku wyzwolonym, należącym do strefy lucyferycznej. W normalnych warunkach dba o utrzymanie narzuconego przez niego porządku społecznego. Władze religijne kontroluje przez manipulację dogmatami, a władzę polityczną sprawuje głównie przez zmanipulowane przez niego „ugrupowania spiskowe”.
Sytuacja ta ulega zmianie, gdy nadchodzi okres przegrupowań kosmologicznych. Człowiek wyzwolony może wtedy uznać swoją rolę za wypełnioną, ale w społeczeństwach ziemskich pozostają zmanipulowani przez niego ludzie. Usiłują oni za wszelką cenę utrzymać stan istniejący. Jesteśmy świadkami narastających napięć między społeczną postawą zachowawczą – a postawą postępową. Od rozwiązania tych napięć zależy, czy uda się nam dokonać przebudzenia na skalę społeczną przed nastąpieniem niekontrolowanych kataklizmów.
Trzeba zauważyć, że pierwsze zmiany w tym zakresie już są rozpoczęte, a nawet zaawansowane. Może będziemy mogli włączyć się do nich.
- Kto ty jesteś?
- Polak mały.
- Jaki znak twój? (Tu chłopak zastanowił się przez chwilę, a potem wypalił jednym tchem)
- Łabędź biały.
Myślałem, że się posiusiam z uciechy. Okazało się, że ostatnio podziwiał łabędzie w zoo.
A swoją drogą zwróćmy uwagę, że godłem państwowym, prócz flagi, bywają przeważnie drapieżniki: lwy, orły, czasem nawet dwugłowe. Szczególnie orły są okrutne, bo przed spożyciem nie zabijają ofiary.
Ale miałem pisać o człowieku wyzwolonym. Otóż nie jest łatwo wyobrazić sobie do jakiego raju on trafia. Przede wszystkim opuszcza kołowrót reinkarnacyjny. Pozbywa się chorób i innych cierpień fizycznych, bo przecież proces ewolucyjny na Ziemi jest oparty na łańcuchu pokarmowym (nie może to być zdarzeniem przypadkowym).
Trzeba uznać, jak już poprzednio pisałem, że przejawienie Ducha polega na przejściu od jedności ku mnogości. Duch objawia przy tym pseudo-mnogościowy, monadyczny stan Świadomości Kosmicznej oraz przysłaniającą tę Świadomość pramaterię-energię. Zaczyna się więc od Pierwotnej Dwójni. Człowiekowi ziemskiemu trudno jest pojąć tę pierwotność. Być może, jak już pisałem, nie wiąże się ona z pojęciem czasu, lecz z jakąś, nieznaną nam kolejnością zdarzeń.
Inną trudność dla intelektu stanowi pojęcie Świadomości Kosmicznej, a szczególnie jej monadyczne zagęszczanie, dzięki któremu są kreowane materialne formy na kolejnych etapach ewolucyjnego rozwoju materii. W rozwoju tym szczególne znaczenie ma pojawienie się życia. Jest to istotny krok na drodze wyzwolenia Monad z ograniczającego je związku z pramaterią-energią.
Tak więc poprzez materię nieożywioną, stan roślinny i zwierzęcy, dochodzimy w świecie fizycznym do poziomu zwierząt naczelnych. I tu zachodzi kolejne istotne zdarzenie, które umożliwia uwolnienie uwięzionych Monad. Najbardziej przygotowanemu gatunkowi ssaków, człowiekowi pierwotnemu, rzucono „koło ratunkowe” w postaci daru abstrakcyjnego myślenia. Spowodowało to rozwój języka artykułowanego, prowadzący do zdolności twórczych w strefie materii nieożywionej, w tym do rozwoju techniki. Najistotniejsze jest jednak poczucie tożsamości osobowej (ego). Jest to „indeks szkolny”, prowadzący do przebudzenia i wyzwolenia człowieka.
Chciałbym być w miarę wiarygodny. Nie posiadam wiedzy lub władzy paranormalnej. Doświadczyłem jednak stanu, który pozbawił mnie lęku, głównie przed śmiercią czy niebytem. Nie muszę wierzyć, po prostu wiem że „to tu” – to nie koniec. Poza tym jest coś, czego nie potrafię wyjaśnić. To chyba intuicja, właśnie. Jakby zmysł skierowany do wewnątrz. Pozwala on potwierdzić bądź odrzucić wytwory własnej wyobraźni, a także dostrzegać ograniczenia intelektu. Jest tak jakbym coś wiedział, ale bezpośrednio nie uczestniczył w tym.
