,,Każdy, kto spogląda w niebo i podziwia jego piękno, jest astronomem" - powiedział kiedyś David Levy, kanadyjski astronom amator i popularyzator nauki (najbardziej znany jako współodkrywca komety Shoemaker-Levy 9, która w 1994 r. zderzyła się z Jowiszem). Zazwyczaj obserwacji nieba dokonujemy nocą. Podnosimy wtedy głowę i podziwiamy całe jego piękno. ,,Pani noc" ukazuje nam całą swą tajemnicę, swą naturę, swe ,,dzieci", Gwiazdy. Czym zatem jest noc?
Na pytanie ,,Co to jest noc?" inaczej odpowie żeglarz, astronom, zwykły Kowalski czy mieszkaniec układu Alfa Centauri. Sprawa pozornie wydaje się prosta: noc zapada, kiedy zajdzie Słońce, a więc znajdziemy się w obszarze cienia, który pokrywa połowę ziemskiego globu, zwróconą w przeciwnym kierunku niż nasza dzienna gwiazda. Problem w tym, że Słońce nie jest punktem. Jego tarcza na niebie ma rozmiar około pół stopnia kątowego. To oznacza, że nie ma ostrego przejścia między dniem i nocą, bo tarcza słoneczna znika stopniowo. Co więcej, atmosfera ugina promienie słoneczne i oświetlają one powierzchnię jeszcze długo po tym, gdy Słońce w całości znajdzie się za linią horyzontu.
Noc dla astronomów
Astronomowie czekają, aż środek tarczy słonecznej zawędruje 18 stopni poniżej horyzontu. To jest dopiero początek prawdziwej czarnej nocy bez zabłąkanych w atmosferze promieni słonecznych. Latem w Polsce nie ma takich astronomicznych nocy, np. z perspektywy Warszawy w dniu przesilenia Słońce chowa się maksymalnie ok. 14 stopni pod linią horyzontu. Nigdy nie robi się naprawdę ciemno, północne niebo cały czas jest jasne, zmierzch przechodzi bezpośrednio w świt. Jednak oczywiście nic nie przeszkadza, by w te noce, które tak naprawdę nie są nocami, obserwować gwiazdy. Widać je, choć nie tak dobrze jak zimą. Prawdę powiedziawszy, powinniśmy się dziwić, że w ogóle jest noc.
Gdyby wszechświat był nieskończony i wieczny, jak kiedyś sądzono, to gdziekolwiek byśmy skierowali wzrok, napotkalibyśmy światło jakiejś gwiazdy i to nie jednej, ale wielu. Ich łączny blask powinien zamienić nieboskłon w podświetlony klosz - byłoby równie jasno dniem i nocą.
Noc dla astrofizyków
O ,,wiekach ciemnych" Wszechświata, a także o pierwszych gwiazdach wiemy bardzo niewiele. One już nie istnieją, były dużo większe niż te dzisiejsze, błyskawicznie się wypalały i szybko ginęły jako supernowe. Jednak teoretycznie wciąż można się im przyjrzeć. Ich obraz niesie bowiem światło, które przetrwało ich śmierć i do dziś przemierza przestrzeń kosmiczną. Dociera też do Ziemi, choć jest teraz zmieszane ze światłem gwiazd, które narodziły się i umarły w późniejszych epokach. Razem tworzą słabą poświatę - tzw. pozagalaktyczne świetlne tło, które dziś badają astrofizycy.
Nie jest ono wystarczające, by noc zamienić w dzień, a nawet choćby minimalnie rozproszyć jej mroki. Prawdę powiedziawszy, trudno w ogóle dostrzec tę poświatę, choć astronomowie od dawna marzą ojej bliższym zbadaniu. Ten relikt, pozostałość po dawnych gwiazdach, która wiele mogłaby powiedzieć o wczesnych dziejach Wszechświata, pozagalaktyczne świetlne tło, ginie jednak w dużo silniejszym blasku Układu Słonecznego i naszej własnej Galaktyki.
