Wyspa La Isla de la Munecas jest jedną z najmroczniejszych atrakcji turystycznych w Meksyku. W języku hiszpańskim oznacza Wyspę Lalek, dlatego każdy kto po raz pierwszy słyszy jej nazwę spodziewa się pieknej i słodkiej krainy pozostawiającej po sobie trwałe, cudowne wrażenie. Rzeczywiście wyspa ta wywiera na zwiedzających ogromne wrażenie i nie pozwala o sobie zapomnieć, ale powody ku temu są zgoła inne.
Z dala od zespołów mariachi oraz zgiełku kolorowych miast, na malutkiej wyspie jeziora Teshuilo, w każdej minucie odbywa się makabryczne widowisko. W dzień łagodna aztecka bryza kołysze zniszczonymi korpusami tysięcy dziecięcych lalek uwieszonych drzew i gałęzi. Natomiast w nocy - jak twierdzą okoliczni mieszkańcy - lalki są ożywiane przez duchy, sprowadzając nieostrożnych ku wodnym grobowcom.
Pod koniec roku 1950 Don Julian Santana Barrera zdecydował się na życie pustelnika porzucając żonę i rodzinę. Na miejsce swej samotni wybrał niewielką wyspę. Nieliczni mieszkańcy, pamiętający Don Julian'a mówią, że był on dobrym oraz mądrym gospodarzem, żyjącym ze sprzedaży własnych produktów rolnych. Co więc sprawiło, że porzucił on dotychczasowe życie i zamieszkał na odludziu? Don Julian Santan był bardzo religijną osobą, ale nie ustrzegło go to przed szponami alkoholizmu. Pijany chodził po gospodarstwach i żebrał o pieniądze, które trwonił w alkoholu. Sąsiedzi odwrócili się od niego, unikali go oraz traktowali oschle wypominając mu pijaństwo i zgorszenie. Don Juan nie mógł tego znieść i odciął się od ludzi osiedlając się na odległej wyspie.
Lecz i tutaj nie dane było mu zaznać samotności. Po kilku dniach zaczął słyszeć dziecięcy głos, który zdradził Don Julianowi swoją tajemnicę. Tajemnica ta zburzyła jego spokój i gnębiła go do końca jego dni. Niewiadomą jest co powiedziała mu zjawa, ale miejscowe legendy tłumaczą pochodzenie tego ducha.
Otóż wiele lat przed Don Julianem (zdarzenie to miało mieć miejsce około roku 1920) trzy dziewczynki bawiły się na wyspie. Zabawa skończyła się tragicznie dla jednej z nich - utonęła ona w mętnej wodzie jeziora w pobliżu niewielkiego molo. Sekretem jest w jaki sposób doszło do tego wypadku. Mieszkańcy twierdzili, że z niewiadomej przyczyna dusza dziewczynki została na wyspie. Przestraszeni, uznali wyspę za przekletą i nie zbliżali się do niej, w szczególności nocną porą - kiedy to usłyszeć można było tajemnicze głosy dochodzące z lądu.
Po przybyciu na wyspę Don Juliana, zjawa dziewczynki rozmawiała z nim i zdradziła mu sekret swojej śmierci. Miała poprosić go o przysługę: ofiarowanie jej lalek - nie tylko do zabawy, ale także by strzegły jej przed starożytnymi, złymi duchami, które błąkały się po tych prehistorycznych mokradłach (należy pamiętać, że wierzenia ludów Ameryki Środkowej są ściśle związane z lalkami). Don Julian usłuchał prośby dziewczynki i od tej pory zaczął zbierać lalki z okolicznych śmietników i ścieków, a także nabywał je za swoje owoce i warzywa. Wieść o jego "działalności" rozeszła się w okolicy i po pewnym czasie niektórzy mieszkańcy sami zaczęli przynosić mu stare lalki. Don Julian przybijał i przywiązywał okaleczone lalki - bez włosów, oczu i kończyn - do drzew oraz zbitych desek. Liczba lalek dostarczanych duchowi okazaływała się wciąż zbyt mała. Zjawa dziewczynki była jedynym stałym towarzyszem Don Juliana przez ponad pół wieku. On sam do końca swych dni zbierał lalki, a osteteczna ich liczba na wyspie przekracza tysiąc.
Don Julian Santana Barrera zmarł 17 kwietnia 2001 roku. Naturalnie jego śmierć jest również tajemnicza - utonął dokładnie w tym samym miejscu, w którym zginąć miała dziewczynka. Mieszkańcy wierzą, że duch Don Juliana dołączył do dziewczynki i teraz oboje mieszkają na wyspie. Wyspie, której strzegą makabryczne i upiorne lalki.
Rodzina mężczyzny postanowiła utrzymać wyspę w jak najlepszym stanie i udostępnić ją turystom - na których liczbę nie mogą narzekać. Wyspa Lalek stała się bowiem celem, do którego przybywają rzesze międzynarodowych poszukiwaczy mrocznych i tajemniczych miejsc. Ci, którzy ją odwiedzili przyznają, że pozostawia ona po sobie przygnębiające wrażenie. Wszystkim z nich zdawało się również, że w trakcie zwiedzania wzrok - posiadających "oczy" - lalek sunął za nimi dokądkolwiek skierowali swe kroki.