Zamek Czocha to z pewnością jedno z najbardziej niesamowitych miejsc w Polsce. Oprócz wielu interesujących historii, które miały miejsce na zamku na przestrzeni wieków, z pewnością najbardziej zagadkowym okresem dziejów zamku jest początek XX wieku, a w szczególności druga wojna światowa.
Cały rejon Dolnego Śląska jest wręcz przesycony niemieckimi tajemnicami (wrócę do nich w przyszłości), wystarczy tylko wspomnieć gigantyczny podziemny kompleks ”Riese”, tunele i sztolnie pod zamkiem Książ, relacje o produkcji systemu radarowego FREYA w podziemnej fabryce „Gemma Werke” w Lubaniu, zaginionym pociągu ze skarbami, który w kwietniu 1945 opuścił Wałbrzych kierując się w stronę Książa, ale zniknął bez śladu.
To raptem tylko kilka z niezliczonych zagadek dotyczących tego rejonu – wracając do Czochy, czy obiekt bez znaczenia militarnego odwiedzałby wielokrotnie Wernher von Braun w asyście licznych dygnitarzy partyjnych i naukowców? Czy fakt wydobywania uranu i ciężkiej wody w sztolniach w pobliskich Kowarach ma coś wspólnego z wizytami tego zapewne najbardziej znanego niemieckiego naukowca? Czy pogłoski o skarbach zgromadzonych na zamku, nadzorowanych przez ostatniego właściciela obiektu, Ernesta Gütschowa, a pochodzących ze splądrowanych przez Niemców polskich muzeów są prawdziwe? O roli samego zamku nie wiadomo praktycznie nic, brak jest jakichkolwiek wiarygodnych dokumentów – zostają więc domysły i poszlaki, często zupełnie absurdalne, a często pobudzające do myślenia.
Skupmy się więc na jednym, pozornie nieistotnym zdarzeniu, ale niewątpliwie pasującym aurą tajemniczości do miejsca, którego opisywane wydarzenie dotyczy.
Około 2005 roku jeden z poszukiwaczy skarbów i miłośników tajemnic prowadził skryte poszukiwania w lasach otaczających zamek. Pewnej nocy przeszukując tereny położone nieco na północ od zamku dokonał niezwykle interesującego i jednocześnie zagadkowego odkrycia. Jego wykrywacz metali zasygnalizował znajdujący się w ziemi metalowy obiekt – była to szczelnie zaplombowana metalowa puszka. Jej zawartość stanowiło około 200 maleńkich kryształków.
Na pierwszy rzut oka znalezisko takie nie sprawia imponującego wrażenia, ot niecała garść szklanych drobiazgów – ani to kamienie szlachetne, ani złoto, nie mówiąc już nawet o wieku, który z pewnością nie liczy sobie kilkuset lub kilku tysięcy lat.
Prawdziwa tajemnica jednak ukryta była wewnątrz kryształków. Pod dużym powiększeniem i odpowiednim ułożeniu badanego obiektu wobec ludzkiego oka dopiero można było dostrzec, że każdy z kryształków zawiera wewnątrz jedno lub więcej zdjęć – tematem fotografii były obiekty pochodzące zarówno z okolic Jeleniej Góry wraz z podpisami, jak również zupełnie niezwiązane z tym rejonem kraju. Głównie zdjęcia krajobrazowe Gór Stołowych, bez planów, map lub innych mniej lub bardziej tajnych informacji. Dodatkowo na wielu zdjęciach znajdowały się strzałki lub inne symbole niewiadomego przeznaczenia.
Pikanterii całej sprawie dodaje z pewnością fakt odnalezienia identycznych kryształków w oddalonym od zamku Czocha o niecałe 20 kilometrów Lubomierzu, jak również w oddalonym o ponad 150 kilometrów Kamieńcu Ząbkowickim.
Aby ujrzeć kryty w kryształku obraz, należy patrzeć na niego w kierunku wskazanym strzałką. Zaokrąglenie oznaczone jako „A” na rysunku pełni rolę soczewki, w punkcie "B" znajduje się mikrofilm o średnicy niecałego milimetra (mimo to mieszczący nawet kilka zdjęć). Do całości doklejony jest kawałek oznaczony "C", mający zapewne za zadanie ochronić mikrofilm przed zniszczeniem.