Noc dla... kosmitów
Przyjmijmy hipotetyczne założenie: Ziemia znajduje się podwójnym lub potrójnym gwiazd. Jedno ze słońc znika za horyzontem (Gwiezdne Wojny i planeta Tatooine - mimo że fikcyjnie, nie brzmi znajomo?), inne wciąż świeci na niebie. Mieszkańcy Ziemi - lub innej znajdującej się w tym położeniu tudzież podobnej sytuacji planecie - zamiast nocy mieliby przez całą dobę dzień, tylko o różnym stopniu jasności. Być może tak jest w najbliższym nam układzie Alfa Centauri, który jest potrójnym układem gwiazd i w którym mogą krążyć planety.
Także planety,olbrzymie ciała niebieskie, które rodzą się w gromadach kulistych - bardzo gęstych zgrupowaniach gwiazd w Drodze Mlecznej - są skąpane w morzu światła. Jeśli narodziło się tam życie, to nie zna ono nocy.Ciekawe, czy obcy byłby temu życiu sen. Z drugiej strony, istnieją także planety wyrzucone z układów ich macierzystych gwiazd, które przemierzają kosmos samotnie. Na ich powierzchni panuje wieczna i zapewne mroźna noc.
A tak poza tym...
Srebrzyste chmury, inaczej obłoki srebrzyste, to zjawisko z pogranicza astronomii i meteorologii - wiszą na granicy kosmosu, powstają w wyniku opadania do atmosfery gwiezdnego pyłu. Niczym zwierciadło zawieszone nad Ziemią odbijają promienie słoneczne, które po zachodzie słońca padają na drugą stronę planety.Najlepszy okres, żeby zobaczyć te efemeryczne chmury mezosferyczne, to noce w czerwcu i lipcu, w okresie bliskim przesileniu letniemu, kiedy Słońce chowa się pod horyzont na głębokość od 6 do 16 stopni.
Kiedyś u zarania dziejów Wszechświata, przez mniej więcej pół miliarda lat po Wielkim Wybuchu panowała noc, wręcz iście koszmarna ciemność. Dopiero kiedy w obłokach zimnego gazu narodziły się pierwsze gwiazdy, stała się światłość... Przegnano upiory kosmicznej nocy.
Na pytanie ,,Co to jest noc?" inaczej odpowie żeglarz, astronom, zwykły Kowalski czy mieszkaniec układu Alfa Centauri. Sprawa pozornie wydaje się prosta: noc zapada, kiedy zajdzie Słońce, a więc znajdziemy się w obszarze cienia, który pokrywa połowę ziemskiego globu, zwróconą w przeciwnym kierunku niż nasza dzienna gwiazda. Problem w tym, że Słońce nie jest punktem. Jego tarcza na niebie ma rozmiar około pół stopnia kątowego. To oznacza, że nie ma ostrego przejścia między dniem i nocą, bo tarcza słoneczna znika stopniowo. Co więcej, atmosfera ugina promienie słoneczne i oświetlają one powierzchnię jeszcze długo po tym, gdy Słońce w całości znajdzie się za linią horyzontu.
Noc dla astronomów
Astronomowie czekają, aż środek tarczy słonecznej zawędruje 18 stopni poniżej horyzontu. To jest dopiero początek prawdziwej czarnej nocy bez zabłąkanych w atmosferze promieni słonecznych. Latem w Polsce nie ma takich astronomicznych nocy, np. z perspektywy Warszawy w dniu przesilenia Słońce chowa się maksymalnie ok. 14 stopni pod linią horyzontu. Nigdy nie robi się naprawdę ciemno, północne niebo cały czas jest jasne, zmierzch przechodzi bezpośrednio w świt. Jednak oczywiście nic nie przeszkadza, by w te noce, które tak naprawdę nie są nocami, obserwować gwiazdy. Widać je, choć nie tak dobrze jak zimą. Prawdę powiedziawszy, powinniśmy się dziwić, że w ogóle jest noc.
