Skocz do zawartości


Informacje o poradniku

  • Dodany: 29.12.2013 - 13:47
  • Daty aktualizacji: 01.01.2014 - 18:34
  • Wyświetleń: 3908
  • Odnośnik do tematu na forum:
    http://www.paranormalne.pl/topic/36319-u-65-historia-prawdziwa/

    Podyskutuj o tym artykule na forum
 


* * * * *
0 Ocen

U-65 historia prawdziwa.

Posted by Zbeeanger dnia 29.12.2013 - 13:47
U-65 prawdziwa historia.

Marynarze z okrętów podwodnych nie są na ogół przesądni. Żyją razem zapakowani w stalowej rurze, są zbyt skoncentrowani na walce z ich
największym wrogiem… morzem, by martwić się zjawiskami paranormalnymi. Na pierwszy rzut oka, nie ma bardziej niechcianego miejsce dla ducha jak przebywanie w tak ograniczonym pomieszczeniu jakim jest łodź podwodna. Jednak czasami mają miejsce niewyjaśnione wypadki, których nie można łatwo wytłumaczyć- nie mniej niż te z serii dziwnych i tragicznych wydarzeń, które spotkały UB- 65 około 100 lat temu.

Dołączona grafika

Przez sześć miesięcy, Niemcy były zaangażowane w bezwzględną i nieograniczoną kampanię przeciwko żegludze handlowej, niezależnie od narodowości z wykorzystaniem okrętów podwodnych. UB- 65 został zwodowany w dniu 20 lipca 1917 roku. Mały okręt klasy UB-III o długości 55,52m i wyporności 639 ton, została oddana do eksploatacji zaledwie dwa miesiące później . Jej dowódcą wraz z dwoma oficerami i 31 marynarzami, był Kapitan Martin Schelle .

Dołączona grafika

UB-65 od początku był pechowym. Jeszcze w trakcie budowy w stoczni Vulcan w Hamburgu, ciężka belka spadła z wysokości, zabijając jednego robotnika i śmiertelnie raniąc drugiego. Następnie, podczas wstępnych prób silnikowych, opary tlenku węgla z uszkodzonego układu wydechowego wyciekły do maszynowni, kolejnych trzech ludzi zginęło. Podczas pierwszych prób morskich na Morzu Bałtyckim ,mężczyzna został zmieciony za burtę podczas złej pogody i przepadł w odmętach wody. Podczas jego pierwszego zanurzenia, spaliny po raz kolejny przedostały się do wnętrza okrętu, gdy wyłączono silniki diesla, dusząc prawie całą załogę .

Warunki panujące na okręcie były okropne. Smród paliwa, niemytych ciał, odór z zęz, cuchnąca i niehigieniczna toaleta, a przy złej pogodzie rozlewające się wiadra, napełnione wymiocinami żeglarzy cierpiących na morską chorobę. Od niezmienianej odzieży (nikt nigdy nie zmieniał jej na morzu), roznosił się ohydny fetor, a kombinezony i skórzane kurtki, stale zalewane przez fale załamujące się na niezabezpieczonym mostku, nie miały czasu wyschnąć podczas patrolu. Odór z ust był powszechny wśród załogi z powodu złej żywności i obawy przed korzystaniem z toalety za jej zieloną zasłoną. Niektórzy oficerowie używali pigułek opium, aby uniknąć wizyty w klozecie, który z trudem można nazwać wygódką. Aby odszukać U-bota będąc na brzegu, wystarczyło użyć własnego nosa.

Dołączona grafika

Tak więc, morale w podwodniaków nie zależało od wygód… absolutnie, opierało się na sukcesie odniesionym nad wrogiem, braterstwie marynarskim jak i na zaufaniu do Kapitana. Jeśli którykolwiek z tych trzech czynników zawiódł, nie można było oczekiwać od załogi by swoje obowiązki wykonywała skutecznie. Lecz koleżeństwo na UB-65 było prześladowane przez nieszczęścia od początku jej kariery, ale najgorsze chwile miały dopiero nadejść.

Wreszcie, gdy próby morskie dobiegły do końca, U-bot miał zostać pośpiesznie włączony do czynnej służby z pełnymi zapasami, olejem napędowym i wyposażeniem na każde warunki pogodowe. Podczas załadunku torped dla pojedynczej wyrzutni na rufie i poczwórnej na dziobie (gdzie były przechowywane torpedy),położono je na pokładzie, wtedy wydarzyła się tragedia .