Dostrzeżenie czegokolwiek gołym okiem jest możliwe, ale jedynie w ogólnych zarysach. Aby poznać wszystkie szczegóły ukrytych zdjęć wraz z opisem i ewentualnymi dodatkowymi symbolami, konieczne jest zastosowanie nawet kilkusetkrotnego powiększenia. Ale to nie jedyna metoda na ujrzenie zdjęć ukrytych w kryształkach – można także przepuścić przez nie wiązkę światła tak, by rzucić obraz na ścianę. Dzięki temu mamy coś w rodzaju miniaturowego rzutnika obrazów, 70 lat temu!
Kto i po co wykonał tego typu kryształki? Istnieje wiele domysłów i teorii, ale jedna z nich wydaje się być dosyć dobrze oparta o wydarzenia mające miejsce w przeszłości. Otóż najprawdopodobniej podczas II wojny światowej na terenie zamku Czocha mieściła się jednostka zajmująca się szkoleniem szyfrantów.
Można więc przyjąć za dość sensowne wyjaśnienie, że na zamku szkolono nie tylko szyfrantów, ale również przyszłych szpiegów, a kryształki pełniły rolę szkoleniową lub były swego rodzaju demonstracją nowej na owe czasy technologii, jaką była mikrokropka (wyjaśnienie tego terminu na końcu).
Zasadniczy problem tej teorii polega na tym, że wyjaśnia jedną zagadkę, ale jednocześnie stawia nowe pytania, na które odpowiedź nie jest wcale taka oczywista. Po pierwsze, skąd szpiedzy na zamku, skoro nie ma żadnych materiałów, dowodów ani poszlak wskazujących na jakąkolwiek działalność szpiegowską Abwehry w obrębie zamku Czocha?
Po drugie kto i gdzie wykonał omawiane kryształki, skoro w czasach drugiej wojny światowej technologia mikrokropki była zaledwie w powijakach, a szczyt swojej popularności osiągnęła dopiero podczas największego natężenia akcji szpiegowskich podczas okresu Zimnej Wojny?
Po trzecie, jeśli rzeczywiście przeznaczeniem kryształków była rola szkoleniowa, dlaczego zawierają one zdjęcia z praktycznie całej Europy, a najczęściej fotografowaną miejscowością było Bad Wildungen, w którym zmarł w 1946 ostatni właściciel Czochy, kojarzony z wywiezieniem z zamku ukrytych w nim skarbów, Ernest Gütschow?
Po czwarte, co mają oznaczać różnego rodzaju symbole, znajdujące się wyłącznie na zdjęciach obiektów leżących w bezpośrednim pobliżu zamku oraz Gór Sowich? Czy mogą być to zaszyfrowane wskazówki ukrycia tajnych materiałów, bądź skarbów w oparciu o charakterystyczne obiekty terenowe Dolnego Śląska?
Na te pytania nie ma odpowiedzi, jak zresztą na większość zadawanych w związku z rolą zamku Czocha podczas drugiej wojny światowej. Jedno jest pewne, Dolny Śląsk był jednym z najbardziej tajemniczych rejonów w Europie podczas wojennej zawieruchy, a zamek Czocha stanowił jeden z kluczowych punktów na ściśle tajnych mapach Dolnego Śląska, które sporządzili Niemcy.
Za Wikipedią:
Mikrokropka, Mikropunkt lub Mikrat – jest to punkt o średnicy 1 mm wykonany przez specjalne urządzenie będące połączeniem aparatu fotograficznego i mikroskopu, zawierający zminiaturyzowane dane tekstowe lub fotografie i szczegółowe rysunki techniczne. Skala miniaturyzacji wynosi ok. 1:300, oznacza to możliwość pomniejszenia kartki formatu A4 zawierającej np. tekst do wielkości pojedynczej kropki znajdującej się w tekście pisanego czcionką normalnej wielkości listu.