Wiele wskazuje na to, że nasz ziemski cykl rozwoju dobiega końca. Widzimy eksplozję demograficzną i ograniczenia energetyczne w technice. Zagrożone są warunki ekologiczne. Słabnie także zachowawczy wpływ organizacji religijnych. Narasta polaryzacja ekonomiczna i związany z tym rabunkowy podział dóbr, który rodzi bunt społeczny na skalę światową. Nieustannie toczą się wojny, które zresztą były zawsze, ale dziś istnieje broń zagrażająca życiu na Ziemi. Jak cud wygląda, że broń masowej zagłady jeszcze nie dotarła do rąk terrorystów. Najwidoczniej na razie pomaga nam człowiek wyzwolony. Ale jakże można nas ratować skoro jesteśmy niedostępni, zbroimy nawet kosmos. Wygląda na to, że istnieje tylko jedna droga prowadząca do uniknięcia kapotażu – przebudzenie.
Widmo kapotażu dostrzegał też Adam Mickiewicz, kończąc swój patriotyczny poemat Reduta Ordona słowami:
Karząc plemię zwycięzców zbrodniami zatrute –
Bóg wysadzi tę Ziemię, jak on swą Redutę.
Myślę jednak, że z tą karą jest trochę nie tak. Mówi się wprawdzie, że gdy Bóg chce ukarać człowieka to odbiera mu rozum. Nie sądzę jednak, żeby Bóg karał swoje dzieło. To by było trochę tak, jakby karał sam siebie. To raczej człowiek sam się poucza, niezamierzenie przywołując skutki spowalniania swego procesu samopoznania. Niewiedza jest przyczyną zła i krzywdy.
Czy oznacza to, że człowiek wyzwolony posiada wszelką wiedzę? Otóż tak nie sądzę. Człowiek wyzwolony potrafi jedynie zaakceptować stan, w którym jego myśli, uczucia i emocje są postrzegane przez innych. Nie może niczego ukryć. On także postrzega je u innych. Ta cecha daje człowiekowi ziemskiemu przepustkę do czwartej gęstości monadycznej i otwiera drogę dalszego rozwoju. Nie od razu cechę tę osiąga się. Poprzedza ją „przebudzenie”. I tu znów powołam się na słowa wieszcza A. Mickiewicza w jego niedokończonym poemacie Widzenie:
Stały otworem ludzkich serc powoje,
patrzyłem w czaszki jak alchemik w słoje.
Widziałem jakie człek żądze zapalał,
jakie i kiedy myśli sobie nalał,
jakie lekarstwa, jakie trucizn wary
gotował skrycie.
Można by powiedzieć, że przebudzenie jest „narodzeniem” człowieka wyzwolonego. Człowiek przebudzony jest jego dzieckiem. Może przez pewien czas przebywać w świecie fizycznym, zanim przejdzie do czwartej gęstości monadycznej.
Właśnie przebudzenie pozwala uniknąć kapotażu lub pomniejszyć jego bolesne skutki. Przebudzenie może przebiegać lawinowo, na masową skalę, dzięki wspomnianemu już zjawisku synergii. Polega to, na znanym także w fizyce, zjawisku przemiany jakościowej po osiągnięciu pewnej „wartości krytycznej” zmian ilościowych. Ciekawe, że już w biblijnych czasach wiedziano o tym, gdy Jahwe obiecał powstrzymać zniszczenie miast Sodomy i Gomory, jeżeli znajdzie się tam dziesięciu sprawiedliwych.
Do przebudzenia prowadzi zjednoczenie religijne i polityczne. Łatwo powiedzieć, ale jak tego dokonać, żeby nie popaść w orwellowskie jarzmo zniewolenia? Otóż zjednoczenie to musi być poprzedzone istotnymi zmianami w psychice człowieka ziemskiego (ową jungowską zmianą dominacji archetypowej w nieświadomości zbiorowej). Chodzi o osiągnięcie takiej postawy człowieka ziemskiego, aby zniewolenie i wojny były niemożliwe. Na przykład mogłaby to spowodować wiara, że Królestwo Boże w nas jest (a nie wśród nas jest, jak podają, manipulowane przez człowieka wyzwolonego, ewangelie eucharystyczne).