Nikt nie wie zupełnie, co się stało i dlaczego. Podczas gdy pierwszy oficer (dowódca pierwszej wachty), nadzorował załadunek torped w części dziobowej, jedna z głowic przenoszonych do luku torpedowego nagle eksplodowała. On i czterech marynarzy zginęło na miejscu. Kilku innych członków załogi, ładujących skrzynie z prowiantem, zostało poważnie rannych. Najwyraźniej, jeden z niedoświadczonych marynarzy, zamontował detonator przedwcześnie a ważąca 1 tonę torpeda, wyswobodziła się z uchwytu dźwigu na którym była zamocowana, upadła przed szynami, po których miała się zsunąć w głąb okrętu gdzie byłaby następnie ulokowana i zabezpieczona.Jest jeszcze jedna możliwość, element magnetyczny w mechanizmie zapłonowym mógł aktywować się przypadkowo. Są mechanizmy zabezpieczające, które zapobiegają tego rodzaju wydarzeniom, ale wszystko co miało pójść nie tak, dokładnie poszło nie tak.

Kilka dni później, podczas gdy stoczniowcy pracowali przy naprawie uszkodzonej konstrukcji, marynarz zbiegł w dół z nadbudówki i pobiegł wzdłuż wąskiego przejścia do maleńkiej mesy.Tam trząsł się ze strachu krzycząc wściekle : "Eins Vee-Oh" (pierwszy oficer) on jest na pokładzie, kapitanie Tam widziałem go!!!"

Schelle próbował uspokoić przerażonego marynarza , który nadal utrzymywał, że to co widział było prawdziwe.W końcu Kapitan zgodził się wyjść na pokład, aby zobaczyć to coś na własne oczy.

Gdy był już na zewnątrz, znalazł zrównoważonego i solidnego człowieka jakim był Petersen chowającym się za kioskiem okrętu. Twarz Petersena była blada ze strachu co w pełni potwierdzało opowieść o jego tragicznie zmarłym pierwszym oficerze.Marynarz niechętnie spoglądając na twarz swojego Kapitana, kategorycznie stwierdził półgłosem, że pierwszy oficer żyje i właśnie wszedł po trapie i stanął na dziobie z założonymi rękami. Tak, teraz już go nie było, ale on tam rzeczywiście stał.

Podczas gdy jesienny chłód otaczał już okręt. W ogólnej atmosferze niepokoju, Petersen czekał swoją szansę i opuścił pechowy U-65. Dezercja była przestępstwem we Flocie Kaisera,karą jaka czekała śmiałka za ten czyn było pozbawianie wolności a w szczególnych wypadkach kara śmierci. Na okręcie zapanowała złowieszcza cisza miedzy marynarzami, w przedniej części pomieszczeń załogi i okryła ich jak zimna morska mgła.Nie można było uświadczyć uśmiechów i żartów tak bardzo związanych z marynarskim i braterskim stylem życia na okręcie, ale były ku temu powody.

Schelle musiał wiedzieć, że jeden z trzech istotnych czynników kształtujących morale załogi przepadł było to koleżeństwo. Ale wierzył w swoje zdolności przywódcze i sukces który odniesie w walce, co przywróci pełne morale wśród marynarzy na jego U-65. Odetchnął z ulgą, gdy po raz kolejny statek był gotowy do działań na morzu. W dniu 10 października 1917r. UB- 65 wypłynął z Bremerhaven na swój pierwszy dziewiczy patrol wojenny.

Wyznaczona trasa pierwszego patrolu, wiodła przez Kanał Kiloński, Kattegat i Skagerrak do obszaru Szetlandów, utrzymywano U-bota z dala od wiecznie czujnych brytyjskich okrętów podwodnych operujących na Morzu Północnym. Niestety, celów nie odnaleziono, okręt wracał z kompletem torped na pokładzie, a morale zamiast wzrosnąć, podupadło jeszcze bardziej.

Drugi patrol przebiegał przez niebezpieczną Cieśninę Dover do Bristolu i Kanałów św George'a,na tym szlaku załoga poczuła zew krwi. Szwedzki bark uległ pod ostrzałem z działa,a torpedy zatopiły HMS Arbutus i dwa parowce, jeden brytyjskich i jeden norweski.