Metoda wykonywania mikrokropek zalicza się do technik steganograficznych, dlatego też od początku jej powstania wykorzystywana była przez służby wywiadowcze różnych państw. Pierwsze próby miniaturyzowania przesyłanych informacji za pomocą mikrofotografii podjęto w 1871 r. podczas wojny francusko-pruskiej, kiedy to przesyłano raporty do oblężonego przez Niemców Paryża w postaci prostokątów o wymiarach 3 cm × 4 cm. Udoskonalenia tej techniki dokonał wywiad niemiecki Abwehra na początku lat 40. XX wieku. Przy pomocy firm z branży fototechnicznej i chemicznej np. Agfa, zatrudniony w IG Farben Heinrich Beck uzyskał mikrokropkę wielkością porównywalną do uzyskiwanej na zwykłej maszynie do pisania.
Ówczesny dyrektor FBI, John Edgar Hoover określił ten wynalazek jako "arcydzieło obcego wywiadu", gdyż dawał on duże możliwości w przesyłaniu dużych ilości informacji w sposób trudny do wykrycia - mikrokropkę można było umieścić pod znaczkiem pocztowym, banderolą paczki papierosów lub w rozciętym żyletką rogu kartki pocztowej lub w dowolnie innym wybranym miejscu np. w tekście korespondencji jako kropka kończąca zdanie. Niemieccy szpiedzy w czasie II wojny światowej wysyłali w ten sposób informacje dotyczące umocnień, ruchów i ilości wojsk aliantów.
Współcześnie technika mikrokropek (wykonywanych w tysiącach sztuk w technice grawerowania laserowego) jest wykorzystywana także komercyjnie np. do zabezpieczania żetonów w kasynach przed podrabianiem, znakowania samochodów lub cennych przedmiotów.
Źródła:
Cały rejon Dolnego Śląska jest wręcz przesycony niemieckimi tajemnicami (wrócę do nich w przyszłości), wystarczy tylko wspomnieć gigantyczny podziemny kompleks ”Riese”, tunele i sztolnie pod zamkiem Książ, relacje o produkcji systemu radarowego FREYA w podziemnej fabryce „Gemma Werke” w Lubaniu, zaginionym pociągu ze skarbami, który w kwietniu 1945 opuścił Wałbrzych kierując się w stronę Książa, ale zniknął bez śladu.
To raptem tylko kilka z niezliczonych zagadek dotyczących tego rejonu – wracając do Czochy, czy obiekt bez znaczenia militarnego odwiedzałby wielokrotnie Wernher von Braun w asyście licznych dygnitarzy partyjnych i naukowców? Czy fakt wydobywania uranu i ciężkiej wody w sztolniach w pobliskich Kowarach ma coś wspólnego z wizytami tego zapewne najbardziej znanego niemieckiego naukowca? Czy pogłoski o skarbach zgromadzonych na zamku, nadzorowanych przez ostatniego właściciela obiektu, Ernesta Gütschowa, a pochodzących ze splądrowanych przez Niemców polskich muzeów są prawdziwe? O roli samego zamku nie wiadomo praktycznie nic, brak jest jakichkolwiek wiarygodnych dokumentów – zostają więc domysły i poszlaki, często zupełnie absurdalne, a często pobudzające do myślenia.
Skupmy się więc na jednym, pozornie nieistotnym zdarzeniu, ale niewątpliwie pasującym aurą tajemniczości do miejsca, którego opisywane wydarzenie dotyczy.
Zamek Czocha (źródło: Wikipedia)
Około 2005 roku jeden z poszukiwaczy skarbów i miłośników tajemnic prowadził skryte poszukiwania w lasach otaczających zamek. Pewnej nocy przeszukując tereny położone nieco na północ od zamku dokonał niezwykle interesującego i jednocześnie zagadkowego odkrycia. Jego wykrywacz metali zasygnalizował znajdujący się w ziemi metalowy obiekt – była to szczelnie zaplombowana metalowa puszka. Jej zawartość stanowiło około 200 maleńkich kryształków.