Tak więc, zbliżamy się do człowieka wyzwolonego. Funkcjonuje on w strefach czwartego, piątego i wyższych stopni zagęszczenia monadycznego, zbliżając się w swoim rozwoju do poziomu Człowieka Uniwersalnego. Ma jednak władzę twórczą nie tylko nad materią nieożywioną, ale także nad różnymi przejawami życia, w tym nad człowiekiem ziemskim. Jest dobrze zorganizowany i ma olbrzymie możliwości twórcze. Tak jak człowiek ziemski tworzy w materii nieożywionej – człowiek wyzwolony ma ponadto nieograniczone możliwości tworzenia organizmów żywych. Niedawno oglądałem atlas zoologiczny zachwycając się fascynującym pięknem zwierząt, które absolutnie nie może być związane wyłącznie z funkcjonowaniem ich organizmów. Opis twórczości artystycznej człowieka wyzwolonego można odnaleźć w wielu dziełach ludzi jasnowidzących lub przebudzonych, jak Robert Monroe, Bo-Yin-Ra, C.W. Leadbeater, D. Melchizedek i wielu innych. Ten obszar twórczości w ezoteryce przypisuje się tym osobom wyzwolonym, które działają w strefie Arymana.
„Opieka” nad człowiekiem ziemskim, według tychże źródeł, jest przypisywana osobom działającym w strefie Lucyfera.
Tu należałoby podkreślić, że człowiek ziemski jest ostatnim ogniwem monadycznym związanym z materią fizyczną. Jego „szlif reinkarnacyjny” musi być szczególnie staranny. Do tego celu człowiek wyzwolony posługuje się energią egregoryczną zawartą w aurze ziemskiej, wykorzystując autonomiczne obiekty psychiczne, pochodzące z „odrzutów archetypowych”, dokonywanych przez jungowskiego „cenzora” człowieka ziemskiego. Pamiętajmy, że energia jest martwa. Posiada bogatą strukturę wewnętrzną, ale nie ma zdolności twórczej i decyzyjnej. Jest przekazywana człowiekowi ziemskiemu w postaci charyzmy przez Człowieka Uniwersalnego, a także, ze strefy lucyferycznej, przez człowieka wyzwolonego.
Człowiek ze strefy lucyferycznej dokonuje manipulacji genetycznej nad człowiekiem ziemskim. Sam się raczej nie inkarnuje, lecz wybrane osoby zasila rozwiniętym intelektem, redukując (pomniejszając) przy tym w nich rezonans uczuć wyższych. Ciekawy schemat tych manipulacji przytaczają Stwórcy Skrzydeł, patrz: Wywiad z Jamesem dla Projektu Camelot (www.wingmakers.pl ; Nowe na stronie). A oto ów schemat:
„Więzienie” ograniczające umysł człowieka ziemskiego
IUS – Struktura Wszechświata Międzywymiarowego (Interdimensional Universe Structure).
GSSC – Kompleks Bóg-Duch-Dusza (God-Spirit-Soul Complex).
DSIND – Dystrakcja Siecią Implantu Stresu przed Śmiercią (Death Stress Implant Network).
PDS – System Aktywności Pośmiertnej (Post-Death System).
W dalszym ciągu piszę o człowieku wyzwolonym, należącym do strefy lucyferycznej. W normalnych warunkach dba o utrzymanie narzuconego przez niego porządku społecznego. Władze religijne kontroluje przez manipulację dogmatami, a władzę polityczną sprawuje głównie przez zmanipulowane przez niego „ugrupowania spiskowe”.
Sytuacja ta ulega zmianie, gdy nadchodzi okres przegrupowań kosmologicznych. Człowiek wyzwolony może wtedy uznać swoją rolę za wypełnioną, ale w społeczeństwach ziemskich pozostają zmanipulowani przez niego ludzie. Usiłują oni za wszelką cenę utrzymać stan istniejący. Jesteśmy świadkami narastających napięć między społeczną postawą zachowawczą – a postawą postępową. Od rozwiązania tych napięć zależy, czy uda się nam dokonać przebudzenia na skalę społeczną przed nastąpieniem niekontrolowanych kataklizmów.
Trzeba zauważyć, że pierwsze zmiany w tym zakresie już są rozpoczęte, a nawet zaawansowane. Może będziemy mogli włączyć się do nich.
Marian Wasilewski.