Marynarze z UB- 65 odzyskali morale zgodnie z oczekiwaniami Kapitana, choć starsi stażem matrosi, którzy byli na łodzi od początku, nadal byli bardzo nerwowi. Ich niepokój najwyraźniej osiągnął punkt kulminacyjny w mroźny wieczór 21 stycznia (daty w tym okresie są niepewne), gdy okręt podwodny był na powierzchni 15 mil na południe od Portland Bill w trudnych warunkach pogodowych. Wachtowy obserwujący prawy sektor na drodze okrętu nagle zauważył postać na drewnianym pokładzie, blisko wieży dowodzenia. Zawołał, myśląc, że towarzysz wypadnie do morza podczas takiej pogody, ale kiedy postać odwróciła się twarzą do niego... już wiedział że martwy pierwszy oficer wciąż jest na pokładzie.

Mężczyzna odskoczył z okrzykiem przerażenia. Krzycząc na dół, wezwał Kapitana by wyszedł na pokład i sam zobaczył zjawę, ale ta zniknęła gdy rozbryzgująca fala, przelała się przez okręt.

Teraz już każdy członek wacht obserwacyjnych bał się podczas pełnienia służb nocnych, gdy okręt płynął w wynurzeniu aby naładować swoje baterie. Wachty na mostku od tej pory były bardzo nieefektywne. Niemniej jednak,Kapitan Schelle zatopił lub uszkodził pięć innych statków między lutym a majem 1918 roku.

Tymczasem, niepokojące incydenty nadal były plagą na nieszczęśliwym U-bocie.Podczas kolejnego patrolu, członek obsady torped, krzyczał przerażony, że martwy oficer nawiedza go, wyskoczył za burtę i zniknął. Działowego zmyło z pokładu i utonął po chwili. Następnie w Dover Straits, okręt znajdował się pod obstrzałem bomb głębinowych, podczas wybuchu jednej z nich sternik uderzył głową w gródź przy stanowisku centralnym, wskutek odniesionych obrażeń zmarł. W lutym bomba zabiła jednego oficera podczas nalotu na port gdy wracał na okręt. Członkowie załogi nieśli ciało swojego kolegi na pokład w ponurym milczeniu.

Schelle utrzymywał aurę powściągliwego sceptycyzmu, ale w rzeczywistości był niejednokrotnie ogromnie poruszony doświadczeniami jakie spotkały na U-65.

Rozbieżności w różnych pomiarach czasu, daty i pozycjach prowadzonych na okręcie były tak wielkie że ciężko było coś ustalić i powiązać,stwierdzono podczas dochodzenia prowadzonego (z w.w. powodów) przez słynnego niemieckiego psychologa Profesora Hechta.

Faktem jest, że UB- 65 zyskał złą reputację, nic z niej nie tracąc,takie opowieści krążyły wśród pracowników portowych. Nie jest wykluczone, że brytyjscy agenci maczali ręce w szerzeniu tych historii. Chociaż nie ma dowodów, aby uzasadnić taką możliwość, wszelkiego rodzaju pogłoski były stale podsycane przez obie strony w eskalacji wojny nerwów. Nawet znany brytyjski autor Sir Arthur Quiller Couch napisał szeroko opublikowane opowiadanie, " The Lusitania Waits ", w którym upiorne postacie utopionych pasażerów czepiają się kadłuba winnego U-bota.

Niemniej jednak może się wydawać że Führer der U- Boote Flandern(dowódca Floty Okrętów podwodnych), Korvettenkapitan Bartenbach, trzeźwo myślący człowiek, który z pewnością nie wierzy w duchy, postanowił, w świetle zeznań składanych pod przysięgą przez ludzi z dobrym charakterem,że zawiesi chwilowo dochodzenie dotyczące nieścisłości na UB-65, prawdopodobnie do miesiąca czerwca 1918r. Większość załogi została przeniesiona i zastąpiona, ale Kapitan Schelle pozostał na stanowisku dowodzącego feralnym okrętem.

W tym samym czasie ,pastor luterański przyjął zaproszenie by egzorcyzmować diabelski wpływ rozciągający się nad okrętem podwodną.Gwoli ścisłości... jego usługi zawiodły.

U-Boot popłynął na zachód od Helgoland na jego szósty i ostatni patrol wojenny w dniu 2 lipca 1918 roku. To tu ta zaskakująca tajemnica duch czy nie duch się rozpoczyna.

Tylko jedno zdarzenie może wyjaśnić, dlaczego Schelle i jego załoga nie wróciła do ojczyzny. Zdarzenie miało miejsce 15 mil na południe od Fastnet Rock (Irlandia), późnym popołudniem w dniu 10 lipca.