Kryształki znalezione na zamku Czocha (źródło: nieznane)
Na pierwszy rzut oka znalezisko takie nie sprawia imponującego wrażenia, ot niecała garść szklanych drobiazgów – ani to kamienie szlachetne, ani złoto, nie mówiąc już nawet o wieku, który z pewnością nie liczy sobie kilkuset lub kilku tysięcy lat.
Prawdziwa tajemnica jednak ukryta była wewnątrz kryształków. Pod dużym powiększeniem i odpowiednim ułożeniu badanego obiektu wobec ludzkiego oka dopiero można było dostrzec, że każdy z kryształków zawiera wewnątrz jedno lub więcej zdjęć – tematem fotografii były obiekty pochodzące zarówno z okolic Jeleniej Góry wraz z podpisami, jak również zupełnie niezwiązane z tym rejonem kraju. Głównie zdjęcia krajobrazowe Gór Stołowych, bez planów, map lub innych mniej lub bardziej tajnych informacji. Dodatkowo na wielu zdjęciach znajdowały się strzałki lub inne symbole niewiadomego przeznaczenia.
Pikanterii całej sprawie dodaje z pewnością fakt odnalezienia identycznych kryształków w oddalonym od zamku Czocha o niecałe 20 kilometrów Lubomierzu, jak również w oddalonym o ponad 150 kilometrów Kamieńcu Ząbkowickim.
Porównanie rzeczywistych rozmiarów kryształków (źródło: nieznane)
Pojedynczy kryształek ma około sześciu milimetrów długości i jeden milimetr średnicy, ma kształt walca zaokrąglonego z jednego końca i przeciętego mniej więcej na 1 milimetr od końca.
Szkic budowy pojedynczego kryształka.
Aby ujrzeć kryty w kryształku obraz, należy patrzeć na niego w kierunku wskazanym strzałką. Zaokrąglenie oznaczone jako „A” na rysunku pełni rolę soczewki, w punkcie "B" znajduje się mikrofilm o średnicy niecałego milimetra (mimo to mieszczący nawet kilka zdjęć). Do całości doklejony jest kawałek oznaczony "C", mający zapewne za zadanie ochronić mikrofilm przed zniszczeniem.
Dostrzeżenie czegokolwiek gołym okiem jest możliwe, ale jedynie w ogólnych zarysach. Aby poznać wszystkie szczegóły ukrytych zdjęć wraz z opisem i ewentualnymi dodatkowymi symbolami, konieczne jest zastosowanie nawet kilkusetkrotnego powiększenia. Ale to nie jedyna metoda na ujrzenie zdjęć ukrytych w kryształkach – można także przepuścić przez nie wiązkę światła tak, by rzucić obraz na ścianę. Dzięki temu mamy coś w rodzaju miniaturowego rzutnika obrazów, 70 lat temu!
Zdjęcia ukryte w kryształku (źródło: odkrywcy.pl)
Kto i po co wykonał tego typu kryształki? Istnieje wiele domysłów i teorii, ale jedna z nich wydaje się być dosyć dobrze oparta o wydarzenia mające miejsce w przeszłości. Otóż najprawdopodobniej podczas II wojny światowej na terenie zamku Czocha mieściła się jednostka zajmująca się szkoleniem szyfrantów.
Można więc przyjąć za dość sensowne wyjaśnienie, że na zamku szkolono nie tylko szyfrantów, ale również przyszłych szpiegów, a kryształki pełniły rolę szkoleniową lub były swego rodzaju demonstracją nowej na owe czasy technologii, jaką była mikrokropka (wyjaśnienie tego terminu na końcu).
Zasadniczy problem tej teorii polega na tym, że wyjaśnia jedną zagadkę, ale jednocześnie stawia nowe pytania, na które odpowiedź nie jest wcale taka oczywista. Po pierwsze, skąd szpiedzy na zamku, skoro nie ma żadnych materiałów, dowodów ani poszlak wskazujących na jakąkolwiek działalność szpiegowską Abwehry w obrębie zamku Czocha?
