Jedną z najbardziej rewolucyjnych zmian, jakie w ostatnich latach dokonały się w medycynie sądowej na świecie, jest badanie DNA; możliwość pobrania genetycznego wzoru danej osoby - genetycznych ,,odcisków palców'' - i porównania go z różnego rodzaju materiałami dowodowymi, od płynów ustrojowych (między innymi krwi, śliny i nasienia), przez włosy po części ciała, takie jak tkanka miękka, zęby i kości. To niezwykle potężne narzędzie w arsenale antropologii sądowe, z którego my ludzie jak się okazuje, umiejętnie korzystać nauczyliśmy się stosunkowo niedawno.
W odróżnieniu od lat 60-tych, 70-tych XX wieku, czy w jeszcze wcześniejszym okresie, nawet w obliczu i tak dość intensywnie powiększającego się dorobku kultury masowej, coraz szybszej wymiany danych za pomocą rozwijających się mass mediów etc, gdy wtenczas o DNA wiedziano niewiele i wiedziało o nim niewiele osób, co ciekawe, w czasach współczesnych pojęcie DNA zna praktycznie każdy. Badanie materiału genetycznego obecnie stało się normą, a programy i seriale telewizyjne takie jak "CSI: Kryminalne zagadki Miami (2002-12)", czy "CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas (2000-15)", zaznajomiły miliony ludzi z frazami w rodzaju ,,mitochondrialne DNA", ,,helisa DNA", ,,wymaz z ust", czy ,,pobieranie wydrapanego przez ofiarę naskórka lub kawałek tkanki potencjalnego zabójcy, spod paznokcia ofiary". Samo DNA to niesamowicie złożona, skomplikowana organiczna struktura, związek chemiczny o kształcie słynnej podwójnej, skręconej helisy. Jej złożoność absurdalnie wręcz podkreśla prostota części składowych, z których taka o to przeciętna cząsteczka się składa. Kwas deoksyrybonukleinowy - w swej typowej budowie - przypomina więc drabinę skręconą na kształt spirali lub korkociągu. Miliardy szczebli tej drabiny (złożoność DNA zależy od biologicznej złożoności organizmu żywego; im organizm bardziej skomplikowany fizjologicznie, tym ,,łańcuch DNA" bardziej rozbudowany) składają się z par zasad zwanych adeniną, guaniną, cytozyną i tyminą (co skraca się odpowiednio do A, G, C, T). Każdy szczebel w helisie DNA z A zawsze - bez wyjątku - łączy się z G; podobnie C łączy się z T. Możliwie zaistniałe kombinacje takich scaleń par zasad ze sobą sięgają astronomicznych liczb, co generalnie przekłada się na obfitość i różnorodność życia na Ziemi, w tym na zmiany genetyczne jak mutacje i, najważniejsze dla ludzi, na zmiany w obrębie gatunku: każdy z przedstawicieli Homo Sapiens - nawet w obrębie pokrewieństwa biologicznego - jest inny; nie ma na Ziemi tak samo wyglądającej jak ty, ja, ona osoby - z wyjątkiem bliźniaków jednojajowych, trojaczków itp. Dlatego, mówiąc w skrócie, materiał genetyczny, pobrany od jakiejś osoby (z jej płynów ustrojowych, z tkanek - wystarczy ich bardzo niewielka ilość) stanowi niezbity dowód potwierdzający czyjąś tożsamość. Jednym z pierwszych i zarazem najgłośniejszych przypadków procesu sądowego, ukazywanego publicznie, za pośrednictwem mass mediów, poprzez który świat dowiedział się o potencjale dowodowym DNA, był proces O.J. Simpsona (tak, to ten aktor grający w dwóch pierwszych parodiach filmowych kina akcji i kina detektywistycznego z serii "Naga Broń"!). Krople krwi znalezione w pobliżu miejsca, gdzie zamordowano Nicole Simpson i Ronalda Goldmana, pasowały do grupy krwi i DNA O.J. Simpsona, co poświadczyło wielu świadków oskarżenia. Co więcej, krew z DNA Rona Goldmana w fordzie bronco podejrzanego. Prawdopodobieństwo, że DNA znalezione w tych próbkach krwi mogło należeć do kogoś innego niż O.J., Nicole i Goldman, było niezwykle małe, wynosiło bowiem niemal jeden do dziesięciu miliardów.