Amerykański okręt podwodny L-2 (znany w alianckich flocie jako AL-2, aby odróżnić go od brytyjskich okrętów klasy L) odbywał patrol po powierzchni morza, gdy jego oficer wachtowy zauważył coś, co wyglądało jak boja, oddalone mile lub dwie od ich pozycji. Dowódca okrętu podwodnego, porucznik Foster, wydał rozkaz zmiany kursu w celu zbadania znaleziska, ale nie upłynęło pięć minut, kiedy jego okrętem potrząsnęło od potężnej eksplozji. Wysoki słup wody wystrzelił około 80 jardów od dziobu. Kiedy opadł, AL-2 zobaczył sześciostopowy peryskop około 30 metrów poza miejscem w którym przed chwilą był słup wody. Foster dał rozkaz natychmiastowego zanurzenia i manewrowania na "barana", w kierunku widzianego peryskopu który mógł być niemieckim U-Bootem. To był niebezpieczny i desperacki manewr, ale był zbyt blisko na oddanie wystrzału z torpedy. Podczas zanurzenia słyszał odgłos wydawany przez śrubę, pracującą na wysokich obrotach.

Po kilku minutach, marynarz obsługujący C-tube (wczesny sonar) zgłosił nie jeden, ale dwa okręty w pobliżu, jeden szybki i bardzo blisko, drugi powolny znacznie oddalony od okrętu. Jakieś dwadzieścia minut później,szybszy kontakt zamilkł a odgłos śruby nie był już słyszany. Po następnych dwudziestu minutach to co wydawało się być innym okrętem podwodnym przestało być słyszane (obecność, której nie można wyjaśnić w powojennej analizie niemieckich operacji),a radio-operator odebrał przekaz nadawany kodem Morse ...kreska... kreska... kreska... kropka... "OE", nie reprezentujący żadnej znanej wiadomości, nadawanych tą drogą.

Foster stwierdził, że szybszy U-Boot zatonął po tym jak walczył o utrzymanie się na powierzchni po zaobserwowanym przez jego załogę wybuchu; okręt podwodny nie mógł wyszasować głównego balastu i wynurzyć się na powierzchnię z powodu obecności amerykańskiej AL-2. Tak napisał w zgłoszonym raporcie, po powrocie do bazy Bantry Bay (Irlandia).

Tam personel nasłuchowy powiedział mu, że dwa Uboty wymienił wiadomości radiowe, na godzinę przed spotkaniem z udziałem jego okrętu podwodnego,dodał jeszcze że około północy w dniu 10 lipca, prawdopodobnie niezatopiony Ubot nadał sygnał, w którym przypuszczalnie informował o zatonięciu bliźniaczego okrętu. To wszystko nie trzymało się kupy, jednak niemiecki i francuski nasłuch radiowy przechwytuje te wiadomości pozytywnie przypisując ten sygnał do U-92, który został uszkodzony i ma kłopoty, ale był z dala od miejsca zdarzenia. Żaden zapis nie ujawnił żadnych wiadomości z UB-65 po 4 lipca, kiedy Schelle poinformował, że okręt podwodny wroga (HMS G-6) wystrzelił dwie torpedy w jego kierunku które chybiły i ominęły jego okręt. Żadne inne U-Booty nie zostały również wysłane w teren działania UB-65, a nie było nigdzie w pobliżu żadnej straty po stronie alianckiej odnotowanej na tej pozycji. Co za tem mógł oznaczać tajemniczy sygnał "OE" nadany Morsem?

Istnieje wielka możliwość a raczej jest to pewne , że drugi "wolniejszy" kontakt usłyszany przez AL-2 nie należał do łodzi podwodnej(klasyfikacja wg podwodnych dźwięków stała na prymitywnym poziomie w tych czasach), a informacja przesłana Morsem,która nie jest uznana za wytwór wyobraźni, i możliwa jest wersja, że rzeczywiście przyszła prawdopodobnie z okrętu UB-65 znajdującego się pod wodą,na około 100 metrach, jak wskazują mapy głębokość dla tego obszaru. Okręt mogłby przez pewien okres czasu wytrzymać w tych warunkach, zanim zostałby zalany. Standardowa głębokość zanurzenia dla Ubotów z okresu I W.Ś. to 60 metrów, ale liczba ta zawiera duży margines bezpieczeństwa. Jest całkiem możliwe że pozostało kilku ocalałych po wybuchu, pomimo że nie mogli żyć długo przy wodzie szybko zalewającej pomieszczenia okrętu jak i wysokim ciśnieniu niszczącym kadłub spoczywającego na dnie U-65.