Gdyby wszechświat był nieskończony i wieczny, jak kiedyś sądzono, to gdziekolwiek byśmy skierowali wzrok, napotkalibyśmy światło jakiejś gwiazdy i to nie jednej, ale wielu. Ich łączny blask powinien zamienić nieboskłon w podświetlony klosz - byłoby równie jasno dniem i nocą.
Noc dla astrofizyków
O ,,wiekach ciemnych" Wszechświata, a także o pierwszych gwiazdach wiemy bardzo niewiele. One już nie istnieją, były dużo większe niż te dzisiejsze, błyskawicznie się wypalały i szybko ginęły jako supernowe. Jednak teoretycznie wciąż można się im przyjrzeć. Ich obraz niesie bowiem światło, które przetrwało ich śmierć i do dziś przemierza przestrzeń kosmiczną. Dociera też do Ziemi, choć jest teraz zmieszane ze światłem gwiazd, które narodziły się i umarły w późniejszych epokach. Razem tworzą słabą poświatę - tzw. pozagalaktyczne świetlne tło, które dziś badają astrofizycy.
Nie jest ono wystarczające, by noc zamienić w dzień, a nawet choćby minimalnie rozproszyć jej mroki. Prawdę powiedziawszy, trudno w ogóle dostrzec tę poświatę, choć astronomowie od dawna marzą ojej bliższym zbadaniu. Ten relikt, pozostałość po dawnych gwiazdach, która wiele mogłaby powiedzieć o wczesnych dziejach Wszechświata, pozagalaktyczne świetlne tło, ginie jednak w dużo silniejszym blasku Układu Słonecznego i naszej własnej Galaktyki.
Noc dla... kosmitów
Przyjmijmy hipotetyczne założenie: Ziemia znajduje się podwójnym lub potrójnym gwiazd. Jedno ze słońc znika za horyzontem (Gwiezdne Wojny i planeta Tatooine - mimo że fikcyjnie, nie brzmi znajomo?), inne wciąż świeci na niebie. Mieszkańcy Ziemi - lub innej znajdującej się w tym położeniu tudzież podobnej sytuacji planecie - zamiast nocy mieliby przez całą dobę dzień, tylko o różnym stopniu jasności. Być może tak jest w najbliższym nam układzie Alfa Centauri, który jest potrójnym układem gwiazd i w którym mogą krążyć planety.
Także planety,olbrzymie ciała niebieskie, które rodzą się w gromadach kulistych - bardzo gęstych zgrupowaniach gwiazd w Drodze Mlecznej - są skąpane w morzu światła. Jeśli narodziło się tam życie, to nie zna ono nocy.Ciekawe, czy obcy byłby temu życiu sen. Z drugiej strony, istnieją także planety wyrzucone z układów ich macierzystych gwiazd, które przemierzają kosmos samotnie. Na ich powierzchni panuje wieczna i zapewne mroźna noc.
A tak poza tym...
Srebrzyste chmury, inaczej obłoki srebrzyste, to zjawisko z pogranicza astronomii i meteorologii - wiszą na granicy kosmosu, powstają w wyniku opadania do atmosfery gwiezdnego pyłu. Niczym zwierciadło zawieszone nad Ziemią odbijają promienie słoneczne, które po zachodzie słońca padają na drugą stronę planety.Najlepszy okres, żeby zobaczyć te efemeryczne chmury mezosferyczne, to noce w czerwcu i lipcu, w okresie bliskim przesileniu letniemu, kiedy Słońce chowa się pod horyzont na głębokość od 6 do 16 stopni.
Kiedyś u zarania dziejów Wszechświata, przez mniej więcej pół miliarda lat po Wielkim Wybuchu panowała noc, wręcz iście koszmarna ciemność. Dopiero kiedy w obłokach zimnego gazu narodziły się pierwsze gwiazdy, stała się światłość... Przegnano upiory kosmicznej nocy.