DNA, nie dość, że stanowi arcy-skomplikowaną biochemiczną architekturę, jest także niezwykle delikatnym związkiem chemicznym - w przypadku spraw kryminalnych: czymś dużo bardziej niż ,,niezwykle delikatnym", wrażliwym na różne bodźce ,,narzędziem sądowym". Żeby jednoznacznie dopasować DNA do konkretnej osoby, trzeba mieć dobrą próbkę pobraną z ciała danej osoby oraz zestaw odpowiednich, rygorystycznie przestrzeganych procedur. I tu wracamy do medialnego show, sprawy O.J. Simpsona, prezentowanej wyżej. Podczas tego procesu obrona nie kwestionowała naukowej wiarygodności analizy DNA, próbek czy prawdopodobieństwa. Stwierdziła jedynie - a przysięgli w to uwierzyli - że obciążające podejrzanego próbki zostały albo podłożone przez detektywów, albo zanieczyszczone przez nieostrożnych techników. Tak więc pomimo przytłaczającego prawdopodobieństwa dowodzącego winy, na które powoływali się eksperci i oskarżyciel - miliardy do jednego - O.J. finalnie uniknął kary. Nie udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że to właśnie on dopuścił się zbrodni.*
W serialach kryminalnych, jak w produkcjach z serii ,,CSI. Kryminalne zagadki..." etc., sprawa związana z tym jak traktuje się DNA, jak pobiera się jego próbki od ludzi i jak uzyskuje się wynik badania genetycznego wygląda zgoła inaczej. Tego typu seriale, filmy również, wykreowały wśród zbiorowości ludzkiej tzw. ,,efekt CSI", odkładający się w świadomości społeczeństwa, wszędzie tam na świecie, gdzie telewizja i inne formy kultury masowej były i są dostępne. Ów syndrom objawia się następująco: młodzież, czy to dorośli, oglądający filmy bądź seriale kryminalne/ detektywistyczne z motywem ,,dowodów i miejsca zbrodni", masowo zaczynają się interesować naukami sądowymi. W USA, przykładowo, w połowie pierwszej dekady XXI wieku był to tak upierdliwy dla specjalistów gałęzi nauk kryminologicznych problem, że do techników pracujących w terenie ,,medycyny sądowej", jak i na uczelni, masowo, wręcz całymi hordami przychodzili dość młodzi ludzie, studenci i ci zdecydowanie niewyglądający na studentów, i pytali o karierę w tej dziedzinie. Cóż, istnieją jednak ogromne różnice między tym, jak badania są pokazywane na ekranie, a tym jak wyglądają w rzeczywistości. Po pierwsze, w telewizji zawsze rozwiązuje się sprawę w standardowe 45 minut jednego odcinka danego serialu, lub w około półtorej godziny jakiegoś pełnometrażowego filmu. W tej rzeczywistości śledczy prawie nigdy nie muszą zadawać pytań: wydaje się, że i tak wiedzą wszystko. W tych nielicznych przypadkach, kiedy jednak czują taką potrzebę, wykonują jeden szybki telefon i natychmiast dostają odpowiedź. Niemal równie szybko otrzymują wyniki badań DNA. Żeby skonfrontować tą telewizyjną obłudę z prawdą, wystarczy zapytać się iluś prawdziwych śledczych i techników pracujących z materiałem dowodowym, o to, jak długo czekają na wyniki badań DNA, czy czegoś powiązanego przykładowo z balistyką, a z pewnością żaden z nich nie odpowie, że to szybki proces; w rzeczywistości trwa on kilka tygodni, a nieraz nawet miesięcy, bo certyfikowane laboratoria - naprawdę, gdziekolwiek na świecie - przeważnie mają nawał pracy.
Jak widać, różnica między naukami sądowymi pokazywanymi w świecie małego ekranu a tymi, które wykorzystuje się w prawdziwym życiu i w prawdziwych śledztwach lub procesach, jest tak ogromna, że u ekspertów z gałęzi nauk kryminologicznych, śledczych i agentów śledczych obracających się w środowisku medycyny sądowej - w niełatwym świecie występków i zbrodni - słyszących nagle o serialach kryminalnych i temu podobnych, pojawia się uśmieszek politowania na twarzy, przewracanie oczami, kręcenie głową na wszystkie strony i ironiczne mruczenie pod nosem.
* O.J. w związku z innymi zarzutami, wcześniej aresztowany, wyszedł na wolność w 2017 roku.
(Źródło treści artykułu: "Trupia Farma. Nowe śledztwa"; Bass Bill, Jefferson Jon; Wyd. Znak litera nova; Kraków 2018)