Co do wiadomości, zgłoszonych przez AL-2 na temat "wolniejszego" kontaktu jest on wątpliwy, ze względu na fakt raczkującej techniki nasłuchu podwodnego i obarczony wielką możliwością popełnienia pomyłki przez operatora. To, czy sygnał"OE" było uznawane za połączenie, nie może teraz niestety zostać potwierdzone.

Jaka była ewentualna przyczyna wybuchu? Można się domyślać że to jedna z torped zamontowanych na U-65. W tym miejscu, na południe od Irlandii,nie było pól minowych. Mając na uwadze, wypadek, który wywołał cały łańcuch niesamowitych i pechowych wydarzeń, sprawcą eksplozji mógł być, dość wrażliwy magnetyczny aparat zapłonowy, wadliwie funkcjonujący w jednej z torped podczas opuszczania wyrzutni. Nie wydaje się by ten sam efekt był spowodowany wewnętrznym wybuchem wodoru wydzielającego się z baterii. Kolejna propozycja która może być całkiem realna, to awaria napędu torpedy podczas wystrzelenia i trafienie własnego okrętu po zatoczeniu koła. Z wszystkich możliwości ta pierwsza jest najbardziej wiarygodna.

Jaka była przyczyna zatonięcia nawiedzonego U-65 pozostaje tajemnicą, ale weterani U-Bootów z I wojny światowej, mieli swoją teorię. Wielu było przekonanych, że UB- 65 poszedł na dno przez oficera, który został wykreślony dawno temu z kartotek Floty niemieckiej. Jego duch pozostał na okręcie i był skazany na tułaczkę w ciemnych wodach podwodnego świata,w wyniku tragedii która zakończyła jego młode życie, zanim wypłyną na kolejny patrol.

Dołączona grafika

Wszystkie postaci są prawdziwe zgodne z zapisem historycznym.
Tłumaczenie Zbeeanger na podstawie Link.


P.S.

Pamiętajmy o fakcie że jest to historia prawdziwa oparta na prawdziwych wydarzeniach, zawarta na stronach profesjonalnego pisma U.S. Naval Insitute szanowanej instytucji wojskowej. Póki co to oni dysponują najnowocześniejszą technologią na świecie w tym musicie mi przyznać rację i mają bezpośrednio z nią do czynienia bo dostają najwięcej funduszy.

Ale do rzeczy ludzie którym przyszło pływać w takich warunkach i stanowili zgrany kolektyw byli jednym z najlepszych specjalistów w armii niemieckiej. To nie byli zwykli piechurzy od strzelania, pływali na najnowocześniejszych jak na tamte czasy jednostkach morskich potrafiących się zanurzać i siać spustoszenie. Pływanie na jednostkach podwodnych w tamtym pionierskim okresie, gdzie po mimo sporych rozmiarów jak na tamte czasy, byly one łupinkami w oceanie, bez wygód bez wygód i udogodnień ale wymagającej od załogi posługiwania się, najbardziej zaawansowanym sprzętem technicznym pływającym pod wodą, więc głupców nie przyjmowali do załogi.

Obsługa łodzi do lekkich nie należała, wiele nowoczesnego sprzętu, od dziobu do rufy o skomplikowanym działaniu. Na dodatek podłe warunki, ciężka praca fizyczna i psychiczna. Zdolności jakie musiał mieć członek załogi, był powyżej przeciętnej jak na ówczesny okres. Człowiek silnie odporny psychicznie, na ogromnie stresujące warunki służby, a zarazem koleżeński i dobrze wykonujący swoje zadanie.

Usprawiedliwiam morderców spytacie... może i tak bo każdy nawet jak popełniał złe czyny był człowiekiem i zasługuje na ludzkie przebaczenie swoich win. Nawet wtedy, gdy nie żałuje za swoje złe uczynki, bo przykładał rękę do zatapiania, innych statków. Może wtedy, nasze wybaczenie pokazuje, że oni też byli ludźmi.Wiemy że walczyli po przeciwnych stronach, ale co niektórzy kombatanci bitew potrafili się spotkać po latach i wybaczyć sobie nawzajem.

Zmierzam do tego że marynarze okrętów podwodnych byli kwiatem technicznej młodzieży, zdolnej, wyszkolonej i zdrowej. Więc ich opowieści można uznać za prawdziwe lub jak kto woli prawdopodobne, bo jak to marynarze...:) lubią podkolorować swoje opowieści jak i pofantazjować.

Czy tak było w tym przypadku?
Każdy sam wybierze sobie wersję jaka mu pasuje najbardziej, choć fakty są dosyć mroczne i ponure wiele zgonów i nieszczęśliwych wypadków... pech ?

Pozdrawiam Z.
  • 0