Po drugie kto i gdzie wykonał omawiane kryształki, skoro w czasach drugiej wojny światowej technologia mikrokropki była zaledwie w powijakach, a szczyt swojej popularności osiągnęła dopiero podczas największego natężenia akcji szpiegowskich podczas okresu Zimnej Wojny?
Po trzecie, jeśli rzeczywiście przeznaczeniem kryształków była rola szkoleniowa, dlaczego zawierają one zdjęcia z praktycznie całej Europy, a najczęściej fotografowaną miejscowością było Bad Wildungen, w którym zmarł w 1946 ostatni właściciel Czochy, kojarzony z wywiezieniem z zamku ukrytych w nim skarbów, Ernest Gütschow?
Po czwarte, co mają oznaczać różnego rodzaju symbole, znajdujące się wyłącznie na zdjęciach obiektów leżących w bezpośrednim pobliżu zamku oraz Gór Sowich? Czy mogą być to zaszyfrowane wskazówki ukrycia tajnych materiałów, bądź skarbów w oparciu o charakterystyczne obiekty terenowe Dolnego Śląska?
Na te pytania nie ma odpowiedzi, jak zresztą na większość zadawanych w związku z rolą zamku Czocha podczas drugiej wojny światowej. Jedno jest pewne, Dolny Śląsk był jednym z najbardziej tajemniczych rejonów w Europie podczas wojennej zawieruchy, a zamek Czocha stanowił jeden z kluczowych punktów na ściśle tajnych mapach Dolnego Śląska, które sporządzili Niemcy.
Za Wikipedią:
Mikrokropka, Mikropunkt lub Mikrat – jest to punkt o średnicy 1 mm wykonany przez specjalne urządzenie będące połączeniem aparatu fotograficznego i mikroskopu, zawierający zminiaturyzowane dane tekstowe lub fotografie i szczegółowe rysunki techniczne. Skala miniaturyzacji wynosi ok. 1:300, oznacza to możliwość pomniejszenia kartki formatu A4 zawierającej np. tekst do wielkości pojedynczej kropki znajdującej się w tekście pisanego czcionką normalnej wielkości listu.
Metoda wykonywania mikrokropek zalicza się do technik steganograficznych, dlatego też od początku jej powstania wykorzystywana była przez służby wywiadowcze różnych państw. Pierwsze próby miniaturyzowania przesyłanych informacji za pomocą mikrofotografii podjęto w 1871 r. podczas wojny francusko-pruskiej, kiedy to przesyłano raporty do oblężonego przez Niemców Paryża w postaci prostokątów o wymiarach 3 cm × 4 cm. Udoskonalenia tej techniki dokonał wywiad niemiecki Abwehra na początku lat 40. XX wieku. Przy pomocy firm z branży fototechnicznej i chemicznej np. Agfa, zatrudniony w IG Farben Heinrich Beck uzyskał mikrokropkę wielkością porównywalną do uzyskiwanej na zwykłej maszynie do pisania.
Ówczesny dyrektor FBI, John Edgar Hoover określił ten wynalazek jako "arcydzieło obcego wywiadu", gdyż dawał on duże możliwości w przesyłaniu dużych ilości informacji w sposób trudny do wykrycia - mikrokropkę można było umieścić pod znaczkiem pocztowym, banderolą paczki papierosów lub w rozciętym żyletką rogu kartki pocztowej lub w dowolnie innym wybranym miejscu np. w tekście korespondencji jako kropka kończąca zdanie. Niemieccy szpiedzy w czasie II wojny światowej wysyłali w ten sposób informacje dotyczące umocnień, ruchów i ilości wojsk aliantów.
Współcześnie technika mikrokropek (wykonywanych w tysiącach sztuk w technice grawerowania laserowego) jest wykorzystywana także komercyjnie np. do zabezpieczania żetonów w kasynach przed podrabianiem, znakowania samochodów lub cennych przedmiotów.
Źródła:
- Janusz Skowroński, "Tajemnice zamku Czocha"
- Wikipedia
- Radosław Biczak, "Skarby Wojtka Stojaka"
- Internet